7.5 C
Ustroń
poniedziałek, 6 stycznia, 2025

Bliżej natury – Co po nas zostanie? Rozważania raczej nie świąteczne…

Święta Bożego Narodzenia, Sylwester i Nowy Rok chyba powszechnie zwykliśmy traktować jako czas radości, wesołości [który] nastał światu temu. Bożonarodzeniowa i noworoczna atmosfera, powszechnie jest wzmacniana wszechobecnymi w przestrzeni publicznej  śniegurkami i innymi ozdobami, jarmarkami, rozbrzmiewającymi wokół kolędami, a przede wszystkim bynajmniej nie kolędowymi, ale świąteczno-zimowymi przebojami… To wszystko ma nas nie tylko wprawić w dobry nastrój, ale przede wszystkim zachęcić do kupowania produktów na mniej lub bardziej tradycyjne potrawy, przemyślanych i niewyczekiwanych prezentów i całej masy rzeczy o jakże krótkim terminie przydatności.

O konsumpcyjno-zakupowej gorączce oraz o jej środowiskowo-ekologicznych skutkach pisałem już nieraz na łamach Ustrońskiej. I nie miałem nigdy na celu wzbudzanie w Szanownych Czytelnikach wyrzutów sumienia czy wpędzanie w poczucie winy. Moja pisanina do świątecznego numeru Gazety jest nienachalną sugestię, aby pośród bożonarodzeniowo-noworocznego rozgardiaszu znaleźć chwilę na refleksję o kosztach, jakie rokrocznie i tradycyjnie w tym okresie ponosimy. Nie w sensie finansowym, który oczywiście odbija się (negatywnie!) na grubości naszych portfeli i zasobności konta w banku. Rzecz tyczy kosztów dla nas niewidzialnych lub których nie chcemy bądź nie potrafimy dostrzec, a „płaconych” przez środowisko przyrodnicze. To koszty związane chociażby z wydobyciem surowców i ich przetworzeniem w różne produkty, z transportem, opakowaniem i przekonaniem nas do ich zakupu jako absolutnie niezbędnych do szczęśliwego życia. To  również koszty związane z „usunięciem” sprzed naszych oczu tych wszystkich przedmiotów, których już nie potrzebujemy, czyli uprzątnięciem i zagospodarowaniem wszelakich odpadów. Krótko po szale bożonarodzeniowych zakupów zaczynamy przecież sprzątać lodówki i spiżarki z potraw, których nie zdołaliśmy przejeść, a całe sterty rzeczy – pięknych i niezbędnych przy kupowaniu – okazuje się pomyłką, durnostojką i czymś, co „zaśmieca” nasz dom czy mieszkanie. Pisząc „koszty” nie mam na myśli kwestii finansowych, ale te środowiskowe, obejmujące marnotrawienie jakichś zasobów, zużycie energii i wody, emisję zanieczyszczeń i ścieków podczas wytwarzania, transportu i tak dalej. Tych skutków naszych zakupów zwykle sobie nie uświadamiamy, tak jak do końca nie chcemy nazbyt wiele wiedzieć co też się dalej dzieje z resztkami z naszego stołu, stertą opakowań czy nietrafionych prezentów, które trafiają do kubłów na śmieci. Natomiast tym razem chciałbym zaproponować, aby przy okazji Bożego Narodzenia i Nowego Roku kilka chwil zadumy poświęcić śladom, jakie po sobie pozostawiamy w perspektywie liczonej w tysiącleciach czy wręcz milionach lat.

Co po nas? Jakie ślady po nas pozostaną? Nie są to pytania o to, jak zostaniemy zapamiętani, jaki życiowy dorobek czy intelektualny spadek pozostawimy, ale o materialne skutki życia całej naszej ludzkiej społeczności, przepuszczone przez filtr czasu i prasę geofizycznych sił i procesów. Już wyjaśniam co mam na myśli. Kilka razy w roku odwiedzam nieeksploatowaną od co najmniej kilkunastu lat kopalnię piasku w Krasnej w Cieszynie. Dzisiaj to sporych rozmiarów „dziura w ziemi”, zarastająca roślinnością zwaną spontaniczną, w której kształtowaniu znikomą rolę odgrywa człowiek. Jest to również cenne stanowisko archeologiczne – znaleziono tu m.in. ślady pozostawione przez neolitycznych rolników jakieś 6 tysięcy lat temu. Kiedy odwiedzam to miejsce nieustająco fascynują mnie znajdowane  drobne krzemienne okruchy. Mogą to być zarówno fragmenty naturalnie pokruszonych większych buł, jak i liczące kilka tysięcy lat archeologiczne artefakty – zaczątki kamiennych narzędzi bądź odłupki i wióry, czyli odpady poprodukcyjne neolitycznej manufaktury. Wiele z tych krzemiennych drobiazgów może być materialnymi pozostałościami po ludziach, którzy przed kilkoma tysiącami lat przekształcali – na miarę swych skromnych sił i możliwości – środowisko przyrodnicze tego fragmentu Śląska Cieszyńskiego. Naszym neolitycznym  przodkom nie udało się nazbyt wiele zniszczyć, a ślady ich istnienia – zauważalne z reguły wyłącznie dla wprawnego oka specjalisty-archeologa – wydają się dziś wtapiać w naturalne i organiczne tło. Co w tym znaczeniu pozostanie po nas, powiedzmy za jakiś tysiąc lub milion lat?

