Rozmowa z Lady Fox – performanką burleski, organizatorką i jurorką I Ustroń Burlesque Festival
Skąd pseudonim Lady Fox?
Moja mama ma naturalnie rude włosy, a ja zawsze byłam bardzo jasną blondynką i ubolewałam, że nie odziedziczyłam po niej koloru włosów. Rudy zawsze mi się podobał, od dziecka czułam też sympatię do lisów, to takie moje totemiczne zwierzę. W końcu narodziła się Lady Fox. Jako Lisica bardzo dobrze czuję się na scenie, w burlesce odnalazłam siebie – performankę, tancerkę, aktorkę…
To czym właściwie jest ta burleska?
Burleska jest performancem. Słowo „performance” pochodzi z języka angielskiego i dosłownie oznacza „przedstawienie”, „wykonanie”. To zdarzenie artystyczne, w którym artysta jest zarówno twórcą jak i materią sztuki – dokonującym aktu tworzenia i jednocześnie nawiązującym bezpośredni kontakt z publicznością. W przypadku burleski materią artystyczną jest ciało – jego podmiotowa prezentacja, opowiedzenie nim historii i pokazanie radości z nieskrępowanej cielesności.
Burleska kojarzy się ze striptizem…
W pewnym sensie nim jest, ale jest też tańcem, zabawą, show, teatrem… Burleska czerpie z różnych form wyrazu, znajduje się na pograniczu wielu sztuk – nie da się jej sprowadzić do prostego porównania z inną sztuką. Jest to performance, a gdyby chcieć użyć polskiego słowa, to najbliżej jej chyba do spektaklu. Kiedy rozbieram się na scenie, to rozbieram się o czymś, żeby opowiedzieć jakąś historię albo zaprezentować piękny kostium i ciało pod nim. Rozbieranie nie jest celem samym w sobie, jest de facto narzędziem burleski. To ma być rozrywka, ma wywoływać emocje, uczucia, zachwyt, radość, choć są też gatunki burleski, które opowiadają poważne historie i poruszają ważne społecznie tematy.
Czyli nie chodzi o erotykę?
Nie wnikam i nie dyktuję publiczności, co mają odczuwać. Erotyka jest z burleską nierozerwalnie związana, ale nie jest jej głównym celem. Są różne szkoły, różne opinie, ale dla mnie burleska jest przede wszystkim o oddawaniu się radości, robieniu show i dzieleniu się energią z publicznością.
Ale bez rozbierania nie ma burleski?
Tak, ale! To trudne pytanie, jak to bywa w przypadku sztuk z pogranicza. Jeśli artystka wychodzi na scenę w stylowym kostiumie, w peniuarze, na szpilkach z wszelkimi atrybutami – wachlarzem, boa i tak dalej, ale się nie rozbierze, to robi burleskę czy nie? Ja mam taki numer w repertuarze, kiedy zdejmuję tylko rękawiczki… czy może aż rękawiczki? To na pewno jest burleska, bo używam burleskowych atrybutów i na pewno o rozbieraniu, chociaż niczego więcej nie zdejmuję. Myślę, że ścisłe definicje nie są potrzebne, warto przyjść i przekonać się, jak fascynująca jest to sztuka.
Czy burleska to była pierwsza forma twojego scenicznego wyrazu czy wcześniej przebyłaś jakąś drogę?
Wiele lat brałam udział w kołach teatralnych, projektach okołoteatralnych i grałam w różnego rodzaju larpach (z ang. live action role-playing) – teatralnych improwizowanych działaniach na pograniczu gry i sztuki. Od zawsze miałam w sobie otwartość teatralną i dobrze się czułam na scenie. Pewnego dnia w Warszawie zostałam zaproszona z przyjaciółmi na burleskę. Zrobiła na mnie wielkie wrażenie i stwierdziłam, że chcę to robić. Burleska to było to, czego szukałam. Chodziłam półtorej roku na zajęcia do domu burleski Madam Q w Warszawie, bo tam wcześniej mieszkałam. Trzeba pamiętać, że burleski tak naprawdę nie da
się nauczyć. Trzeba to czuć i trzeba mieć pomysł na siebie na scenie. Warsztaty polegały bardziej na zmianie myślenia, na szukaniu sposobu wyrażania siebie, choć były też konkrety na temat wachlarzy, ściągania rękawiczek, pończoch itp. W końcu burleska stała się nieodzowną częścią mojego życia.
