Gazeta Ustrońska ma już 34 lata. Pierwszy numer datowany jest na 27 maja 1990 roku, ale powstał nieco wcześniej. Data widniejąca na historycznej okładce jest jednocześnie datą pierwszych wyborów samorządowych po zmianie ustroju, a Gazeta Ustrońska powstała m.in. po to, żeby przedstawić programy komitetów wyborczych i ich kandydatów na radnych pierwszej kadencji. Twórcami Gazety Ustrońskiej byli biznesmeni zrzeszeni w Izbie Gospodarczej w Ustroniu. Witając się z mieszkańcami i przyszłymi czytelnikami napisali, że będzie to czasopismo dla całej społeczności lokalnej. Przed naszymi urodzinami zamieszczamy na stronie ciekawe artykuły sprzed lat. Wszystkie numery Gazety Ustrońskiej dostępne są na w internetowym archiwum Gazety Ustrońskiej.
CO CZEKA USTROŃ PO 1 MAJA? (GU nr 17/2004)
Za kilka dni będziemy już obywatelami zjednoczonej Europy. Wielu z nas zastanawia się, co fakt ten zmieni w naszym codziennym życiu, jak szybko będą odczuwalne oczekiwane zmiany na lepsze, czy bardzo dadzą nam się we znaki ewentualne negatywne skutki wejścia do Unii? Czy doczekamy się nie tylko europejskich cen ale również europejskich zarobków? Czy komercjalizacja życia będzie jeszcze bardziej odczuwalna i zacznie negatywnie wpływać na nasze życie, wypierając zeń cenione przez nas wartości? Dziś stawiamy sobie te i inne pytania, a czas pokaże, jak odpowie na nie życie. Zapytaliśmy kilkanaście osób, co myślą o wstąpieniu Polski do struktur Unii, jakie są ich nadzieje, obawy…
Anna Gadomska, Monika Niemiec, Wojsław Suchta
O przystąpieniu Polski do Unii Europejskiej powiedzieli:
Ks. Marian Branka, proboszcz parafii rzymskokatolickiej w Lipowcu: Nasze wejście do Unii, rodzi u ludzi pewne obawy, które biorą się z tego, że wszystko co nowe, zawsze budzi lęk, bo człowiek się lęka, jeśli nie wie co go czeka. Stąd taka niepewność ludzi. My jako kraje byłego obozu sowieckiego, Europy Środkowej, tak jak było zaznaczone w słowie biskupów, doznaliśmy wielu krzywd w czasie I wolny światowej, II wojny światowej, komunizmu, cały XX wiek to było wielkie doświadczenie niesprawiedliwości, ateizacji. To spowodowało, że w podświadomości Unię Europejską odczuwamy jako kolejne niebezpieczeństwo. Mniej mówi się o tym, że obywatele Unii Europejskiej również czują obawy przed zjednoczeniem się z nowymi krajami. Mają swój dobrobyt, swoją stabilizację i boją się zmian. Dla nich to również jest wyzwanie. Nie należy patrzeć na Unię przez pryzmat tego, czy będzie lepiej czy gorzej. Świat zmierza ku temu, by było lepiej, choć
pojawiły się nowe zagrożenia takie jak terroryzm. Stąd też chodzi o to, żeby tworzyć nowe, lepsze i stwarzać, szczególnie nowemu pokoleniu, lepsze warunki życia. Nie stanie się to od razu, potrzeba czasu, ale mamy nadzieję, dobrą perspektywę , że wszystko idzie ku dobremu. Wszelkie jednoczenie się narodów, budowanie jedności, dialog, to wszystko zmierza ku dobru wspólnemu i jest niezwykle ważne. Zagrożenia, o których można by
tu powiedzieć? Na pewno jeśli z naszej strony nie będzie edukowania, kształtowania, wychowywania, to wartości, które mamy – europejskie , chrześcijańskie, mogą się wypaczyć. Dużo będzie zależeć od nas samych. Żartowałem na mszy, że jeśli będziemy ludźmi, których pogoda nie zniechęca do pełnienia pewnych obowiązków, nie tylko niedzielnej mszy świętej, ale również obowiązków wobec rodziny, matki, ojca, męża, dzieci,
jeśli ich nie zaniedbamy, to damy sobie radę również w nowych warunkach. Pewne rzeczy muszą być pełnione, wykonywane, czy jesteśmy w takiej czy innej sytuacji. Jeśli ktoś liczy na to, że w Unii bez pracy, bez wysiłku, będzie miał więcej pieniędzy i będzie mu łatwiej, żyje iluzjami. W świecie zachodzą procesy laicyzacji, sekularyzacji, to jest faktem, jednak w dużej mierze wiele będzie zależeć od Kościoła, od nowych form duszpasterskich w Kościele, od samych księży. Potrzebna jest praca duszpasterzy w parafiach, przede wszystkim z rodzinami, wspieranie rodziców w wychowywaniu zgodnie z wartościami religijnymi. Stały kontakt, współpraca z parafianami, bo tego nic można zaniedbywać. Unia Europejska to struktura, która od każdego człowieka wymaga silnego charakteru. Z czasem nie będzie będzie już sytuacji, w których ludzie nie szanują pracy. Polacy jeszcze próbują wykorzystać każdą lukę, każdą możliwość dorobienia sobie nieuczciwie. Nowa sytuacja będzie wymagać pracy nad sobą w każdej dziedzinie, będą się liczyć ludzie, którzy są uczciwi, sprawiedliwi, solidni, wiarygodni, kompetentni. Trudno będzie osobom chcącym lekko przejść przez życie.
Ks. dr Adrian Korczago, proboszcz parafii ewangelicko-augsburskiej w Bładnicach: – Samo pojęcie zjednoczonej Europy jest ogromnym wyzwaniem dla nas wszystkich, a jeśli mówić o obawach, to z pewnością rodzą się one także w umyśle duchownego, który próbuje oddziaływać na ludzkie serca, ludzkie dusze, w jakiś sposób je ukierunkowywać, wskazywać drogę, którą powinny podążać. Tutaj rodzi się moja pierwsza obawa, że nastąpi zbyt wielkie zafascynowanie tym, co moglibyśmy nazwać codziennością Europy, że będziemy przyjmowali postawę sfrustrowanych osób dołączających z pewnym opóźnieniem do europejskiej rodziny. Tego chciałbym się wystrzec. Nie będzie to proste. Mam przekonanie, że nie powinniśmy się tak czuć. Jestem pewien, że mamy wiele wartości, którymi jesteśmy w stanie zarazić Europę. Jedyny lęk jest taki, że ona wcześniej zarazi nas swoim sposobem bycia. Mamy wiele do przekazania, a mam tu na myśli przede wszystkim społeczność i rodzinę.
