-1.6 C
Ustroń
sobota, 4 stycznia, 2025

Patrzę w niebo

Rozmowa z Konradem Kostką,
astroobserwatorem z Ustronia

Zgodnie z polską tradycją zasiąść do wieczerzy wigilijnej możemy wtedy, gdy na niebie pojawi się pierwsza gwiazda. Kiedy ona zaświeci i co to będzie za obiekt?
Pierwsza gwiazdka pojawia się każdego roku o podobnej godzinie, po zachodzie Słońca między godz. 15.00 a 16.00. Dokładna godzina zależy od miejsca zamieszkania. Podaje się, że w Bielsku-Białej będzie to o godz. 15.47. Pierwsza gwiazdka to najczęściej planeta, która oczywiście nie świeci, tylko odbija światło. Może to być Wenus lub Jowisz, ale też Saturn czy Mars, zależy to od ich położenia na niebie i miejsca, obserwacji. W tym roku będzie to ta pierwsza para, ale potem dołączą do niej jeszcze inne planety.

Na łamach naszej gazety publikowaliśmy Pana zdjęcia ciał niebieskich i zjawisk astronomicznych, a najbardziej spektakularne ukazało się 26 września. Skąd Pan wie, kiedy i gdzie ustawić się z aparatem?
Od dziecka interesuję się niebem, astronomią, astronautyką i kosmologią. Jestem na bieżąco. Po prostu codziennie patrzę w niebo. Tam się dzieje tyle ciekawych rzeczy, że trudno choćby tylko wspomnieć o nich w tej krótkiej rozmowie. Czytam, śledzę informacje, zerkam non stop, poluję na różne ciekawe zjawiska i staram się je zatrzymać w kadrze.

Ma Pan mapę nieba i kalendarz astronomiczny w głowie?
Oczywiście, że nie wiem wszystkiego, ale wiele lat obserwacji dało mi pojęcie, jakie zjawiska mogą się w danym czasie wydarzyć. Cały czas poszerzam wiedzę i kontroluję, co dzieje się na niebie. W 1988 roku wykonałem własnoręcznie podświetlaną mapę nieba i cały czas z niej korzystam. W tej chwili są programy w internecie, które pozwalają analizować różne zjawiska, przewidywać, przeprowadzać symulacje. Skrupulatnie prowadzę zapiski, potem sprawdzam prognozy pogody, a kiedy zapowiada się czyste niebo, zaczynam planować wyprawy. Nawet najciekawsze zjawisko astronomiczne trzeba sobie odpuścić, gdy jest pochmurno.

Kiedyś nie było takich programów, jak wtedy Pan sobie radził?
Gdy byłem dzieckiem i za młodu, zbierałem informacje, gdzie tylko się dało, w książkach, w gazetach. Robiłem notatki i zbierałem wycinki. W tygodniku „Panorama” był taki cykl „Niebo w…” i tam przedstawiano jego obraz z poszczególnych miesiącach. Krótkie artykuły pojawiały się też w „Świecie Młodych”. Inni kupowali tę gazetę dla plakatów zespołów rockowych, a ja, żeby się dowiedzieć co będzie się działo na niebie. Teraz jest internet i to jest potęga. Nie dość, że dostarcza wszelkich informacji, to jeszcze działają różne grupy astronomiczne, astronautyczne. Jeśli ma się już jakąś wiedzę, można się nią wymieniać na forach, brać udział w dyskusjach.

Próbuję wymyślić powód, dlaczego nie wybrał Pan studiów z tej dziedziny, nie zamienił swojej pasji w zawód.
Byłem pasjonatem od dziecka, ale prawdę mówiąc, bałem się, że jak zacznę zajmować się niebem zawodowo, to mi ono zbrzydnie. Teraz już wiem, że nigdy by się tak nie stało, bo to jest fantastyczna sprawa, jednak pozostanie już tylko pasją, a raczej aż pasją. Poluję na zjawiska astronomiczne i jestem najszczęśliwszy, gdy mogę je obserwować. Towarzyszy mi taki sam dreszcz emocji teraz, gdy dysponuję stosunkowo dobrym sprzętem, jak wiele lat temu, gdy prowadziłem obserwacje przez lornetkę. Początkowo nawet ona nie była w zasięgu moich możliwości. Była droga i nie do kupienia.

Jakie były Pana pierwsze urządzenia do obserwacji?
Luneta, którą sam sobie zrobiłem. Poszedłem do optyka, kupiłem soczewkę na okular, na obiektyw i zainstalowałem to w dwucalowej rurze, którą wziąłem od taty, bo wtedy akurat budowaliśmy dom. Rurę okleiłem takim przedszkolnym sposobem. Papier moczyłem w roztworze mąki z wodą i mokrymi kawałkami oklejałem rurę i tak powstał tubus lunety. Miała obiektyw o średnicy 60 mm i pozwoliła uzyskać piętnastokrotne powiększenie kątowe. Posiadała też wszystkie możliwe wady optyczne, bo użyłem zwykłych soczewek okularowych, które nie nadają się do optyki zaawansowanej. A zrobiłem tę lunetę z okazji całkowitego zaćmienia Księżyca, które miało miejsce w 1980 roku.

