Od kilku lat mniej więcej w pierwszej połowie czerwca, na moim podjeździe przed garażem rozpoczyna się trwające raptem 3-4 dni ptasie przedstawienie. Na kablu elektroenergetycznym przysiada co najmniej jedna rodzinka dymówek gniazdujących w pobliskim gospodarstwie, a położona naprzeciwko domu łąka staje się areną nauki lotów i chwytania owadów. W tym roku rodzinka była jak na dymówki bardzo liczna – rodzicielskie nauki odbierało aż sześć pociech. Cóż, początki nauki latania bywają trudne, więc zdarzało się do otwartego na oścież garażu co rusz wpadał jakiś zdezorientowany ptasi młodzik, nabierający dopiero wprawy w umiejętnym lawirowaniu w pobliżu budynków. Widok sześciu wyrośniętych już dymówek siedzących w rzędzie na kablu, obserwujących myśliwskie akrobacje rodziców na łące i drących się w niebogłosy, kiedy tylko któryś z rodzicieli pojawiał się z czymś do zjedzenia w dziobie, z nawiązką wynagradzał mi rozliczne ślady sprawnej pracy ptasich układów trawiennych, pozostawiane na bruku czy parkujących samochodach. Wedle uczonych ornitologicznych ksiąg tzw. sukces lęgowy dymówek wynosi zwykle 70-90%, co jest wynikiem rewelacyjnym jak na tak niewielkiego ptaka, na którego czyhają rozliczne niebezpieczeństwa. To zupełnie odwrotna sytuacja, niż u moich tegorocznych ptasich sąsiadów, czyli u raniuszków.
Bardzo lubię raniuszki – to niezwykle sympatyczne niewielkie ptaszki, ważące ledwie 7-10 gramów przy długości ciała dochodzącej do 16 cm, z czego jakieś dwie trzecie przypada na ogon. Główka i spód ciała dorosłych ptaków są białe, a skrzydła i grzbiet czarne z winnoczerwonymi lub rdzawobrązowymi „barkami”; natomiast długi ogonek jest ciemny z białymi brzegami. Raniuszki na ogół obserwuje się w rodzinnych grupkach, przy czym w okresie od jesieni do wiosny łączą się w międzyrodzinne „stadka”, liczące kilkadziesiąt, a nawet ponad sto ptaszków. Są to stworzenia mało płochliwe, ale za to ruchliwe, co zazwyczaj pozwala jedynie na krótkie obserwacje. Dla mnie raniuszki mają objawy „ptasiego ADHD” –sprawiają wrażenie ciągle czymś zajętych i zaaferowanych, są wiecznie w ruchu, nie potrafią usiedzieć gdzie na dłużej w jednym miejscu, nieustannie się przy tym cichutko i wesoło nawołują. To moje wyobrażenie o raniuszkach utrwaliło się na przełomie zimy i wiosny tego roku, kiedy raniuszki zaczęły się pojawiać przy ogrodowym karmniku, a ich wrodzona ruchliwość sprawiała wrażenie, że jest to liczna ptasia gromadka. Z upływem tygodni wyraźnie zmieniło się ich zachowanie, bowiem parka raniuszków przystąpiła do budowy gniazda gdzieś w moim ogrodzie.
„Moje” raniuszki zaczęły wyraźnie kręcić się w jednym zakątku ogrodu i mimo przeogromnej ciekawości co z tego może wyniknąć, omijaliśmy – tzn. ja i mój sierściuchowaty współlokator, który na zewnątrz wychodzi pod kontrolą i na smyczy – z dala ten fragment naszego kawałka świata. Mój koci towarzysz nieustannie strzyżouszył, wibrysonozdrzył i źrenicował (te wyrażenia zapożyczam od Erica Barataya „Kocie spray. Koty tworzą swoją historię”, 2022, tłum. Krzysztof Jarosz; miłośnicy kotów nie będą mieli zapewne wątpliwości o jakie kocie zachowania chodzi) za każdym przelatującym raniuszkiem, a ja z daleka starałem się wypatrzyć kunsztowne raniuszkowe gniazdo. Według mojej opinii to jedno ze szczytowych osiągnięć ptasich budowniczych – ma kształt wydłużonej pionowo, jajowatej kuli z położonym z boku otworem, a materiałem budowlanym są mech, porosty, kora brzozowa, pajęczyny, kokony oraz ptasie pióra. Mech stanowi główny budulec i warstwę izolacyjną, a wplątane w niego porosty i brzozowa kora służą do maskowania gniazda przed sporą gromadą wrogów, dybiących na raniuszki. Pajęczyna i owadzie kokony wiążą wszystko „do kupy”, a pióra stanowią miękką i ciepłą wyściółkę. Jak nie omieszkali policzyć nadmiernie być może ciekawscy, a zapewne wścibscy ornitolodzy, w takim gnieździe, którego wysokość nie przekracza 25 cm, może być nawet 2000 piórek!
