Wędrując po drogach, ścieżka, miedzach i bezdrożach Śląska Cieszyńskiego, raz na jakiś czas trafiam na miejsca (na szczęście nieliczne), o których chciałbym jak najszybciej zapomnieć, a jeszcze szybciej je opuścić. Bynajmniej nie są to jakieś przestrzenie zdewastowane i zdegradowane myślą i czynem człowieka, ruiny i rudery, dzikie wysypiska śmieci, cuchnące wylewiska ścieków i tym podobne. Wręcz przeciwnie – mam na myśli miejsca słoneczne i widne, poniekąd pełne zieleni, ale w których dominują rozległe i monotonne, a z przyrodniczego punktu widzenia nudne pola kukurydzy. Doprawdy nic w nich nie widzę ciekawego, więc jeśli tylko się zorientuję, że oto natrafiłem na „zakukurydziony” krajobraz przyśpieszam, by jak najszybciej od niego uciec. Jednak tym razem było inaczej. Oto pośród wysychających i tracących zieleń kukurydzianych liści, drażniąco szeleszczących pod wpływem najlżejszego nawet powiewu wiatru, pysznił się żółcią całkiem sporych rozmiarów łan topinamburu.
Botanicy zaliczyli jak dotąd ponad 50 gatunków do rodzaju słonecznik (łacińska nazwa rodzajowa Helianthus została utworzona z greckich słów helios czyli słońce oraz anthos oznaczającego kwiat, co nawiązuje do charakterystycznych słonecznikowych „kwiatów”, a w zasadzie – kwiatostanów). Zazwyczaj słowo „słoneczniki” przywołuje obrazek drobnych owoców (ziaren) o stożkowatym kształcie, mniej lub bardziej spłaszczonych, które mimo że formalnie zwane są niełupkami, dają się łatwo rozłupać lub rozgryźć, gdyż pod czarnymi lub szarawobiałymi łuskami-osłonkami kryją się smaczne i tłusto-oleiste nasiona. Hasło „słoneczniki” przywodzi również na myśl mniejsze lub większe pola pełne rzędów wysokich łodyg zwieńczonych ogromnymi „kwiatami” o intensywnie żółtych „płatkach”, które z cudowną synchronizacją – niczym karni żołnierze na musztrze – przez cały dzień wodzą „wzrokiem” za słońcem wędrującym po nieboskłonie. Bohaterem powyższych skojarzeń jest przede wszystkim słonecznik zwyczajny (Helianthus annus), uprawiany dla jadalnych nasion – w moim domu głównym konsumentami łupanych i niełupanych słonecznikowych ziaren są dzikie ptaki z sikorkami na czele, regularnie odwiedzające wystawione przez cały rok karmniki. Tymczasem w naszym kraju oprócz słonecznika bulwiastego (Helianthus tuberosus), czyli tytułowego topinamburu, spotykamy także słonecznik dziesięciopłatkowy, słonecznik jaskrawy, a od pewnego czasu także słonecznik olbrzymi. Problem w tym, że słoneczniki bardzo łatwo się krzyżują, zdarzyć się więc mogą trudności z zaliczeniem napotkanego gdzieś w terenie słonecznika do konkretnego gatunku, gdyż będzie miał cechy mieszańca. Jak więc rozpoznać słonecznik bulwiasty?
Topinambur jest byliną, czyli rośliną wieloletnią (natomiast wspomniany słonecznik zwyczajny jest jednoroczny) o wyprostowanych i z rzadka owłosionych łodygach, osiągających 1-3 m wysokości. Wytwarza podziemne rozłogi zakończone bulwami o elipsoidalnym lub gruszkowatym kształcie, przy czym ponoć u form dziko rosnących bulwy są wydłużone, a u form uprawianych bardziej zaokrąglone. Liście są szeroko lancetowate lub jajowate, a łodyga na szczycie rozgałęzia się i wytwarza do kilkunastu kwiatostanów o średnicy do 10 cm, czyli mniejszych niż u słonecznika zwyczajnego. Powabnię kwiatostanów tworzą intensywnie żółte kwiaty języczkowate o długości 2,5-4,5 cm, a środek kwiatostanu wypełniają żółtawe kwiaty rurkowate. Owocem są typowe słonecznikowe niełupki o długości 5-7 mm, nagie lub owłosione na brzegach. Topinambur kwitnie od lata (na słonecznych stanowiskach od drugiej połowy lipca) do późnej jesieni (listopad). Po pierwszych jesiennych przymrozkach cała roślina szybko brunatnieje i zamiera, a owoce-niełupki nie rozwijają się w pełni i obumierają niedojrzałe – generalnie topinambur rozmnaża się u nas nie z nasion, ale wegetatywnie, z rozłogów i bulw.