Pojmowanie rodziny w Polsce ma jeszcze zupełnie inny wymiar aniżeli w przypadku rodzin Europy Zachodniej. Podkreślali to zagraniczni goście, ilekroć odwiedzali naszą parafię. Z racji mojej pracy spotykam się z ludźmi z różnych zakątków świata, także z Europy Zachodniej, i dla nich zawsze niezwykłym był fakt tych ścisłych więzów rodzinnych. Myślę, że to jest coś, co powinniśmy pielęgnować, o co walczyć, zabiegać. Międzysąsiedzkie relacje także są czymś ważnym. Europa Zachodnia często żyje w wyizolowanych gettach. Nauczyciele w swoim środowisku, lekarze w swoim. U nas też są pewne kręgi towarzyskie, ale myślę, że w sytuacjach, w których trzeba pomóc, podczas ważnych wydarzeń, przynależność do danej grupy społecznej nie odgrywa u nas tak istotnej roli jak na Zachodzie. Przede wszystkim na to się nie baczy, wkracza się do akcji, okazuje się wsparcie. Uważam, że ta wzajemna serdeczność, międzyludzka więź, otwarcie, mimo konfliktów, sporów o miedzę, są większe niż na Zachodzie. To jest to, co powinniśmy przekazać, a nie zatracić. Tu jest lęk, że możemy wejść w niewłaściwy zaułek i zatracić coś, co mieliśmy cennego, co może być bogatym wkładem w europejską rzeczywistość. Kontakty międzyludzkie mają w Polsce jeszcze wymiar bezpośredni, który na Zachodzie został zatracony między innymi poprzez komputeryzację społeczeństwa. Fascynacja urządzeniami elektronicznymi już w tej chwili jest dla nas zagrożeniem. Obserwuję, że dzieci już na poziomie przedszkolnym bardzo często są uzależnione od komputera. Część rodziców w ogóle nie uświadamia sobie tych zagrożeń. Moja żona, która jest lekarzem pediatrą, obserwuje zmiany nie tylko w psychice dzieci, ale także zmiany somatyczne, ewidentnie spowodowane zbyt długim, wielogodzinnym obcowaniem z maszynami. Po wstąpieniu do Unii Europejskiej towary i usługi branży informatycznej i telekomunikacyjnej mają stać się bardziej dostępne i tańsze, więc należałoby zwrócić na tę sprawę większą uwagę. Rodzice powinni być wyczuleni, bo jeśli oni stracą kontakt z dziećmi, to
następne pokolenie będzie pokoleniem ludzi wyobcowanych, którzy będą się ograniczać do własnej płaszczyzny i nic innego ich nie będzie interesowało. To wymaga zaangażowania nas wszystkich, również duchownych. To wcale nie jest rzeczą prostą, bo rodzice, którzy nie mieli wcześniej dostępu do internetu i niejednokrotnie nie radzą sobie z nośnikami medialnymi, są zafascynowani faktem, że ich pociechy są tak zdolne, bystre, elokwentne w zakresie ich opanowywania. Jako duchowny kościoła mniejszościowego, mam jeszcze nadzieję, że w wyniku tego, iż znajdziemy się w Zjednoczonej Europie, uda nam się dostrzec fakt, że w Europie jesteśmy bardzo różnorodni. Może doczekam się dnia, kiedy usłyszę w Wielkanoc czy w Boże Narodzenie, że dzisiaj świętują chrześcijanie różnych denominacji. Ostatnimi czasy mówi się tylko, że katolicy obchodzą święto. Ewentualnie wymienia się jeszcze prawosławnych, jako drugi wielki Kościół. Czasem jednak tylko jak o ciekawostkę, że zazwyczaj świętuje w innym terminie, a w tym roku akurat w tym samym czasie co katolicy. To trochę boli, bo inne denominacje świętują z równym zaangażowaniem i cieszyłbym się, gdyby użyto terminu, że Kościół powszechny, chrześcijanie świętują Boże Narodzenie, Wielkanoc, Zesłanie Ducha Świętego. Jesteśmy różni, jeśli chodzi o narodowość, wyznanie. Na pewnych terenach jest więcej wyznawców jednej religii, na innych drugiej i stwierdzenie, że dziś ewangelicy świętują Wielkanoc również byłoby dla mnie niedopuszczalne. Myślę, że członkostwo w Unii może być dla Polaków lekcją tolerancji.
Iwona Ryś, prezes ustrońskiego koła Polskiego Klubu Ekologicznego: - Myślę że dopiero nasze wnuczęta skorzystają więcej z faktu wstąpienia Polski do Unii, a my będziemy tym pokoleniem przejścia między starymi a nowymi czasy. Ale wydaje mi się, że w wielu dziedzinach nie odstajemy od realiów unijnych i powinniśmy sobie spokojnie dać radę. Dobrze byłoby, żeby edukacja i system ochrony zdrowia również nadążały, ale na razie są
z tym spore kłopoty. A to przecież jedyna możliwość nawiązania w tych dziedzinach równorzędnej współpracy z Unią.
Czesława Chlebek, nauczycielka w SP2 w Ustroniu prowadząca zespół akrobatyczny: Obawiam się, że Polacy mają talent do psucia wszystkiego. Na razie widzi się u nas tylko to, że coś dostaniemy i tym jesteśmy zauroczeni. Zapominamy o tym, że Unia to nie tylko prawa ale i obowiązki. Trzeba mieć jednak nadzieję, że skorzystamy na wejściu do Unii, tak jak inne kraje i wyjdzie to na korzyść przeciętnemu Polakowi.
Paweł Machnowski, szef Leśnego Parku Niespodzianek: - Powiem szczerze, że w chwili obecnej, kilka dni przed naszym wstąpieniem do UE, urzędnicy nie wiedzą na jakich zasadach zwierzynę przewozić będzie się z kraju do kraju. Decyzje wydawane w chwili obecnej mają termin ważności do końca kwietnia. To świadczy o tym, że administracja nie wie jak podejmować decyzje, jak postępować z różnymi zezwoleniami. Czas dopiero
pokaże jak wszystko będzie funkcjonować. W naszym Leśnym Parku Niespodzianek pracujemy nad przystosowaniem się do wymogów unijnych. Są ustawy mówiące o zwierzętach niebezpiecznych i ich przetrzymywaniu. Ściśle określone są odległości, rodzaj ogrodzeń, wielkość wybiegów. Niektóre rzeczy będziemy musieli zmienić, a chodzi tu o dodatkowe bariery dla zwierząt niebezpiecznych w odległości 1,5 m od ogrodzenia. Nie wszystkie zwierzęta są w moim rozumieniu niebezpieczne, ale musimy dostosować się do ustawy. Szczęśliwie nie posiadamy żółwia, bociana, zwierząt zaklasyfikowanych jako niebezpieczne, bo np. posiadając żółwia musielibyśmy opracować plan ewakuacji Parku na wypadek jego ucieczki.
Bogumiła Czyż-Tomiczek, dyrektor Szkoły Podstawowej nr 1: – Jeżeli chodzi o samą szkolę, to ten pierwszy maja nic dla nas nie uczyni, ani dobrego, ani złego. Mamy swój rytm pracy, swój rok szkolny, a ten dzień chcemy uczcić poprzez wywieszenie flagi i zabawy w języku angielskim. Patrząc pod kątem naszych dzieci, wstąpienie do Unii Europejskiej to dla nich ogromna szansa życiowa. Już w tej chwili edukacja idzie w takim kierunku, żeby młody człowiek umiał się znaleźć w życiu nie tylko w Polsce, ale też we Francji, Niemczech itd. Ten kierunek będzie kontynuowany i zaowocuje w najbliższej przyszłości. Pomoże w tym wychowanie proeuropejskie oraz nauka języków obcych od najmłodszych lat. Ale
tylko pomoże, bo tak jak w każdej dziedzinie, liczyć się będzie umiejętność skorzystania z tych możliwości, zaangażowanie, własna praca i nauka.
