Paweł Myrmus był jednym z ustroniaków, którzy znaleźli się na liście osób, przeznaczonych do rozstrzelania 9 listopada 1944 r. Przed wojną zatrudniony był w Kuźni jako ślusarz. Dodatkowo prowadził własny interes – stację benzynową, usytuowaną u zbiegu dzisiejszych ul. 3 Maja i Hutniczej. Dysponował także prywatnym samochodem. Podczas okupacji pracował w kamieniołomie na Poniwcu. Był prawą ręką jego właściciela – Brunona Olowsona a także, dzięki posiadanemu samochodowi, jego kierowcą. W kamieniołomie „Czantoria” działała wówczas siatka wspierająca partyzantów poprzez dostarczanie materiałów wybuchowych oraz naprawę broni. Paweł Myrmus ryzykował jednak znacznie więcej.
Pochodził z Wielkiego Domu. Po ślubie z piękną ustronianką Marią Ślebiodówną zamieszkał w jej rodzinnym domu na Brzegach przy obecnej ul. Drozdów. W bliskim sąsiedztwie gospodarstwa Ślebiodów, w stodole rodziny Błahutów (później Szczotków) znajdował się bunkier partyzantów. Tajne przejście do niego prowadziło jarem potoku u zbiegu ul. Lipowej i Drozdów, partyzanci przemykali się również wąskim przesmykiem przy wrotach stodoły, którym szedł kiedyś pas transmisyjny do młockarni. Paweł udzielał im wszelkiej pomocy oraz schronienia i noclegu w swym prywatnym domu. Porozumiewali się specjalnym sygnałem, stukając w okno. Był bardzo skromnym, szlachetnym człowiekiem. Każdego dnia uspokajał swą małżonkę, odsuwając od niej myśli o tym, co może go czekać.
Tragicznego poranka, 9 listopada 1944 r., do części domu Ślebiodów, zajmowanej przez Myrmusów, wtargnęli hitlerowcy, szukając broni. Później wyprowadzono Pawła. Opuszczając dom na zawsze, słyszał rozpaczliwy płacz i krzyk swej niespełna trzyletniej córeczki Krystyny: „Tato, nie odchodź, tato, ja chcę z tobą!”. Krysia po narodzinach długo chorowała, a w trudnych okupacyjnych warunkach rodzinę wspierał dr Franciszek Śniegoń. Ojciec opiekował się nią, przez całe noce nosząc na rękach. Tego dnia ta niezwykła więź została bezpowrotnie rozerwana. Towarzyszem Pawła w drodze na miejsce kaźni był Jerzy Bujok z Poniwca. Mężczyzn prowadzono w stronę dawnej gospody Heinricha (dziś Muzeum Zbiory Marii Skalickiej). Jerzego rozstrzelano na ścieżce wiodącej do budynku, Pawła – przy jego południowej ścianie. Olowson spieszył mu z pomocą, ale było za późno, kwadrans po czwartej Paweł już nie żył. Gdy zwożono ciała, jego zwłoki rozpoznał kuzyn, Karol Myrmus, po charakterystycznym skórzanym płaszczu oraz kapeluszu, naciągniętym na twarz. Z tyłu głowy widoczna była rana postrzałowa.
Gdy się rozwidniło, Maria Myrmusowa poszła wraz z sąsiadką Bronisławą Gawlasówną na miejsce zbrodni. Chciała zanieść mężowi chleb, gdyż nie miała pewności co do jego losów, ale została odprawiona przez gestapowców z informacją, że mąż już niczego nie potrzebuje. Później, w kałuży krwi, odnalazła jego zęby, które zawinęła w chusteczkę. Tego poranka przyjechały do Ustronia od strony Cieszyna dwa samochody ciężarowe z czarnymi plandekami. Jeden skierował się w stronę Ustronia górnego, drugi na Zawodzie. Na przyczepie pierwszego z nim znalazły się zwłoki Pawła Myrmusa, Jerzego Bujoka oraz Józefa Siedloczka, zwanego przez przyjaciół „Bubą”, który zginął nieopodal. Pani Bronisława Żurek (zd. Gawlas) wspomina, że ciała przykryte były szmatami, a ciężarówka, podczas manewru cofania, ugrzęzła tylnymi kołami w Młynówce. Gdy było już po wszystkim, żandarmi wrócili do domu Myrmusów, żądając tabaki, którą przyuważyli podczas porannej rewizji. I właśnie wtedy Maria Myrmusowa dowiedziała się, iż o godzinie 6 rano do Ustronia dotarł rozkaz, wstrzymujący przeprowadzanie egzekucji. Było już jednak za późno.
Serdecznie dziękuję pani Krystynie Błaszczyk wraz z Małżonkiem za udostępnienie fotografii oraz cennych informacji. O innych, nieznanych dotąd faktach, opowiemy w filmie dokumentalnym, który wyświetlony będzie 9 listopada w Muzeum.
Alicja Michałek, Muzeum Ustrońskie