Raniuszki nie są nazbyt wybredne w wyborze miejsca na gniazdo. Owszem, preferują lasy, ale nie omijają zadrzewień, parków czy ogrodów, a czynnikiem, który wydaje się mieć największych wpływ na lokalizację jest łatwy dostęp do mchów i porostów. Gniazda budują zarówno nisko nad ziemią, jak i wysoko w koronach drzew, ale najczęściej można je znaleźć na wysokości ok. 2 m. „Miejscówką” może być zarówno drzewo iglaste, jak i liściaste, krzew, pnącze… Mimo tak szeroko określonych wymagań, mój ogród – założony na szczerym polu ledwie 8-9 lat temu – wydawał mi się kiepskim wyborem dla raniuszków. Ale trzymałem kciuki za ich rozrodczy sukces, omijając najbardziej podejrzane rejony ogrodu.
Niestety, kto inny wypatrzył i znalazł gniazdo „moich” raniuszków. Na krótkiej liście jest kilka kotów z sąsiedztwa chodzących po polach, łąkach i lesie samopas, ale także kuny, gronostaje, sójki i sroki, które regularnie patrolują ogród, a nawet kruki i wrony z pobliskiego lasu, dla których wizyta w moim ogródku to raptem kilka machnięć skrzydłami. O tym, że ktoś odnalazł raniuszkowi lokum, świadczyło kłębowisko piór i piórek na niewielkim świerku oraz zdewastowane gniazdo przytulone do pnia drzewka. Na dodatek przez podjazd wędrował sobie na piechotę, popiskując cichutko samotny raniuszkowy podrostek…
Zawsze mam w takich sytuacjach dylemat – pomagać czy nie pomagać? Kiedy i na ile interweniować w coś, co jakby nie było jest zdarzeniem naturalnym, ba, nawet dosyć powszechnym? Na szczęście moje wątpliwości rozwiązali szybko ptasi rodzice, regularnie donoszący swemu „zagniazdownikowi” owady. Początkowo zaskoczyła mnie liczba karmicieli, bo odniosłem nieodparte wrażenie, że malucha dokarmiały co najmniej cztery dorosłe raniuszki. Rzut oka do fachowej literatury wyjaśnił, że u raniuszków występuje funkcja tak zwanych piastunów – z reguły są to dorosłe, spokrewnione z parką rodziców ptaki, które w danym sezonie nie założyły rodziny, jak również zupełnie obce ptaki, które utraciły swoje lęgi. Ot, taki przykład międzysąsiedzkiego i międzypokoleniowego altruizmu. Co było dalej z maluchem, który szybko schował się w gęstwinie laurowiśni, berberysów i irg? Nie wiem, postanowiłem nie interweniować, więc zapewne i po prostu życie, z wszystkimi jego radościami oraz mniejszymi lub większymi tragediami…
Z naukowych doniesień wynika, że chociaż jedna samica raniuszka składa zwykle 10-12 jaj, a znane są przypadki, kiedy tych jaj bywa i 16, to u tego gatunku straty potomstwa sięgają przeciętnie aż 70-80%, czyli zaledwie co piąta para raniuszków odnosi sukces lęgowy! Oby moje ogrodowe raniuszki odchowały w tym lęgu przynajmniej tego jednego, uwiecznionego na zdjęciach potomka… Aleksander Dorda