Słonecznik bulwiasty preferuje nasłonecznione i ciepłe stanowiska oraz gleby gliniaste lub piaszczysto-gliniaste, wilgotne i zasobne w składniki pokarmowe. Gatunek ten toleruje jednak bardzo różne warunki siedliskowe, jest odporny na suszę i dobrze znosi wysokie temperatury, co powoduje, że można go spotkać w różnych miejscach, nie tylko na optymalnych wilgotnych siedliskach na brzegach rzek, ale także na łąkach, nieużytkach, przydrożach, czy w różnych uprawach, w których mu status tzw. chwastu.
Przyjmuje się, że pierwotny i naturalny zasięg występowania topinamburu obejmował północną-wschodnią część Stanów Zjednoczonych, przy czym już od czasów prekolumbijskich była to roślina uprawiana od południowej Kanady po zachodnie wybrzeże USA. Gatunek ten został sprowadzony do Europy w początkach XVII w., w Europie Środkowej odnotowano go po raz pierwszy w 1627 r., a w Polsce jest najprawdopodobnie uprawiany od wieku XVIII. Na tak zwany pierwszy rzut oka topinambur jest rośliną bardzo pożyteczną – przede wszystkim ładnie kwitnącą, z kwiatami miododajnymi i uważanymi za późny (bowiem jesienny) pożytek dla pszczół. W zasadzie cała roślina ma walory pokarmowe i pastewne; bulwy są nie tylko jadalne dla człowieka (i dostępne w wielu sklepach), ale – podobnie jak liście i pędy – zawierają inulinę, co powoduje, że słonecznik bulwiasty znalazł zastosowanie np. w przemyśle mleczarskim (inulina jest pożywką dla bakterii), a z uwagi na właściwości przeciwbakteryjne i probiotyczne stosuje się go również w przemyśle kosmetycznym i farmaceutycznym. Również medycyna sięga po słonecznikowe bulwy, które zalecane są jako składnik diet diabetyków i osób po chemioterapii. Z uwagi na działanie przeciwgrzybiczne, liście można także wykorzystywać np. jako naturalne zabezpieczenie przy przechowywaniu owoców i warzyw. Słonecznik bulwiasty jest także uznawany za rośliną energetyczną, służy do produkcji biopaliw i śmiało może zostać zaliczony do odnawialnych źródeł energii. Ma ponadto zdolności fitoremediacyjne – pobiera i usuwa z gleby m.in. metale ciężkie, pestycydy i substancje ropopochodne, co czyni go cenną rośliną do rekultywacji gleb zanieczyszczonych i zdegradowanych. Uff, sporo tego, nieprawdaż? Skąd więc te zagrożenia wspomniane w tytule artykułu?
Topinambur jest klasycznym „uciekinierem” z uprawy, gatunkiem który zaskakująco łatwo rozprzestrzenia się w środowisku przyrodniczym. Nie wiemy dokładnie, kiedy to się stało, ale najprawdopodobniej poza uprawami słonecznik bulwiasty pojawił się w środkowej i południowej Polsce w II połowie XIX w., a po roku 1900 panoszy się w rodzimej przyrodzie na tyle sprawnie, że dziś ma status gatunku inwazyjnego. Wiele cech topinamburu czyni go skutecznym kolonizatorem. Przede wszystkim wczesną wiosną nowe pędy rozwijają się korzystając z zapasów w bulwach i już na starcie wyprzedzają inne rośliny rosnące w pobliżu. Słonecznik bulwiasty rozmnaża się głównie wegetatywnie, ma przy tym duże zdolności regeneracyjne i odrasta nie tylko z bulw, ale także z niewielkich nawet fragmentów rozłogów czy łodyg. Na dodatek słonecznik bulwiasty wydziela terpeny i związki fenolowe hamujące kiełkowanie i wzrost innych roślin. Wszystko to sprawia, że gdzie się pojawi, tam może łatwo i skutecznie zagłuszać i wypierać rodzime rośliny. Ale to nie wszystko – bulwy topinamburu smakują tak ludziom, jak i zwierzętom z dzikami na czele. Kiedy więc buchtujące w poszukiwaniu bulw dziki zryją brzeg rzeki czy potoku, to takie miejsce staje się bardziej podatne na erozję. Dziki trochę mimowolnie odpowiadają za rozprzestrzenianie się topinamburu w środowisku, roślina ta jest bowiem często sadzona na poletkach łowieckich, będących formą dokarmiania zwierząt łownych i próbą odciągnięcia ich od pól uprawnych – ot, taki łatwo dostępny stół, przy którym można się posilić nie powodując szkód i strat dla rolników. Napotkane przeze mnie poletko topinamburu pełni chyba nieco inną funkcję, gdyż na jego skraju tkwi solidnej konstrukcji ambona myśliwska, ale to już temat na zupełnie inną opowieść. Tekst i zdjęcie: Aleksander Dorda