3.4 C
Ustroń
niedziela, 17 listopada, 2024

Prawda o śmierci dr. Franciszka Śniegonia

Maria i Franciszek Śniegoniowie.

Niedawno zwrócił się do mnie pan Kazimierz Hanus, burmistrz Ustronia w latach 1992-1998, prosząc o uzupełnienie swego listu, skierowanego do redakcji Gazety, który zamieszczam poniżej:
„Po przeczytaniu artykułu w Gazecie Ustrońskiej nr 23 z dnia 13 czerwca 2024 r., w którym przedstawiona została osoba lekarza Ottona Zinsmeistera, chcę przypomnieć dr. medycyny Franciszka Śniegonia. W okresie międzywojennym był w Ustroniu lekarzem rodzinnym, a mieszkał w domu, w którym obecnie znajduje się Poradnia Rodzinna przy ul. Mickiewicza 1. Zasiadał też w zarządzie „Moorbadu”, propagującego kąpiele borowinowe. Na cmentarzu katolickim przy ul. Daszyńskiego znajduje się grób ziemny dr. Śniegonia, a w Księdze Zmarłych pod datą 6.05.1945 r. zapisano: Dr Śniegoń Franciszek, lekarz, mąż Marii, syn Franciszka i Tekli z domu Chrobok, urodzony w Średniej Suchej na obecnym Zaolziu 3.04.1892 r. Zmarł 6.05.1945 r., śmierć nagła, udar mózgu. Mam wobec tego lekarza dług wdzięczności, uratował mi życie. Od mojej Mamy dowiedziałem się, że jako małe, 4-letnie dziecko skarżyłem się na bóle brzucha, a ponieważ stan się pogarszał, Mama poprosiła o wizytę domową. Przyjechał swoim samochodem z kierowcą, wieczorem, po innych wizytach, a kiedy mnie zobaczył, zorientował się, że konieczna jest natychmiastowa operacja wyrostka robaczkowego. Polecił kierowcy, aby zawiózł mnie z mamą do szpitala w Cieszynie. Tam trafiłem na stół operacyjny, była to ostatnia chwila na wykonanie zabiegu. Dr Śniegoń wracał do domu piechotą, w czasie burzy i ulewy, która się wtedy wydarzyła. Lekarz zmarł w areszcie, osadzony tam przez samozwańczą milicję, tuż po wyzwoleniu Ustronia spod okupacji niemieckiej 1.05.1945 r. W Ustroniu krążyły 2 wersje przyczyny jego śmierci. Pierwsza, że zmarł w wieku 53 lat w areszcie, skatowany przez milicjantów i druga, że sam zażył truciznę. Miał żonę i dwóch synów, którym udało się zbiec z aresztu domowego do Czechosłowacji. Dr Śniegoń został potraktowany jako Niemiec, a jego willę przejęło państwo jako „mienie porzucone”. Ma on w Ustroniu pomnik – na cmentarzu. Ta śmierć była sprawą wstydliwą dla mieszkańców Ustronia, której nikt nie ośmielił się wyjaśnić. Miejsce na cmentarzu jest opłacone przez osobę anonimową do 2037 r. W przyszłym roku minie 80 lat od tragicznej śmierci lekarza”. Kazimierz Hanus

Jak łatwo się domyślić, list ten zainspirował mnie do głębszych rozważań nad życiorysem lekarza, a także okolicznościami jego śmierci. Poniżej zamieszczam, co udało mi się ustalić:
Franciszek Śniegoń był synem kierownika szkoły powszechnej. W 1910 r. ukończył Gimnazjum Klasyczne im. A. Osuchowskiego w Cieszynie, a w 1917 r. Wydział Lekarski Uniwersytetu Wiedeńskiego. Po studiach powołany został do służby w wojsku austriackim, którą pełnił w szpitalu wojskowym w Cieszynie. W 1919 r. poślubił w Jabłonkowie pochodzącą stamtąd Marię (ur. w 1886 r.), po czym, również w 1919 r., małżonkowie przenieśli się do Ustronia. Zamieszkali w pohutniczej kamienicy patronackiej pod obecnym adresem ul. 3 Maja 6, która, jak odkryliśmy niedawno, istniała już na początku XIX w. Jest to zatem najstarszy zachowany dom mieszkalny dla administracji huty. W swym mieszkaniu lekarz ordynował również prywatnie. Państwa Śniegoniów przyciągnęło do Ustronia rozwijające się uzdrowisko, a konkretnie „Śląskie Zakłady Borowinowe” (od 1933 r. działające pod nazwą „Śląskie Kąpiele Borowinowe”). W spółkę tę małżeństwo zainwestowało cały swój kapitał, uzyskany ze zlikwidowanego po stronie czeskiej majątku. Jak pisała ówczesna prasa: „Istniejący już zakład kąpielowy, którego współwłaścicielem jest pan dr. Śniegoń, doszedł pod jego kierownictwem do tej popularności, jaką dziś posiada i przyczynił się w znacznym stopniu do tego, że się Ustroń świetnie rozwija, wskutek czego i gmina ma znaczne dochody”. Spełniał się zatem dr Śniegoń zarówno jako lekarz rejonowy, doktor w Brackiej Kasie Chorych przy Fabryce Śrub i Wyrobów Kutych Brevillier-Urban, jak i wybitny balneolog w zakładzie borowinowym, zwanym do dziś potocznie „Moorbadem”. Jego pielęgniarką była Olga Gallo (ur. w 1899 r.), której stylowa willa przy ul. Nadrzecznej została początkiem bieżącego roku zburzona. Dr Śniegoń był nad wyraz zaangażowany społecznie. Już w 1919 r. został członkiem Macierzy Szkolnej, wspierał Towarzystwo Młodzieży Polskiej „Znicz”, zasiadał w radzie parafialnej, był aktywnym członkiem ustrońskiej Czytelni Katolickiej, zaś jego żona członkinią Związku Niewiast Katolickich. Jako działacz Towarzystwa Turystycznego (Turistenverein) w Ustroniu, był współinicjatorem budowy w 1923 r. pierwszego schroniska na Równicy, które miało być spacerową destynacją dla pacjentów zakładu borowinowego.