Być może na pierwszy rzut wyda się to paradoksalne, ale prowadząc edukację europejską, nie zaniedbujemy edukacji regionalnej. W naszej szkole zdecydowaliśmy się wprowadzić ją jako osobny przedmiot, a nie w formie ścieżki edukacyjnej, bo sądzimy, że wiedza o korzeniach niezbędna jest w kształtowaniu się młodego człowieka, Europejczyka. Chcę, by nasi uczniowie mieli świadomość, że tu mieszkali ich dziadowie, a teraz również dla nich, nasze miasto, Beskidy są domem, małą ojczyzną. Czasem docenia się to dopiero po wielu
latach. Kiedy do Ustronia przyjechał mój brat, który na stałe mieszka w Australii, poczuł się jak w domu, chciał oglądać ścieżki, którymi chodził do szkoły, miejsca zabaw, spotkań z przyjaciółmi. Dom rodzinny, miasto rodzinne to podstawa, fundament, na którym potem budujemy przyszłość. Na lekcjach edukacji regionalnej staram się przekazać nie tylko wiedzę historyczną, ale także dzień dzisiejszy naszego miasta oraz stworzyć możliwości kontaktu z pasjonatami, ludźmi nieprzeciętnymi, ustroniakami docenianymi nie tylko w naszym kraju. I tutaj też mamy pozorny paradoks, bo poprzez przedmiot edukacja regionalna i spotkania z wybitnymi osobami, młodzi ludzie otwierają się na świat. Zbierają informacje, doświadczenia, stykają się ze sztuką i nabywają ogłady. Myślę, że dzięki
tym kontaktom, nasi uczniowie będą reprezentowali wysoki poziom kultury i będą umieli rozmawia ć z ciekawymi ludźmi w całej Europie.
Folklor jest ceniony w Europie i na przykład w Bawarii nikt nie wstydzi się chodzić na co dzień w strojach regionalnych. Ja też uczę moich uczniów, że z naszego stroju, naszej gwary, muzyki powinniśmy być dumni, że to jest to, co nas wyróżnia. Unifikacja strojów, kultury nie jest ciekawa, więc należy pracować nad zachowaniem tradycji. Dzieci są zainteresowane tym tematem, a w gimnazjum, dyskusje odbywają się na naprawdę wysokim poziomie. Żyjemy w mieście turystycznym i dlatego tym bardziej powinniśmy dbać o folklor, bo ma on duże znaczenie promocyjne, siłę przyciągającą gości.
Tomasz Dyrda, radny, lekarz: – Uważam, że obecnie żyjemy w ostatnim tygodniu Polski niepodległej. Są to czasy historyczne, przełomowe, tylko nie wiem, czy jest się z czego cieszyć. Unię postrzegam jako instytucję ograniczającą wolność człowieka. Coraz więcej przepisów, a nie ma takiego przepisu, który nie ograniczałby człowieka w jakiś sposób. Ilość norm i uregulowań prawnych rośnie w zastraszającym tempie i to jest widoczne
w tak namacalny sposób jak nigdy dotąd. Jeżeli objętość aktów ustawodawczych wydanych w ubiegłym roku przez centralne organy władzy w naszym kraju Sejm i rząd liczyła około 16.000 stron, to jeszcze nie jest to, co czeka nas w UE. To przerażające jak ten organizm, nowy twór ingeruje w życie obywatela i ogranicza jego wolność. Propaganda była nachalna i jednostronna przed referendum unijnym. Teraz wychodzi na jaw, co nas czeka w UE, nieśmiało zaczyna się o tym mówić, zaczynamy się dowiadywać, że to wszystko nie jest w tak różowych barwach. Większość obaw wcześniej formułowanych było zasadnych, niestety przemilczanych i nie dopuszczanych do jawne j dyskusji. Główny argument mówił, że do Polski popłynie rzeka pieniędzy, a dziś wiadomo, że tak nie będzie. Pomimo zapewnień rządu nie jesteśmy przygotowani na przyjęcie pomocy, a większość tych pieniędzy istnieje tylko na papierze. Widać jak jesteśmy niedostosowani, gdy chodzi o produkcję przemysłową. Na przykład niektóre zakłady po 1 maja będą miały potworne problemy, gdyż
nie posiadają atestów unijnych na maszyny. Podobnych przykładów jest wiele. Konstytucja UE to próba narzucenia Polakom rozwiązań, które z uwagi na wielowiekowe tradycje nie przystają do naszych warunków i są próbą zmarginalizowania znaczenia Polski w Unii.
A przecież nie to obiecywano nam przed referendum. Ostatnie pogróżki kanclerza Niemiec, że gdy obniżymy podatki, to oni przestaną finansować biedniejsze kraje, dobitnie pokazuje, gdzie wyznaczono nam miejsce w szeregu. A dziś nawet lewica przyznaje, że niższe podatki są kluczem do pobudzenia koniunktury i gospodarki. Obawiam się, że w pierwszym roku nasz bilans z UE będzie ujemny, prawdopodobnie w drugim też, a nikt nie wie co będzie
dalej. UE powoli staje się bankrutem, a zagrożeń i czarnych chmur jest całe mnóstwo.
W życiu nie jestem pesymistą, ale taka jest realna moja ocena naszego wstąpienia do Unii.
Andrzej Piechocki, prezes Towarzystwa Kontaktów Zagranicznych: Jeśli chodzi o TKZ to Unia Europejska mu nie przeszkadza. Towarzystwo działa już od lat i nawet gdybyśmy nie wchodzili do Unii, Towarzystwo istniałoby nadal. Są miasta partnerskie i kontakty między ich mieszkańcami są naturalne. Miastu, które jak Ustroń żyje z przyjezdnych, promocyjna rola, jaką nasze Towarzystwo spełnia, jest potrzebna. Tym się zajmujemy i z naszego
punktu widzenia wejście Polski do Unii może niektóre sprawy ułatwić. Wcześniej często mieliśmy kłopoty z przewożeniem przez granice prac na organizowane wystawy. W tej chwili na pewno te procedury będą uproszczone.
Wieloletnie obserwacje prowadzą do wniosków, że u nas funkcjonują jeszcze wartości, które na Zachodzie zostały w dużym stopniu zaprzepaszczone przez rozpowszechniony tam konsumpcjonizm. Na oczach mojego pokolenia zmienia się styl życia zamiast iść w góry, całe rodziny spędzają weekendy w supermarketach. Teraz przyjdzie to również do nas i niezbyt mi się ta perspektywa podoba.
Jan Lazar, radny, przedsiębiorca, sadownik: – Konkretnie z dniem 1 maja nic się zmieni w naszym dziale gospodarki, bo prawie wszystkie przepisy są już dostosowane do norm obowiązujących w Unii. Powiedziałbym, że jeśli chodzi o handel z Zachodem, jako pełnoprawnym członkom będzie łatwiej, bo nie będzie trzeba każdorazowo przygotowywać odpowiednich dokumentów, oczywiście oprócz fitosanitarnych. Będę zarejestrowany jako producent unijny. Nasze plantacje sprawdzają terenowi pracownicy Państwowej Inspekcji Ochrony Roślin. Trzy, cztery razy w roku sprawdzają i pozostawiają odpowiedni protokół
oraz pobierają próbki dla sprawdzenia roślin pod kątem chorób, których nie widać gołym okiem. Po ich kontroli również otrzymujemy zaświadczenie. Przekraczając granicę będę wpisywał ilość i rodzaj wywożonych roślin oraz ocenę: wolny od wirusów. To z pewnością jest uproszczenie.