Odpowiedzi na to pytanie warto szukać w książce (którą notabene dwa lata temu znalazłem pod bożonarodzeniową choinką) autorstwa Davida Farriera „Za milion lat od dzisiaj. O  ladach, jakie zostawiamy”. Jest to zarówno relacja z poszukiwań przyszłych skamielin ludzkości, jak i refleksja nad dzisiejszym stanem i kondycją człowieka i środowiska, w którym żyjemy. Kiedy myślimy o pozostawianych śladach, to jakże często przychodzi nam  na myśl ślad ludzkiej stopy odbity w piasku na plaży. Według D. Farriera to jedna z najbardziej czytelnych metafor ludzkiej obecności. Tyle tylko, że po naszych ludzkich  przodkach niewiele pozostało odcisków stóp, ale po np. dinozaurach dziś dysponujemy ponoć większą liczbą zachowanych w skalnym podłożu tropów, niż skamieniałych kości, zębów czy koprolitów (kopalnych odchodów)! Współczesny Homo sapiens z pewnością nie pozostawi w spadku szczególnie licznych skamieniałych odcisków swych stóp i to raczej nie z winy obuwia, w którym na ogół się poruszamy. Po prostu w czasach rozbuchanej konsumpcji nic nie jest w stanie konkurować o tytuł potencjalnej przyszłej skamieliny z ogromną masą szybko wytwarzanych, kupowanych i równie szybko wyrzucanych dóbr i przedmiotów!

Skalę naszej ingerencji w środowisko Ziemi najlepiej oddaje chyba fakt, że jako ludzkość wyodrębniliśmy pierwiastki, które albo nigdy nie występowały w przyrodzie w stanie czystym – sód, wapń i potas, albo były obecne tylko w śladowych ilościach – glin, tytan i cynk. Tych drugich produkujemy rocznie setki tysięcy, a nawet miliony ton! Wedle szacunków człowiek dokonuje zmian na naszej planecie sto siedemdziesiąt razy szybciej niż naturalne procesy zachodzące w przyrodzie, czyli zmiany środowiskowe, na które potrzeba dziesięciu tysięcy lat, ujrzymy w ciągu pięćdziesięciu ośmiu lat, czyli w czasie krótszym niż życie jednego człowieka. Z całej masy ziemi, którą od tysięcy lat przesuwamy z miejsca na miejsce (z różnego rodzaju wykopów, np. pod fundamenty budynków, kanałów czy kopalni odkrywkowych) – można utworzyć łańcuch górski o wysokości czterech tysięcy metrów, szeroki na czterdzieści kilometrów i długi na sto kilometrów! Tylko od połowy XX wieku do końca wieku obecnego budując drogi, wznosząc budynki oraz prowadząc działalność wydobywczą, przemieścimy (…) tyle kamienia i osadu, ile ludzkość przemieściła w ciągu poprzednich pięciu tysięcy lat. Proszę sobie przypomnieć dubajskie „palmy” i wyspy sztucznie usypane w wodach Zatoki Perskiej. Dla niektórych to dowód ludzkiego geniuszu budowlanego, fantazji emirów ze Zjednoczonych Emiratów Arabskich i zasobności ich portfeli. W istocie to smutny dowód naszej bezwzględności w eksploatacji Ziemi i jej zasobów – do powstania tej turystycznej atrakcji używa się ziemi i skał między innymi ze „znikających” całych gór w emiracie Fudżajra, co z prawdopodobieństwem graniczącym z pewnością przyniesie dramatyczne zmiany lokalnego klimatu nad Zatoką Omańską.