W Ustroniu powodziło się Śniegoniom dobrze, zakład borowinowy przynosił akcjonariuszom niezły dochód. W 1927 r. kupili od Johanna Mahlenbrei’a z Trzyńca (również zasiadającego w zarządzenie Moorbadu) parterowy, piękny budynek, figurujący pod dawnym nr 134. Jak ustaliła Bożena Kubień, rezydencję tę ok. 1890 r. wzniósł Johann Kohlhaupt, jeden z braci – właścicieli Fabryki Wyrobów Metalowych, prowadzonej w niższym budynku „Donatówki” obok Dębu Sobieskiego. Rezydencja ta, usytuowana nieopodal obiektów uzdrowiskowych, była przez żonę Johanna – Emmę wynajmowana gościom kąpielowym. Końcem XIX w. Kohlhauptowie opuścili Ustroń, sprzedając budynek Mahlenbrei’owi, od którego odkupił go Śniegoń. Prowadził w nim pensjonat, a w 1936 r. dostawił piętro i rozbudował od strony północnej, dodając jadalnię i pokoje według projektu Jana Hanusa. Budynek ten, określany wówczas jako willa dra. Śniegonia, mieści obecnie Poradnię Rodzinną.

Od 1923 r. lekarz ubiegał się o polskie obywatelstwo, co sukcesywnie mu w Ustroniu utrudniano. Jak podawała w 1928r. ówczesna prasa „usiłowano pozbawić go chleba i zniszczyć materialnie”, a dalej „zagarnąć za pół darmo jego mienie, ulokowane w zakładzie kąpielowym”. Uznano Śniegonia za Niemca, choć nim wcale nie był. Był jednak katolikiem, a w owym czasie spory wyznaniowe w Ustroniu nadzwyczaj eskalowały. W prasie podawano iż ewangelicy czuli się „najlepszymi Polakami, uważając katolików za Niemców i renegatów”. Poddawano także w wątpliwość jego dyplom lekarski. Ostatecznie, dzięki ingerencji ze strony Jana Wantuły, „Głos Ludu Śląskiego” sprostował, iż „Śniegoń nie jest Niemcem, że obchodzi się dobrze z ludźmi, że położył zasługi około rozwoju Ustronia jako letniska i uzdrowiska i że nie są znane żadne dowody jego nielojalności względem państwa polskiego”. Imano się różnych sposobów, aby Śniegonia z Ustronia usunąć. W 1932 r. doszło tutaj do kilku wypadków tyfusu, przez co niezwłocznie doniesiono na „złego lekarza” władzom wojewódzkim. Gdy to nie poskutkowało, starano się wykazać tymże władzom, iż usunięcie dr. Śniegonia „jest ogólnem życzeniem wszystkich obywateli”, co spotkało się ze stanowczym protestem. Dr Śniegoń bezinteresownie pełnił obowiązki lekarza w Ewangelickim Domu Sierot. Dał się poznać jako filantrop, nie dzielił pacjentów według przekonania, wyznania czy stanu majątkowego. Rewir jego praktyki obejmował teren do Wisły i dalej, mimo to do chorych początkowo chodził pieszo, a później dojeżdżał rowerem, furmanką lub wierzchem konno.

W końcu dorobił się Tatry – jednego z pierwszych samochodów w Ustroniu. Jak pisał Wantuła: „(…) myśmy tu w Ustroniu nie byli do tego przyzwyczajeni, bo dawniejsi lekarze potrafili po ludzku traktować tylko bogatszych i tych „popanionych”. Pamiętajmy, że lata międzywojenne były okresem wielkich dysproporcji majątkowych w miejscowym społeczeństwie. Na niewielkie grono osób zamożnych przypadała zdecydowana większość ludności, żyjącej w skrajnym często ubóstwie, które potęgował powszechny wówczas problem alkoholizmu i bezrobocia. Rodziło to poczucie pokrzywdzenia i zazdrości wobec tych, którym w ówczesnym niesprawiedliwym systemie społecznym powodziło się lepiej. Międzywojenna prasa obfitowała w podziękowania za opiekę nad chorymi, zaadresowane do Śniegonia. Wprawdzie nie zawsze zdążył na czas, ale był tylko człowiekiem. Zaś z najbardziej ludzkiej strony dał się poznać podczas okupacji.