Większy problem może być z handlem ze Wschodem, który teraz jest dla mnie bardziej istotny. Nasza granica wschodnia będzie jednocześnie granicą Unii, ale na razie nie wiadomo, czy wprowadzone zostaną jakieś obostrzenia, ograniczenia. Jeśli chodzi o obawy o konkurencję ze strony zachodnich producentów, sprzedawców, to nie są one duże. Jesteśmy tańszymi producentami, ponieważ mamy niższe koszty. Jak to się nieładnie mówi, w Polsce mamy bardzo tanią siłę roboczą. Zachodni eksporter drzewek owocowych nie jest w stanie sprzedać drzewka za tyle co ja. Ale zachodni producent na pewno obawia się
naszej konkurencji i to w każdej dziedzinie związanej z rolnictwem. Polskie rolnictwo odbierane jest jako „dziadowskie”, jak to się wulgarnie mówi: „Zesrana krowa, zachwaszczone żyto” i coś w tym jest, ale generalnie jesteśmy potęgą w rolnictwie. Stąd pewne ograniczenia, które narzucił nam Zachód i pewne zaostrzone przepisy, które lekkomyślnie zaakceptowali nasi negocjatorzy. Na przykład dotyczące nie występującej u nas od 1929 roku choroby raka ziemniaka. W tym momencie wszystkie odmiany ziemniaków uprawiane u nas, są odporne na tę chorobę, ale specjalistyczne odmiany uprawiane w Unii, przeznaczone na przykład na frytki, są zagrożone rakiem. Być może zachodni rolnicy będą chcieli uprawiać takie ziemniaki w Polsce i być może choroba się pojawi. Wówczas wszystkie uprawy na terenie powiatu, na którym pojawił się rak, mając e jakiś związek z ziemią, będą objęte kwarantanną, dopóki rolnicy nie przeprowadzą dodatkowych badań. Więc jeśli choroba ziemniaka pojawi się w Istebnej, to ja nie będą mógł sprzedać ani jednego drzewka. Na Zachodzie taką kwarantanną objęte jest tylko gospodarstwo, w którym wykryto chorobę. To jest próba ograniczenia naszej produkcji. Moje drzewka owocowe nie są zbyt dużą konkurencją dla rolników z Unii, ale na przykład róże, których eksportujemy z Polski kilka milionów rocznie, mają znaczenie. Jeśli chodzi o standardy produkcji, to jest oczywiście wiele prymitywnych gospodarstw, ale te, które zadbały o odpowiednie przygotowanie do wejścia do Unii, są na takim samym poziomie
jak na Zachodzie. Jestem delegatem walnym Zgromadzenia Izb Rolniczych i byłem ostatnio w Normandii we Francji. Francuzi są naprawdę sympatyczni, ale niektórzy to straszne flejtuchy. We wszystkich gospodarstwach, które mieliśmy odwiedzić, zapowiedzieliśmy się, a w jednym przy budynku pod ścianą leżał szczur. Kiedy zwiedzałem małe gospodarstwa produkujące sery owcze w Austrii i Szwajcarii, widziałem wiadra z resztkami mleka, sera.
U nas takie rzeczy są nie do pomyślenia. Gdyby ktoś odkrył szczura, to myślę, że byłaby duża afera, oni niewiele sobie z tego robią. Nie musimy mieć kompleksów. Mogą się czuć zawiedzeni ludzie, którzy myślą, że z dopłat do hektara będą żyć spokojnie i dostatnio, nic nie musząc robić. Na pewno zachodni rolnicy żyją spokojniej, choć nigdzie rolnicy nie są krezusami. Nie boją się, że zbankrutują, nie martwią się skąd wziąć pieniądze na inwestycje. System ubezpieczeń jest tak rozwinięty, że kiedy mojemu koledze nad Jeziorem Bodeńskim w Szwajcarii grad wielkości kurzego jaj a zniszczył wszystkie uprawy, firma ubezpieczeniową przez dwa lata płaciła odsetki kredytowe, a bank wstrzymał spłatę kredytu. Przeciętny rolnik na Zachodzie jest zadłużony na sumę równą wartości trzyletniej
produkcji. Nikogo to nie martwi i nie dziwi. Nikomu też nie zależy na tym, żeby rolnik zbankrutował. Dogadują się banki, ubezpieczyciele, rolnik staje na nogi, spłaca kredyt, zaciąga następny i wszyscy są zadowoleni.
Życzyłbym sobie dyskretnej opieki państwa, a z resztą sobie poradzimy. Wprawdzie nie będzie można promować polskich produktów, ale decydenci powinni znaleźć sposoby na ochronę pewnych branż, bo jednak gospodarczo jesteśmy słabym państwem. Powinni się postarać, żeby napływ produktów z Zachodu nie doprowadził do bankructwa polskich firm. W rolnictwie coś takiego jak wolny rynek nie istnieje. Wszędzie są przepisy mające w pewnym stopniu chronić rolników i my powinniśmy powielać te wzorce.
Klaudia Brachacz, Powiatowy Ręcznik Konsumentów: – Nasze prawo dotyczące spraw konsumenckich jest już praktycznie identyczne z prawem Unii Europejskiej. Wszelkie zmiany, które nastąpią w krajach UE, po 1 maja automatycznie będą dotyczyć również polskich konsumentów. Można się spodziewać, że dotkną one szczególnie kwestii usług bankowych, informatycznych oraz ich kosztów. Jest tendencja do obniżania kosztów tego typu usług i my również bezpośrednio z nich skorzystamy. Niewiele się zmieni po 1 maja, ponieważ wszelkie zmiany w naszym ustawodastwie już się dokonały, nowe przepisy obowiązują od 1 stycznia 2003 roku i sama data wstąpienia nic nie zmieni.
Unia na pewno będzie się zmieniała, my razem z nią i wszystko zostanie zweryfikowane w codziennym życiu. Na pewno, pod kątem prawodastwa jesteśmy do tego dobrze przygotowani, gorzej jeśli chodzi o świadomość społeczeństwa i wiedzę na temat naszych praw konsumenckich. Ważne jest, żebyśmy umieli z nich korzystać.
Zdzisław Kaczorowski, prezes KS Kuźnia Ustroń: Liczymy, że w UE sytuacja stowarzyszeń się poprawi. Organizacje pozarządowe w krajach Unii mogą korzystać z wielu mechanizmów wspierających. Mam nadzieję, że tak też się stanie z naszym klubem, który działa jako stowarzyszenie. Liczymy na programy wspierające organizację zawodów czy umożliwienie dokonania inwestycji na obiektach sportowych. Nie ma co ukrywać, że w tej chwili pomoc rządowa i samorządowa nie jest dostatecznie wystarczająca. Zamierzenia naszego klubu to projekty, które dwa lata temu zostały przedstawione władzom naszego miasta. Chodzi o dokończenie budowy zaplecza socjalno-administracyjnego, remontu
obecnego pawilonu i dobudowanie trzeciego elementu. Poza tym marzy nam się ładne ogrodzenie, ale przede wszystkim chcemy doczekać się płyty bocznego boiska ze sztuczną nawierzchnią, by można było trenować od wczesnej wiosny do później jesieni przy odpowiednim oświetleniu. Ta inwestycja, którą szacuję na około 800.000 zł sprawiłaby, że inne kluby chętnie by z tego boiska korzystały, a to oznacza zwrot poniesionych nakładów.
Tu nie chodzi o jakieś widzimisię, bo z naszych obiektów korzystają zespoły pierwszoligowe, lecz obecnie ogranicza się to do treningów w lipcu i sierpniu. Gdyby zaistniała w przyszłości
hala, to takie zespoły można podejmować cały rok.