Jaki to może być pomysł na siebie?
Znam osoby, które są po szkole cyrkowej, rozbierają się wykonując sztuczki cyrkowe, żonglując. Inne koleżanki są po szkołach baletowych, tanecznych, stawiają na taniec i rozbierają się tańcząc. Burleska jest znana z pięknych strojów i osoby, które potrafią szyć niezwykłe rzeczy, kładą szczególny nacisk na kostiumy.
A twój sposób wyrażania siebie?
Najlepiej czuję się w formach teatralnych i często nawiązuję do popkultury. Odgrywam Poison Ivy z Batmana, Mary Jane Watson ze Spidermana, Silk Spectre z Watchmena, a teraz właśnie zrobiłam kostium do postaci z takiego mniej znanego komiksu, w którym główna bohaterka jest… performenką burleski. Uwielbiam teatralność na scenie i energię, którą mogę się dzielić z publicznością.
To ciekawe połączenie sztuki, która narodziła się w latach 20. XX wieku ze współczesną kulturą.
To sztuka uniwersalna i można nią wiele wyrazić. Burleska narodziła się w Stanach Zjednoczonych. To nie jest niemiecki kabaret ani francuski wodewil, to sztuka amerykańska. Na początku burleska wiązała się trochę ze sztuką cyrkową, ale bardzo szybko stała się odrębną sztuką, polegającą na samodzielnym występowaniu ciekawych, atrakcyjnych kobiet, które tańczyły ubrane w piękne stroje, ewentualnie prezentowały jakieś inne umiejętności i rozbierały się. To wtedy zaistniały takie atrybuty jak wachlarze, rękawiczki, wielkie kielichy, w których artystki się kąpały. To się bardzo, bardzo podobało publiczności i największe performerki były znane i bogate. Pierwszy rozdział w historii burleski zakończył się w latach 50. XX wieku. Wtedy w USA zapanowały bardzo konserwatywne nastroje społeczne, weszła cenzura, performerki nie były mile widziane na salonach. Dodatkowo zaczęła się rozwijać telewizja na fali czego, burleska umierała.
Kiedy się odrodziła?
W latach 90. XX wieku powstała neoburleska, narodziło się wiele gwiazd wielkiego formatu m.in. Dity von Teese, a do spopularyzowania sztuki przyczynił się też film pt. „Burleska” z 2010 roku z Christiną Aguilerą i Cher. Paradoksalnie film nie pokazuje burleski, to raczej sexy dance, dziewczyny w formacjach, musical, ale zrobił swoje. Współczesne performerki nie zapominają o historii. Czytelnicy na pewno kojarzą, że jednym z charakterystycznych elementów stroju w burlesce są pasties (po polsku nasutniki), czyli ozdoby skrywające sutki piersi. Gdy rodziła się burleska, performanki ich nie nosiły, nie uważały, że są potrzebne. Potem prawo w niektórych stanach USA zmusiło je do tego. Teraz też nie możemy pokazywać publicznie sutków, więc pasties stały się pamiątką, symbolem i jednocześnie charakterystycznym akcesorium oraz piękną i wymyślną biżuterią.
Czym się różni współczesna burleska od burleski tradycyjnej?
Mniej skupia się na tańcu, kostiumie, atrybutach, prezentacji, bardziej na opowiedzeniu historii o człowieku lub jakiejś fikcyjnej postaci. Mamy burleskę tradycyjną tzw. klasyczną, w której nie ma właściwie fabuły, ale jest show, kostium i ciało; i neoburleskę, bardziej tematyczną. Często w opowieściach sięga się do tradycyjnych mitów i baśni, przekształcając je we współczesne opowieści, w których odwraca się role, łamie schematy, miesza symbole.
Jakie trzeba spełniać warunki fizyczne, żeby występować w burlesce?
Nie ma czegoś takiego jak odpowiedni wygląd. Burleska jest dla wszystkich. Występują w niej osoby w każdym rozmiarze ciała, definiujące się w dowolny sposób, muszą tylko mieć pomysł na siebie, żeby zahipnotyzować publiczność i wciągnąć ją do swojego świata.
Jakiś wdzięk, zmysłowość chyba trzeba mieć?