Dr Śniegoń, pierwszy od prawej, przy dawnym schronisku na Równicy.

W czasie II wojny dr Śniegoń normalnie pracował. Leczył chorych, zaopatrywał ich w leki i materiały opatrunkowe. Nie odmówił pomocy także partyzantom. Prezentował nieco „naiwną” postawę proniemiecką, dzięki której, chociaż był stale przez nazistów obserwowany, wystawiał niezliczone „lewe” urlopy, zwolnienia i zaświadczenia o stanie zdrowia, załatwiał także trudno dostępne medykamenty. Jednocześnie wspierał Niemców finansowo, między innymi uiszczając hojne składki na cele NSDAP. To gwarantowało mu pewną bezkarność, graniczącą z brawurą. Wypisywał polskim rodzinom, które nie podpisały Volkslisty, recepty na leki, których im z tego tytułu odmawiano, nie bacząc na ryzyko denuncjacji. Obaj synowie Śniegonia byli podoficerami w Wehrmachcie. Przyjeżdżali na przepustki w niemieckich mundurach. W schronisku na Równicy znajdował się specjalny kącik przeznaczony dla elit. Tam, przy stoliku, nad którym wisiał obraz przedstawiający górala, dr Śniegoń spotykał się często z synami, przebywającymi na przepustce, co nie uszło społecznej uwadze. Także środowisko przemysłowe miało do lekarza ambiwalentny stosunek. „Spółdzielnia Kąpiele Borowinowe była siedliskiem niemczyzny!” – pisał Jan Jarocki, długoletni dyrektor Kuźni, którego wcześniej nie dopuszczono w poczet jej członków. Spółka ta należała do Związku Niemieckich Spółdzielni w Polsce.

Zaraz po wyzwoleniu i objęciu władzy ustrońska milicja aresztowała i zamknęła na pewien czas w piwnicy pod ratuszem pozostałych w Ustroniu nielicznych Niemców, którzy nie zdążyli zbiec, a także posiadaczy Volkslisty II, uważanych za aktywnych hitlerowców. Los ten spotkał również dr. Śniegonia. Po wyzwoleniu był nachodzony w domu, aż w końcu, 5 maja, aresztowano go i osadzono w piwnicy ratusza. Zapamiętano go, jak szedł z plecakiem rześkim krokiem, prowadzony przez milicjantów. Jednak nie jego postawa podczas wojny była motywem zatrzymania, a względy materialne. Dla ówczesnych pracowników Urzędu Bezpieczeństwa tudzież innych reprezentantów „władzy ludowej” nienaruszone przez wojnę uzdrowisko stanowiło dobre miejsce dla pospolitych rabunków. Ponoć jednym ze sposobów, praktykowanych przez UB, było właśnie zamykanie ludności niemieckiej, co znacznie ułatwiało grabież ich własności. Po wojnie mienie lekarza potraktowano jako poniemieckie.
Aby poznać prawdziwe okoliczności jego śmierci, musimy wsłuchać się w relacje naocznych świadków tamtych wydarzeń. Według ustronianki Emilii Budny, urodzonej w 1910 r., Franciszek Śniegoń z całą pewnością popełnił samobójstwo. „Władza ludowa” nie kryła, co go czeka po aresztowaniu, postanowił zatem zakończyć swe życie z godnością, na własnych warunkach, zażywając truciznę, prawdopodobnie cyjanek potasu. 6 maja o poranku konającego lekarza przetransportowano z ratusza do dawnego hutniczego szpitalika przy obecnej ul. Cieszyńskiej. Wiózł go na wozie Kocjan, zajmujący się końmi, należącymi do gminy. Świadkiem tych wydarzeń było wielu ustroniaków, obserwujących z płaczem i przerażeniem drgawki, towarzyszące doktorowi na wozie, gdyż ponoć był wówczas jeszcze ciepły. Co ciekawe, miał na sobie czarne ubranie (garnitur) oraz białą koszulę, Mówiono, że przed aresztowaniem ubrał się tak celowo – do trumny. Podkreślano również, iż tego dnia odszedł lekarz, uważany za najlepszego w dziejach Ustronia, mężczyzna postawny i przystojny, z upodobaniem odwiedzający pacjentów w butach „drewniakach”. Na jego ciele stwierdzono liczne sińce – ślady pobicia. Jego starszy syn Ernest podobnie jak ojciec został lekarzem i osiadł na Zaolziu, zaś młodszy Franciszek, ekonomista – w Morawskiej Ostrawie. Proszę ustroniaków, mogących uzupełnić naszą wiedzę o dr. Śniegoniu, o jej przekazanie.
Alicja Michałek, Muzeum Ustrońskie

Poprzedni artykuł
Następny artykuł

Zobacz również

Ostatnie artykuły

Skip to content