Elżbieta Szołomiak, malarka i podróżniczka: W pierwszym odruchu po usłyszeniu pytania, co myślę o wstąpieniu Polski do Unii Europejskiej, wpadłam w popłoch. Jestem apolityczna i nie chciałabym opowiadać jakichś banialuk. Jestem jak najbardziej za wejściem Polski do Unii, ponieważ często jesteśmy upokarzani przez sam fakt mieszkania w Europie Wschodniej. To dotyczy np. załatwiania wiz czy czegokolwiek. Nie bawiąc się w prognozowanie, jako osoba, która bardzo dużo podróżuje, po Europie i nie tylko, chciałabym dokonać pewnych porównań między Europą Zachodnią a krajami byłego bloku wschodniego.
Europa to o wiele lepsza organizacja pracy i życia. Blok wschodni chaos i bałagan. Zachód to o wiele wyższe zarobki i bardzo intensywna praca, duże wymagania pracodawcy. Zachód to o wiele większa świadomość ekologiczna, wyższe ceny, wyższa jakość usług, rzetelna informacja. Jeśli chodzi o rzetelną informację i uprzejmość, jest bardzo dużo do zrobienia w naszej części Europy. W zachodnich supermarketach przy kasie, niezależnie od ilości
osób stojących w kolejce i zmęczenia kasjerki, każdy klient usłyszy dzień dobry. W supermarkecie w Polsce dzieje się to bardzo rzadko. Urzędy pocztowe w Polsce to niestety również często miejsca, w których klienci spotykają się z nieuprzejmym traktowaniem,
nie mówiąc już o kilometrowych kolejkach, co na Zachodzie byłoby nie do pomyślenia.
Jeszcze co najmniej jedno pokolenie w tym chaosie przeminie, zanim nasze wnuki nauczą się lepszej organizacji, przez którą można wyprostować bardzo wiele rzeczy. Na Zachodzie wiele spraw reguluje pieniądz, kary pieniężne. To pokolenie Polaków, które nie jest przyzwyczajone do solidności, będzie miało problemy. Nie jest moim zamiarem pianie zachwytów nad Zachodem.
Wiele spraw u nas wygląda lepiej. Są to m.in.: relacje międzyludzkie, serdeczność, gościnność, bezinteresowność. Tam bezinteresowność prawie zanikła, ludzie są sobie niemal niepotrzebni. Zycie jest stechnicyzowane. Wszystko można załatwić bez wychodzenia z domu przez telefon czy internet. My jesteśmy o wiele biedniejsi materialnie, na wiele rzeczy nas nie stać. Jesteśmy jednak bogatsi duchowo. Bardziej interesujemy
się kulturą. Teraz wszystko się przemiesza. My wniesiemy do Unii nasze wartości. Cieszę się z wejścia Polski do Unii i jestem dobrej myśli.
Aleksandra Kuc, nauczycielka języka angielskiego w Zespole Szkół Ponadgimnazjalnych w Ustroniu: Dopięłam swego, nie ma prawie ucznia w naszej szkole, który nie umiałby wymienić wszystkich państw członkowskich wraz ze stolicami, państw kandydujących wraz ze stolicami, opisać ich Hag, po polsku i angielsku. Było to możliwe dzięki temu, że młodzież jest zainteresowana tą tematyką. W każdej klasie przeprowadziłam debaty związane z Unią i muszę powiedzieć, że dyskusje były gorące. Przede wszystkim młodzież obserwuje wzrost cen. Chłopcy w technikum szczególnie zaniepokojeni są wzrastającymi cenami benzyny. Obawiają się wzrostu przestępczości, powstawania zakładów emitujących niebezpieczne odpady, niekontrolowanej prywatyzacji i sprzedaży polskich zakładów, wzrostu bezrobocia lub zepchnięcia Polaków do roli taniej siły roboczej. Również utraty suwerenności gospodarczej oraz zbyt dużej swobody w nabywaniu polskiej ziemi przez obcokrajowców. Wskazują na niebezpieczeństwo bankructwa małych przedsiębiorstw oraz gospodarstw rolnych. Młodzież ma nadzieję, że nie będzie konieczności nostryfikacji
świadectw, dyplomów, a polskie uczelnie będą funkcjonowały na tych samych prawach co zachodnie.
Jeśli chodzi o korzyści, młodzież widzi perspektywy dla siebie w osiedlaniu się i pracowaniu w krajach Europy Zachodniej. I tutaj też dokładnie się orientują, że wiele krajów UE wprowadziło już pewne obostrzenia dotyczące zatrudnienia obywateli krajów wstępujących i patrzą na to z obawami. Wiele osób czyni konkretne kroki, utrzymuje kontakty z ludźmi pracującymi w Holandii, Niemczech. Z drugiej strony młodzi ludzie nie wiążą swojej przyszłości z Zachodem. Chcą wyjechać, pracować tymczasowo, ale potem wrócić. Oczywiście oczekują większego komfortu podróżowania, bez szczegółowych kontroli na granicy, przeszukiwania bagażu, co wielu z nich odczuło już na swojej skórze. Młodzież pragnie poprawy warunków życia. Większość moich uczniów pierwszą pracę ma już za sobą. Zaryzykowałabym, że 90% osób pracuje w wakacje nie tylko na to, żeby wyjść do kina, zaprosić dziewczynę do pubu, ale nawet na opłacenie biletu miesięcznego do szkoły,
zakup książek.
Młodzi ludzie mają świadomość, co Polska wartościowego wniesie do Unii zdrową i smaczną żywność, potencjał ludzki, intelektualny, dorobek kulturowy. Jako nauczyciel języka angielskiego muszę powiedzieć, że część młodzieży w dalszym ciągu nie zdaje sobie sprawy, jak ważna jest nauka języków i możliwość swobodnego porozumiewania się na
Zachodzie. To jest ten wiek, że brakuje jeszcze sumienności tak ważnej przy nauce języków. Moi uczniowie „dogadają” się z obywatelami Zachodniej Europy, ale do zatrudnienia, studiów potrzeba dużo więcej pracy, kursów, zdania egzaminów, zdobycia certyfikatów. Wielu jest jednak takich uczniów, którzy już myślą o odpowiednim wykształceniu. Bardzo dużym zainteresowaniem cieszy się klasa liceum o profilu językowoinformatycznym, która funkcjonuje w naszym Zespole Szkół. Młodzież ma zwiększoną liczbę
godzin angielskiego i niemieckiego, pracuje w małych grupach. Ci uczniowie zdają sobie sprawę, jak ważna jest znajomość nie jednego, ale dwóch języków obcych.