Z jednej strony tak, ale są też takie zaangażowane numery burleskowe, które bazują na pokazaniu trudnych tematów, społecznych problemów, mówiące o poniżaniu kobiet, obnażające patriarchat. Scena służy również do tego. Wiadomo, że w eleganckiej restauracji, na prywatnym pokazie performance służy rozrywce i często wybrana będzie klasyczna forma. Na przeglądach, w teatrze można pójść w inną stronę. Jak to w sztuce, artysta tworzy to, co mu serce dyktuje. Jedni robią burleskę klasyczną, inni traktują ją jak manifest. Co nie oznacza, że nie można tego łączyć, praktycznie większość osób na scenie ma różne tematycznie numery.
Jesteś w związku i nie mogę nie zapytać, jak do twoich występów odnosi się twój partner?
W pełni akceptuje moją twórczość, wie, ile ona dla mnie znaczy. Chcę od mojego partnera wsparcia i takie otrzymuję. Nie pojmuję koncepcji zazdrości w kontekście twórczości i może dlatego takie pytania są dla mnie niezrozumiałe.
Z tego, co mówisz, burleska wpisuje się w ideę ciałopozytywności.
Z pewnością i uważam, że jako sztuka, może wyzwolić z obsesji ciała. Współcześnie jest to ogromny problem. Z jednej strony walczymy z otyłością, a z drugiej promowane ideały piękna sprawiają, że młode dziewczyny się głodzą. Burleska pokazuje piękno ciała „niemagazynowego”. Ja przekroczyłam trzydziestkę, nie mam wzrostu modelki, nie noszę rozmiaru 36, ale potrafię z normalnego ciała wydobyć piękno, zmysłowość, czar, bo to jest gdzieś w środku i nie zależy od centymetrów czy kilogramów. Gdy kobieta to czuje, może robić piękne rzeczy z pomocą swojego ciała, takiego jakim ono jest.
Podczas naszej rozmowy wykonujesz żmudną pracę przyszywania drobnych kryształków, żeby ozdobić pas do pończoch. Sama tworzysz kostiumy?
Warto pamiętać, że stroje burleskowe nie są do ubierania, tylko do rozbierania, więc koncept ich szycia jest odwrotny. Chodzi o to, że każdy kostium, każdą część garderoby musi się dać ładnie lub ciekawie rozebrać. Suknia opada po naciśnięciu jednego zatrzasku, w gorsecie jest takie sprytne rozwiązanie, że opada w sekundę – jest gorset i zaraz już go nie ma. Te sztuczki mają uatrakcyjnić występ. Nie szyję sama kostiumów, zamawiam u osób, które specjalizują się w strojach scenicznych. Moja mama jest krawcową, ale nie odziedziczyłam talentu do igły i nitki, nie lubię szyć, ale lubię doklejać kryształki. Jak widzisz są tu ich setki, specjalnie zamawiane ze szkła, a nie z plastiku, dla lepszego efektu odbijania światła. Kupuję też zwykłe elementy garderoby na przykład staniki i potem przerabiam, doszywam, kryształkuję, koronkuję. Kostiumy są moim narzędziem pracy, dlatego bardzo starannie je przygotowuję, a po występie wszystkie elementy muszą do mnie wrócić.
Zamieszkałaś w Ustroniu, nie brakuje ci wielkiego świata?
Nie, Ustroń jest przepięknym miejscem do dobrego życia. Często też jeżdżę do Warszawy, do Wrocławia, ostatnio występowałam w Czechach, byłam też na Pomorzu. Nie mam problemu z wypełnieniem kalendarza, ale wyjazdy pochłaniają mnóstwo mojej energii, bo podróżuję pociągami z wielkimi walizkami, torbami. Chciałabym trochę ograniczyć wyjazdy, bo zadomowiłam się tutaj i jest mi szczególnie miło, gdy mogę popularyzować burleskę w Ustroniu. Razem z Dominikiem Dembińskim organizowaliśmy letnie spektakle w Karczmie „Wrzos” i cieszyły się dużym zainteresowaniem. Poszliśmy za ciosem i postanowiliśmy zorganizować I Ustroń Burlesque Festival. Zapraszam 18 października do „Wrzosu” na show, w którym wystąpię razem z dwoma jurorkami, a 19 października na zmagania konkursowe do „Prażakówki”, podczas których obejrzymy i ocenimy na scenie występy aż 13 osób artystycznych! W niedzielę odbędą się warsztaty, warto spróbować! Dziękuję za rozmowę. Rozmawiała: Monika Niemiec