-1.6 C
Ustroń
sobota, 4 stycznia, 2025

O rolnikach z Zawodzia oraz ostatniej drodze pomordowanych Ustroniaków

Jedyne dostępne dziś zdjęcie Alojzego Dustora.

Podczas zbrodni, dokonanej w Ustroniu 9 listopada 1944 r., ofiarami hitlerowców padli również gospodarze z Zawodzia oraz tamtejsi robotnicy rolni. Ziemie zawodziańskich siedloków ciągnęły się wówczas długimi pasami – od rzeki Wisły aż po zbocza Równicy. Nieistniejące już gospodarstwo Macurów znajdowało się przy ul. Szpitalnej. Ich syn, 37-letni Paweł, miał je w przyszłości objąć. Po sąsiedzku rozciągały się ziemie Dustorów, których gospodarstwo jeszcze nadal funkcjonuje, pomimo odebrania dużej części gruntów pod budowę uzdrowiska na Zawodziu. Nazywano ich Dustorami z Role. Zgodnie z zachowanym w tej rodzinie przekazem Dustorowie przybyli do Ustronia z Francji wraz z wycofującą się z Rosji w 1812 r. armią napoleońską. Żołnierze zakwaterowani byli w budynku Hotelu Kuracyjnego. Część pozostała w Ustroniu, gdzie nadano im niezagospodarowane jeszcze ziemie. Do nich właśnie należeli Dustorowie. 30-letni Alojzy, dziedzic gospodarstwa, współpracował z ruchem oporu, obsługując punkt kontaktowy Oddziału AK „Czantoria”, istniejący na terenie Lipowca, gdzie dostarczał żywność dla partyzantów. W działalność tę wciągnął Pawła Macurę oraz zatrudnionego u niego parobka – 19-letniego Bolesława Byrtka, a także 32-letniego Mateusza Kubaszczyka, robotnika rolnego w gospodarstwie mieszkających po sąsiedzku Cholewów z Pustek. 9 listopada wszyscy czterej mężczyźni ponieśli śmierć poprzez rozstrzelanie. Nie zachowały się nawet ich zdjęcia z wyjątkiem niewyraźnej podobizny Alojzego Dustora. Jednakże, dzięki zaangażowaniu Haliny Puchowskiej-Ryrych, której matka, Maria Dustor, była kuzynką Alojzego, mamy okazję poznać po latach szczegóły zbrodni na Zawodziu. Maria Dustor prowadziła bowiem pamiętnik, którego lektura dostarczyła nam przełomowych informacji, naświetlających okoliczności tej tragedii. Poniżej cytuję jego fragmenty: „Mordercy w towarzystwie osób, rodowitych ustroniaków – hitlerowców zaczęli łapankę w Ustroniu na Zawodziu pod nr 46. Weszli do rodziny Dustor Marii, mojej ciotki (…). Wujek Jerzy już nie żył. Bandyci weszli do budynku, przekontrolowali cały dom i stajnię, oborę oraz stodołę, bo to było większe gospodarstwo, jednak nic nie znaleziono. W kuchni pod strażą stała ciotka i jej córki Rozalia i Stefania oraz jedyny syn i obecny gospodarz na tym gospodarstwie, Alojzy. Kiedy oprawcy wrócili z inspekcji domu, kazali wszystkim podejść do okna i przez niego wyglądać. Okazało się, że od domu Macurów prowadzą syna Macurów i ich parobka. Z kuchni ciotki wyprowadzono Alojza i na oczach ciotki i sióstr Alojza wszystkich trzech rozstrzelano. Jeszcze drgające ciała wrzucono na ciężarówkę i odjechano (…). Członkowie rodzin rozstrzeliwanego musieli się przyglądać egzekucji, bo pilnował ich jeden z gestapowców (…). Ciała pomordowanych kładziono jedno na drugie tak, aż zapełniono cały samochód. Z samochodu cieknąca świeża krew skazańców wskazywała, którędy auta jechały”. Z pamiętnika dowiadujemy się również, iż tego poranka z Cieszyna (z siedziby gestapo) przybyły do Ustronia dwa samochody ciężarowe z czarnymi plandekami, z których jeden skierował się na Zawodzie, drugi zaś pojechał w kierunku Wisły, zatrzymując się na Brzegach. Tam bowiem rozpoczęły się egzekucje. Ciężarówka, na przyczepie której leżały przykryte szmatami zwłoki pomordowanych z Brzegów i Poniwca, utknęła tylnymi kołami w Młynówce, blisko zbiegu obecnych ulic Lipowej i Drozdów, po czym z trudem się z niej wydostała, co widziała 15-letnia wówczas Bronisława Żurek z domu Gawlas. Drugi pojazd rozpoczął swą krwawą misję na Zawodziu. Oba przyjeżdżały do miejsc zbrodni, zabierając leżące tam zwłoki, strzeżone przez hitlerowców z karabinami, aby rodziny nie mogły się do nich zbliżyć. W trudniej dostępnych rejonach, na przykład pod Jelenicą albo w wąskich uliczkach kolonii w Hermanicach, rozstrzelanych transportowano furmankami, które musieli udostępnić miejscowi gospodarze. Punktem zbornym składowania ciał był młyn „na sypaniu”, czyli spichlerz zbożowy w Hermanicach, w którym podczas wojny mieścił się wielki magazyn wojskowy. Zwłoki ustroniaków leżały, jedne na drugich, pod południową ścianą tego budynku. Około godziny 8 rano ciała ponownie załadowano na ciężarówki, które wyruszyły następnie w nieznanym kierunku. Jak dowiadujemy się z pamiętnika Marii Dustor oraz z relacji rodzin niektórych pomordowanych, krewni ofiar wysłali za nimi pojazd, którego kierowca miał za zadanie poznać miejsce pochówku. Misję utrudniało wysokie ryzyko utraty życia przed wywiadowcę oraz fakt, iż Niemcy celowo kluczyli po okolicy, by zmylić pościg. Najpierw skierowali się w stronę lasów przed Bielskiem, skąd zawrócili, zmierzając na Skoczów i Strumień w kierunku Pszczyny. Tam trop się urwał. Pomimo powojennych poszukiwań nie udało się natrafić na żaden ślad. Z całą pewnością miejsce wiecznego spoczynku ciał przygotowano wcześniej. Mógł to być teren bagienny, podmokłe uroczysko w lesie lub jar rzeczny. Z całą pewnością zwłoki nie trafiły do obozu w Oświęcimiu, jak niegdyś sądzono. Istniało tam wówczas już tylko jedno krematorium nr 5. Nie przyjmowano ciał z zewnątrz, a obóz przygotowywał się do ewakuacji. Zapewne rozstrzelani ustroniacy spoczęli bliżej, niż przypuszczamy. Czas pokaże, czy zagadkę tę uda się w końcu rozwikłać. Serdecznie dziękuję Paniom Halinie Puchowskiej-Ryrych oraz Bronisławie Żurek za poświęcony czas i wszelkie informację.
Alicja Michałek, Muzeum Ustrońskie

Fragment okładki publikacji „Śladami ofiar tragedii 9 listopada 1944 r.”, wydanej w 80. rocznicę krwawego czwartku, która jest jeszcze dostępna w Muzeum Ustrońskim. Wizualizacja przedstawia samochody ciężarowe niemieckich sił zbrojnych na tle spichlerza zbożowego w Hermanicach.
Poprzedni artykuł
Następny artykuł

Zobacz również

Ostatnie artykuły

Skip to content