Leon Mijał, nadleśniczy: - Jeśli chodzi o leśnictwo, gospodarkę leśną, stan naszych lasów, jesteśmy już w Europie. Twierdzę tak na podstawie wieloletnich kontaktów jakie mamy z leśnikami z praktycznie wszystkich krajów europejskich. Przyjeżdżają oni do Ustronia o wiele częściej niż w inne strony naszego kraju. Dzieje się tak dlatego, ponieważ dysponujemy bardzo atrakcyjnymi terenami, prowadzimy gospodarkę leśną na wysokim poziomie, posiadamy ośrodek edukacyjny, stąd też tych kontaktów było bardzo wiele po 1989 r. Nasi goście z Zachodu bardzo pochlebnie wypowiadają się o naszej pracy. Najwięcej kontaktów mieliśmy z leśnikami z Niemiec, Austrii i Francji. I chodzi nie tylko o gospodarkę prowadzoną w lasach państwowych ale także w prywatnych. W latach 90. była u nas grupa leśników francuskich zarządzających lasami prywatnymi. Francuzi zobaczyli, że prowadzi
się u nas gospodarkę proekologiczną, że wprowadza się gatunki drzew rodzimych, właściwych dla miejscowych warunków glebowo-klimatycznych. Podobało się również to, że w bardzo oszczędny sposób gospodaruje się zasobami leśnymi, tzn., że więcej drewna w naszych lasach przyrasta niż się wycina. Wyrazem uznania dla polskiego leśnictwa był fakt, że w ubiegłym roku na konferencji w Wiedniu właśnie Polska została wybrana na trzy
lata do przewodniczenia europejskiemu gremium podejmującemu istotne decyzje dotyczące kierunków w gospodarce leśnej. To co w przededniu wejścia Polski do Unii może budzić pewien niepokój, to miejsce jakie będziemy mieli w przyszłej Europie pod względem ekonomicznym. Leśnictwo w krajach Unii Europejskiej jest dotowane i na przykład w Niemczech są to dotacje niemałe, bo sięgające ok. 100 do 150 euro do hektara. Zestawiając leśnictwo niemieckie z naszym, które się samofinansuje, odprowadza również podatki leśny od gruntu oraz vat od podstawowego produktu jakim jest drewno możemy być niekonkurencyjni, w sytuacji, w której u nas koszty działalności będą rosły wskutek dochodzenia do poziomu europejskiego. Zgodnie z aktualnie obowiązującymi regulacjami europejskimi leśnictwo państwowe nie może korzystać z dotacji ze szczebla państwowego, może natomiast wpisywać się w programy regionalne. Będziemy się starać wpisywać się w takie programy. Na dofinansowanie większe szanse będzie miało w zjednoczonej Europie leśnictwo prywatne. Jest jeszcze wiele niewiadomych. Nie mamy żadnych obaw, jeśli chodzi o wiedzę i fachowość, ponieważ poziom wykształcenia naszych kadr jest naprawdę dobry. Wielu leśników po polskich uczelniach pracuje w leśnictwie francuskim, niemieckim i świetnie sobie radzą.
Polska musi być w zjednoczonej Europie, bo gdzie miałaby być? Nie ma dla nas alternatywy. Musimy odrabiać zaległości w sferze ekonomicznej. Musimy uczyć się języków, żeby się móc kontaktować. Czeka nas wiele pracy, ale innej drogi nie ma, bo dokąd
mielibyśmy się udać? Na samodzielność nas na pewno nie stać.
Katarzyna Brandys, radna, szefowa koła SLD w Ustroniu: - Należę do pokolenia, które dorastało wraz z polską demokracją i nasze wejście do Unii Europejskiej odbieram jako podsumowanie, pozytywne zakończenie tego wszystkiego co działo się w Polsce w przeciągu ostatnich piętnastu lat. Jestem związana z polską lewicą. Od dzieciństwa przebywałam w środowisku ludzi o poglądach lewicowych i dla mnie satysfakcjonujące jest, że polska lewica jest autorem projektu wprowadzenia Polski do UE.
Powodem do dumy jest również to, że lewicowy premier podpisywał traktat akcesyjny w Atenach i wprowadzi Polskę do UE, niezależnie jakie kto ma o nim zdanie. Na pewno nie będzie od razu znaczących zmian poza otwarciem granic, handlu bez ceł. Będzie musiało minąć wiele lat nim zaaklimatyzujemy się w Unii. Mam nadzieję, że od 2005 r. ożywią się inwestycje dzięki funduszom unijnym, z czasem będzie również możliwość pracy w całej UE. W pełni korzystać będzie przede wszystkim młode pokolenie dziś w wieku szkolnym, ale
to już będą prawdziwi obywatele Unii Europejskiej.
Marek Wiecha, lekarz: - Uważam, że w kontekście gospodarczym, politycznym, społecznym nasze wstąpienie do Unii Europejskiej jest dla Polski niekorzystne. Nie jestem przeciwnikiem samej Unii, ale tak szybkiego wejścia naszego kraju. W XX wieku, po doświadczeniach I wojny światowej, odzyskaliśmy niepodległość. Kiedy budowaliśmy II Rzeczpospolitą, wybuchła kolejna wojna światowa, której zakończenie skazało nas na 50 lat socjalizmu Polski Ludowej. Zaledwie 15 lat temu, w 1989 roku znaleźliśmy się „we własnym domu” i przez 15 lat nie potrafiliśmy przynajmniej ustabilizować sytuacji wewnętrznej kraju. Nie jesteśmy przygotowani do członkostwa w Unii, wchodzimy do niej skłóceni politycznie, z bagażem problemów wewnętrznych, ogromnym bezrobociem, biedą, niedofinansowaną kulturą, sportem, żyjącą na kredyt służbą zdrowia. Nasze negocjacje i dostosowywanie ustawodawstwa do unijnego odbywało się w pośpiechu. I nie we
wszystkich dziedzinach jest dla nas korzystne. Uważam, że były poważniejsze sprawy do załatwienia niż dostosowywanie prawodastwa do Unii. Choćby prace nad ustawą o ochronie zdrowia, które zepchnięte na drugi plan, zaowocowały ustawowym bublem. Powinniśmy najpierw wzmocnić się, uzdrowić budżet, ustabilizować sytuację polityczno-gospodarczą, a dopiero później myśleć o wstępowaniu do większych struktur.
Być może sytuacja zmieni się na lepsze w kilku dziedzinach, generalnie jednak wszyscy stracimy, a największe straty poniesiemy w pierwszym okresie naszego członkostwa. Jestem przekonany, że zwiększy się bezrobocie i za naiwne uważam nadzieje, iż unijni przedsiębiorcy zaczną u nas inwestować. Mogą to robić i dziś, ale ze względu na niepewną sytuację, tak się nie dzieje.
Możliwości pracy na Zachodzie zostały ograniczone, a i tak niewielki tylko procent Polaków jest przygotowany do wyjazdu. Nie opieram się na dogłębnej wiedzy ekonomicznej, politycznej, opieram się na własnych obserwacjach, przemyśleniach i intuicyjnie wyczuwam, że wejście do Unii powinniśmy rozważać za 10 lat. Społeczeństwo jest już zmęczone ciągłymi zmianami, niepewnością. Większość ludzi, których znam, ja sam również, pracujemy coraz więcej, a zarabiamy odpowiednio mniej. Kiedy dojdzie do wymiany złotówek na euro, to sytuacja większości ludzi, jeszcze się pogorszy. Niemcy, obywatele najbogatszego kraju w Europie, w 90% wyrażają negatywną opinię o zmianie waluty. Co
innego Niemcom obiecywano, czego innego oczekiwali, a okazało się, że na wymianie społeczeństwo straciło. Dlaczego nie chcemy być mądrzy przed szkodą i uczyć się od bogatszych państw? Dlaczego nie zajmiemy się najpierw pracą u podstaw, a dopiero później ściślejszą współpracą, na zasadach partnerstwa, z krajami Unii.