David Farrier opisuje nie tylko ślady, jakie pozostawimy w skali makro (wspomniane góry przemienione w wyspy i półwyspy), ale również te, które będą pozostałością naszego codziennego życia i cieniem drobiazgów znanych choćby z kuchni czy biura. Szacuje się, że od połowy minionego stulecia wyprodukowaliśmy 500 milionów ton aluminium – gdyby w całości była to obecna w każdej kuchni folia aluminiowa, to moglibyśmy nią przykryć całe Stany Zjednoczone! Większość plastiku, który wyprodukowaliśmy i jeszcze wyprodukujemy wyląduje na dnie oceanów, odkładając się jako element warstwy geologicznej, i zostanie tam na stałe, dopóki ciśnienie wraz z temperaturą nie zamienią go z powrotem w ropę naftową lub dopóki część dna morskiego nie stanie się lądem i nie zacznie podlegać erozji – jedno i drugie to procesy wymagające dziesiątków milionów lat. Ale nawet po naszym menu zostanie trwały geologiczny ślad, bowiem co roku w celach spożywczych zabija się sześćdziesiąt miliardów kurczaków; ich skamieniałe kości zachowają się na każdym kontynencie, będąc świadectwem przedostania się do zapisu geologicznego naszego apetytu. Ot, to taki antropocen od kuchni.

Miasta i drogi budujemy z betonu, stali, cegieł i szkła, które pozostaną na wieki. Dodać jeszcze wypada tysiące ton trwałego plastiku, krzemowych czipów w smartfonach oraz laptopach i węgliku wolframu w obrabiarkach, żarnikach i długopisach.(…) nierdzewna stal przetrwa tak długo, że zostawi po sobie w osadzie trwały odcisk ramy okiennej lub patelni. Żebrowane zbrojenia lub krzywizna kołpaka koła samochodowego pozostawią ciekawe odciski, których znaczenie trzeba będzie [w przyszłości] zrozumieć. (…) Ale najbardziej zdumiewa to, że skamieliną może stać się tak zwyczajny drobiazg jak spinacz – ciekawe czy ślad po tak banalnym przedmiocie nie okaże się kiedyś intrygującą zagadką o niewiadomym, a dla nas tak oczywistym przeznaczeniu. Autor „Za milion lat od dziś” jest profesorem literatury na uniwersytecie w Edynburgu, który co dnia ma do czynienie z papierem pokrytym drukiem. Literaturoznawca z ironią stwierdza, że w odpowiednich warunkach może zachować się także papier, zwłaszcza ten powlekany wykorzystywany do druku czasopism. Zawarte w nich treści nie przetrwają, ale czy nie jest ironią to, że może przetrwać sam odcisk czasopisma modowego lub poświęconego jakimś gadżetom, teraz już pozbawionego reklam i zachwytów na temat doskonałości produktu, a obok niego zachowają się odciski przedmiotów, do których kupna zachęcał.

Książka Davida Farriera to zaproszenie do niezwykłej podróży w przyszłość, która jakże mocno jest zakorzeniona w teraźniejszości, bowiem przyszłe skamieliny to również nasze codzienne przedmioty, tak beztrosko kupowane i niefrasobliwie wyrzucane. Będzie to więc nasze dziedzictwo, przez pryzmat którego będziemy oceniani i zapamiętani, zapis tego, czy  parliśmy do przodu, nie zważając na wyłaniające się na horyzoncie niebezpieczeństwa, czy też mieliśmy dość rozsądku, by w porę zmienić kurs.

Cesarz i filozof Marek Aureliusza w swych „Rozmyślaniach” zanotował również taką refleksję: Często przypominaj sobie tych, którzy z jakiego powodu zbytnio się unosili, i tych, którzy do najwyższego doszli stopnia czy to sławy, czy nieszczęść, czy nieprzyjaźni, czy jakichkolwiek losów. Następnie zadaj sobie pytanie: gdzie też to wszystko teraz? – Dym, popiół, baśń albo nawet już i baśnią nie jest. Dym i popiół – może to niezłą metafora naszego współczesnego, konsumpcyjnego życia w otoczeniu mnóstwa przedmiotów, których tak naprawdę nie potrzebujemy.

Czy idealny to temat do rozmyślań z okazji Bożego Narodzenia i Nowego Roku? A kiedy, jak nie teraz?
Tekst i zdjęcie: Aleksander Dorda

Zobacz również

Ostatnie artykuły

Skip to content