A kiedy przyszedł czas na pierwszą prawdziwą lunetę?
Wkrótce. Tata kolegi przywiózł lunetę z Moskwy, a był tam na olimpiadzie w 1980 roku, i kupiłem od niego. To była fajna luneta z dobrą optyką 20×50. Do dzisiaj ją mam, bo nie pozbywam się takich rzeczy. No i zobaczyłem księżyce Jowisza, fazy Wenus i kratery na Księżycu. Potem brat mi sprezentował lunetę, już taką większą, a potem jeszcze sobie kupiłem sam taki mały teleskopik zwierciadlany. Dzisiaj ludzie mają teleskopy prywatne po pół metra średnicy i robią lepsze zdjęcia niż 100 lat temu zawodowi astronomowie. Technika i programy komputerowe umożliwiły obróbkę zdjęć cyfrowych, zwiększając możliwości każdego amatora. Teraz każdy, kto ma trochę czasu, chęci i wiedzy aby się tym zająć, może robić fantastyczne zdjęcia astronomiczne.

Oglądanie nieba to jedna sprawa, a kiedy Pan pomyślał, żeby zatrzymać w kadrze te niezwykłe zjawiska?
Od kiedy to tylko było możliwe. Dawnymi aparatami fotograficznymi – lustrzankami analogowymi trudno było cokolwiek zrobić zupełnemu amatorowi. Nawet kiedyś kupiłem Zenitha, ale żadnego porządnego zdjęcia nieba nim nie zrobiłem. Zaczęło się, gdy nastała fotografia cyfrowa. Pierwszy aparat, którym mogłem już coś zrobić, sprezentowała mi mama na 40 urodziny, a w 2010 roku kupiłem porządnego Canona. Do dzisiaj działa i jeszcze mnie nigdy nie zawiódł. Ma bardzo dobry akumulator, który daje radę przy niskich temperaturach np. gdy wędruję po górach. Teraz mam jeszcze inny sprzęt, ale muszę nosić do niego dwie baterie, bo już nie są takie wytrzymałe, jak te Canona.

Co Pan najbardziej lubi fotografować?
Najciekawsze jest Słońce i Księżyc przy horyzoncie, bo albo zachodzą na tle jakiegoś obiektu, albo pięknie zabarwiają niebo i chmury, a i same zmieniają kolory. Kiedy wiem, że może się nadarzyć okazja do zrobienia dobrego zdjęcia, obserwuję pogodę i niebo. To zdjęcie z okładki gazety, to była druga próba. Miesiąc wcześniej nie wyszło takie dobre i czekałem aż znów nastanie podobna faza i deklinacja Księżyca. Dzień był pochmurny, straciłem nadzieję. Ale wieczorem, kiedy akurat zbierałem jabłka w ogrodzie, przejaśniło się. Zostawiłem kosze, drabinę, porwałem aparat, wsiadłem na rower i jeździłem po całym osiedlu jak wściekły, żeby znaleźć dobre miejsce. Nie chciałem nikogo prosić, żeby mnie wpuścił na posesję, więc trochę mi zeszło. Denerwowałem się, bo przecież Księżyc cały czas zmieniał pozycję. Ostatecznie zdjęcie zrobiłem z wiaduktu na Skalicy.

Czasami widzimy Księżyc olbrzymi, a czasem mały, dlaczego tak jest?
Księżyc nie krąży wokół Ziemi w jednakowej odległości, różnica między max i min odległością wynosi ok. 50 tys. km. Wydaje nam się większy, kiedy jest w perygeum, czyli w miejscu położonym najbliżej Ziemi, a mniejszy – kiedy jest w apogeum, daleko od Ziemi, ale to są niewielkie różnice. Dodatkowo Księżyc i Słońce wydają nam się duże, gdy są bliżej horyzontu, ale to tylko złudzenie optyczne. Łatwo się o tym przekonać, robiąc zdjęcie w tym samym dniu tych obiektów przy horyzoncie i gdy są wysoko na niebie. Na zdjęciach Księżyc, czy Słońce będą miały te same rozmiary. Natomiast nasz mózg tak przetwarza obrazy na żywo, że obiekty przy horyzoncie wydają się nam większe niż są w rzeczywistości.

Czy ciekawe zjawiska astronomiczne to rzadkość?
Wcale nie, właściwie wciąż dzieje się coś ciekawego na niebie, trzeba tylko trafić na odpowiednią pogodę. Lata Międzynarodowa Stacja Kosmiczna, Starlinki i wiele innych satelitów. Są tranzyty. W październiku obserwowaliśmy stosunkowo rzadkie zjawisko jak pojawienie się jasnej komety C/2023 A3 Tsuchinshan-ATLAS, była też zorza polarna. Jeśli chodzi o zorze, to nie ma ścisłego kalendarza, trzeba się interesować i śledzić aktywność Słońca. W ostatni weekend była najwyższa na przestrzeni 19 lat pełnia Księżyca, ale u nas akurat padał deszcz. Było kilka koniunkcji, czyli ustawień prawie na jednej linii Księżyca i różnych planet, a również planet między sobą. Mamy już za sobą jedną, najbardziej znaną noc spadających gwiazd – to sierpniowe Perseidy, które w tym roku zbiegły się z zorzą polarną. Kolejne roje mają max. swojej aktywności ok. 20 i 22 grudnia – to Berenicydy i Ursydy. Przed nami początek zimy i oczekiwane przesilenie, które nastąpi 21 grudnia. Tego dnia o godz. 10.20 Słońce będzie górować najniżej na naszej półkuli. Po przesileniu zacznie przybywać dnia.
Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiała: Monika Niemiec

Zobacz również

Ostatnie artykuły

Skip to content