Obawiam się również, że poprzez wejście do Unii, pogorszą się nasze stosunki ze wschodnimi sąsiadami, państwami byłego ZSRR. Myślę, że nie umiemy wykorzystać naszego wyjątkowego położenia geopolitycznego, które umożliwia kontakty zarówno ze
Wschodem, jak i z Zachodem. Korzystniejsze byłoby nawiązanie ściślejszej współpracy gospodarczej z państwami postkomunistycznymi, wśród których bylibyśmy jednym z najbogatszych państw. W Unii pozostaniemy ubogimi krewnymi. Dla mnie jako lekarza pierwszego kontaktu 1 maja nic się nie zmieni. Jeśli tak to na gorsze i będzie to związane z ogólnie złą sytuacją. Proszę zauważyć, że w momencie wstępowania do Unii opieka zdrowotna w naszym kraju opiera się na bublu ustawowym, zarządza nią Narodowy Fundusz Zdrowia, który nie wiadomo, czy jest tylko prowizorką, czy będzie istniał nadal. Chciałbym, żeby w mojej pracy stosowane były standardy europejskie. Żebym mógł w ciągu dnia przyjmować 17. a nie 40. pacjentów i dostawać za to godziwą zapłatę. Żeby szpitale nie były zadłużone, ale sprawnie zarządzane, z korzyścią dla pacjenta. Ale to się
nie stanie automatycznie w momencie naszego wstąpienia do Unii. Tę kwestię musimy rozwiązać sami.
Pielęgniarki i lekarze z Polski są cenieni na Zachodzie. Być może część z nich wyjedzie by tam podjąć pracę w lepszych warunkach i za lepsze pieniądze. Nie jest to jednak takie proste, wymaga znajomości języka, odpowiedniego wykształcenia, a także zmiany całego swojego życia zawodowego, rodzinnego. Wielokrotnie mogłem legalnie wyjechać do pracy, miałbym nawet ułatwiony start ponieważ cała moja rodzina mieszka na Zachodzie, również
lekarze. Nie wyjechałem, bo się bałem. Dzisiaj to już wiem i mogę to powiedzieć z całym przekonaniem. Kiedyś nazywałem to patriotyzmem, przywiązaniem do rodziny. To był strach przed zaczęciem wszystkiego od nowa. Teraz żałuję.
Jan Olbrycht, nauczyciel akademicki, były marszałek województwa śląskiego: - Prawdę mówiąc wiedzę o Unii Europejskiej powinny dostarczać media. Tymczasem jest przepaść między niewielką grupą specjalistów, która wie, a ogromną liczbą ludzi, którzy czują się niedoinformowani. Nie przekazuje się wiedzy w sposób czytelny, prosty, tłumacząc czego można się spodziewać i to powoduje frustrację. Na problemy codzienne związane z warunkami życia, z bezrobociem nakładają się obawy związane z UE. Daje to razem bardzo niedobrą mieszankę. Dlatego uważam, że wybory do Parlamentu Europejskiego powinny być tym momentem, gdy kandydaci nie popisują się, bo nie jest to konkurs piękności, lecz realizują swój obowiązek obywatelski polegający na wyjaśnianiu, mówieniu o sprawach skomplikowanych. Trzeba rozwiewać wątpliwości, wysłuchiwać wszystkich pytań po to, żeby równocześnie wiedzieć czego się ludzie spodziewają. Nie wolno za dużo obiecywać, a jest to jeden z błędów propagandystów proeuropejskich. Osobiście kampanię wyborczą postrzegam jako nowe wyzwanie.
1 maja nic specjalnego się nie wydarzy. Świat będzie taki jak dotychczas, ale kilka rzeczy będzie zupełnie innych. Obudzimy się 1 maja w sytuacji, gdy nie ma ceł, co dla wielu firm jest szansą, ale równocześnie zagrożeniem. Możemy bez ceł sprzedawać polskie produkty na terenie całej UE, ale przez te drzwi do UE przechodzi się w obie strony. Zaczyna się nowa epoka i musimy przyzwyczaić się do innego sposobu działania, że będziemy brali dowody osobiste i jechali do innych państw, nasi studenci będą mogli uczyć się na dowolnych uczelniach w Europie, ale studenci stamtąd będą mogli uczyć się u nas, do szuflady odłożymy zieloną kartę samochodu. Jest wiele takich drobnych elementów,
które będą rzutować na nasze codzienne życie. Świat się radykalnie nie zmieni, ale w szczegółach wiele będzie nowych sytuacji. Wchodzimy w inne mechanizmy rynkowe i na to trzeba się nastawić. Możemy być świadkami nieuczciwości niektórych firm podbijających sztucznie ceny, ale i świadkami tego, że wiele naszych problemów zostanie przez sprytnych graczy zwalonych na karb UE. To są niebezpieczeństwa mogące wywołać frustrację. Wejście do UE jest dla nas sprawdzianem naszych umiejętności, kompetencji. To nasz polski problem. Jeżeli przyjrzymy się krajom, które wcześniej wchodziły do UE, to wewnątrz nich są gorący zwolennicy UE, ale również przeciwnicy. To jest wolny świat, w którym można wyrażać swoje poglądy. Sądzę, że bardzo szybko przyzwyczaimy się do funkcjonowania w UE, co nie oznacza, że wszyscy będziemy euroentuzjastami. Najważniejsze, by ludzie będący w trudnej sytuacji nie zostali dotknięci, żeby nie zagubili się. A proszę zwrócić
uwagę, że już dziś. przed wejściem do UE, ludzie są zagubieni w gąszczu spraw, czują się oszukani przez polityków. Chodzi o to, by frustracja się nie pogłębiła po wejściu do UE. Dlatego musimy dbać o informację i oddzielać nasze polskie sprawy od Unii, żeby się nie okazało, że frustracje się nałożą i powstanie mieszanka wybuchowa. Na tym mogą zyskiwać różni demagodzy, a to dopiero może być niebezpieczne.
Jan Szwarc, poseł: - Sejm musiał stworzyć bardzo wiele ustaw by dostosować nasze prawo do europejskiego. To był bardzo ważny etap w przygotowaniach do wstąpienia do Unii Europejskiej. Bez tego nie mielibyśmy możliwości funkcjonowania we wspólnocie europejskiej. Moim zdaniem przystąpienie do UE to duża szansa dla Polski. Mamy możliwości pozyskania ogromnej ilości pieniędzy, oczywiście z udziałem własnych środków. Powinno to spowodować rozwój gospodarczy, wpłynąć na zmniejszenie bezrobocia, ponieważ jest wiele rzeczy do zrobienia jak chociażby drogi, ekologia. Polska ma do przerobienia około czterdziestu miliardów euro do 2015 r. To wielka szansa dla naszego
kraju.
Niestety scena polityczna jest obecnie bardzo niestabilna. To niebezpieczne dla Polski. Nikt nie powinien zajmować się tworzeniem nowego parlamentu, wyborami, a stworzeniem nowego rządu po rezygnacji premiera Leszka Millera. Powinniśmy w sposób właściwy wykorzystać wszystko to, co możemy otrzymać po 1 maja. Jeżeli będziemy zajmować się czymś innym, nie przyniesie to korzyści naszemu społeczeństwu. Obserwujemy jednak działania politycznie, mające na celu poprawę sytuacji w danych partiach, nowe wybory, gdyż niektóre partie liczą na dobry wynik wyborczy. Być może po wyborach rządy obejmie
opozycja, ale niech to się stanic w terminie konstytucyjnym, ewentualnie na wiosnę przyszłego roku, gdyż SLD obiecywało wybory na wiosnę, co jest uzależnione tworzeniem budżetu. Trzeba sobie jasno powiedzieć, że interesy partyjne, personalne przedkłada się ponad interes państwa.
Rozmowa z przewodniczącą Rady Miasta Emilią Czembor
Jak nasze miasto będzie wyglądać po wstąpieniu do UE?
W pierwszym momencie nie sądzę, by się wiele zmieniło. Głosowałam za Unią i cały czas jestem przekonana, że jest to trafny wybór, niemniej zdaję sobie sprawę, że nie od razu odczujemy pozytywne czy negatywne skutki wejścia do UE. Dzięki wejściu
do UE polityka samorządowa powinna znormalnieć i powinniśmy to odczuć w dalszych latach. Takie jak obecnie ustawienie samorządów nie jest normalne.
Ale też od samorządów ta nowa sytuacja będzie wymagała aktywności, uczenia się działania w nowej rzeczywistości.
Uczymy się już od dłuższego czasu, a możliwości, by to czynić jest wiele. Był czas, gdy bardzo zależało nam na zatrudnieniu osoby zajmującej się przygotowaniem odpowiednich projektów. W tej chwili projekty powstają, mamy przygotowaną strategię, która w dużym stopniu ułatwia występowanie o środki unijne. Mam nadzieję, że strategia zostanie przyjęta w maju przez Radę Miasta. Mamy kilka projektów już przygotowanych, niektóre przeszły wstępną akceptację. Na pewno jednak cały czas trzeba będzie się uczyć. Moim zdaniem najtrudniej zrealizować pierwsze projekty. Wiem, że unijna procedura dokumentacyjna jest
skomplikowana, i strach pomyśleć, że my, Polacy, możemy jeszcze bardziej ją sobie utrudnić.
Istnieją możliwości rozwinięcia współpracy regionalnej, współpracy między gminami. Do tej pory nie funkcjonowało to doskonale. Czy coś się zmieni, gdy pojawią się pieniądze na wspólne projekty?
Ustroń już wcześniej występował z takimi inicjatywami. Nie zawsze się to udawało, choć były również przedsięwzięcia udane. Podejrzewam, że tak jak my rozumiemy, iż wspólnie jest łatwiej o coś walczyć, rozumują też inne gminy. Wejście do UE powinno gminy, jak i cały region zmobilizować, by o wspólne cele wspólnie występować i wspólnie otrzymywać środki.
Dziękuję za rozmowę.
Rozmowa z burmistrzem Ireneuszem Szarcem
Czy po pierwszym maja zmieni się struktura organizacyjna Urzędu Miasta?
Nie planujemy jakiejś diametralnej zmiany. Oczywiście w UM trwały przygotowania do wejścia Polski do UE, a przykładem tego może być uruchomienie Biuletynu Informacji Publicznej, przez co zapewniamy obywatelom m.in. dostęp do informacji również przez internet. Powstała komórka zajmując a się tymi rzeczami, a był to jeden z wymogów UE jeszcze przed akcesją. Przepisy, które zostały zmienione i dostosowane do standardów
europejskich również u nas zostały wprowadzone. To co będzie się działo po 1 maja związane będzie przede wszystkim z szeroko rozumianym obrotem gospodarczym. Jako że gmina nie prowadzi działalności gospodarczej, szereg problemów nie będzie jej dotyczyć. Natomiast tam gdzie realizowane są programy, gdzie gmina będzie zabiegać o pomoc z UE, staramy się na bieżąco śledzić wszystkie możliwości, uczestniczyć w programach szkoleniowych. pomocowych, ale w oparciu o istniejące w UM jednostki organizacyjne. Dlatego nie przewiduję rewolucji w UM. Bardziej nastawieni jesteśmy na śledzenie bieżących wydarzeń na scenie gospodarczej i administracyjnej, reagowania, dostosowywania się do obowiązujących nas przepisów i rygorów.
Już dziś gmina Ustroń zabiega o pieniądze na dwa programy o wartości ponad dwa miliony złotych. Czy za te zadania odpowiadać będą poszczególni pracownicy, wydziały, czy też powstaną nowe stanowiska ściśle związane z realizacją projektów?
Możliwości naszego aplikowania o środki można podzielić na dwie kategorie. Duże zadania inwestycyjne, które zrealizowaliśmy lub realizowane są przez inne jednostki. Naszym ostatnim największym zadaniem była kanalizacja. Pozostaje do zrobienia
infrastruktura drogowa. Obecnie rozpoczęła się realizacja obwodnicy Polany przez Zarząd Dróg Wojewódzkich, więc poza nami. Nam pozostają mniejsze zadania inwestycyjne, które są zinwentaryzowane i zgłoszone. Wynikają one z naszych możliwości budżetowych. Jesteśmy w stanie w miarę precyzyjnie je określić. Zasada jest prosta – gmina realizuje zadania jednocześnie starając się o środki. W momencie zakończenia realizacji można występować o konkretne kwoty wynikające z protokołów odbioru, faktur. W Wydziale Inwestycyjnym są pracownicy na tyle przygotowani, by prowadzić wszelkie czynności wstępne. Na tym etapie wystarcza obsada kadrowa taka jak obecnie. W sytuacjach tego wymagających będziemy korzystać z pomocy fachowców danej branży. Jeżeli będą potrzebni finansiści, analitycy, inżynierowie projektów nie ma sensu zatrudniać ich na stałe lecz lepiej skorzystać z instytucji już funkcjonujących na rynku, które mają lepsze rozeznanie. Dzieje się tak zresztą już teraz. Współpracujemy z instytucjami, stowarzyszeniami, osobami fizycznymi w celu jak najlepszego przeprowadzenia danych wniosków.
Pieniądze z funduszy strukturalnych spływać będą z poślizgiem, po zakończeniu projektów. Jednak kiedyś pojawią się, a wtedy będzie ich więcej w budżecie. Czy miasto jest przygotowane na wznawianie kolejnych projektów, tak by ponownie te pieniądze inwestować. Czy będzie to stały proces?
Dlatego obecnie złożone projekty, nawet te będące we wstępnym wykazie, przewidziane są na kilka lat i zapewniam, że gdy tylko pojawią się pieniądze, będziemy mieli co robić. Nie będą to pieniądze źle wykorzystane. Pieniądze spływające z funduszy strukturalnych trzeba ponownie inwestować, nie wolno ich przejadać, ale przeznaczać na dalszy rozwój. Największą bolączką są tu niespójne przepisy budowlane, administracyjne, finansowe i ustrojowe dotyczące funkcjonowania takiej jednostki jak samorząd gminy. Do tego niespójność procedur, standardy wymagane przez instytucje finansujące zupełnie odbiegające od naszych możliwości. Obrazowo mówiąc, projekt wydający się być przygotowany do realizacji w zderzeniu z przepisami o zamówieniach publicznych, finansach publicznych, rachunkowości staje się drogą przez mękę.
W Ustroniu działa obecnie bardzo dużo organizacji pozarządowych, którym miasto pomaga…
… i teraz liczy na pomoc z drugiej strony. Organizacje pozarządowe dostały oręż do ręki w postaci dopuszczenia ich do pewnych procedur z łatwiejszą możliwością aplikacji, a poza tym przy ich zaangażowaniu w pozyskiwanie pieniędzy, łatwo będą mogli korzystać z pomocy specjalistów i przeprowadzać wszystkie procedury. Część programów jest tak skonstruowanych, że dotyczą głównie organizacji pozarządowych prowadzących działalność w sferach nie przynoszących zysków. Te organizacje mogą bardzo wiele zdziałać dla całego miasta. Moim zdaniem samorząd powinien te organizacje wesprzeć, pomóc im logistycznie,
ale na zewnątrz łatwiej poruszać się organizacjom pozarządowym niż samorządom.
Liczy więc pan na to, że ustrońskie stowarzyszenia i organizacje będą zabiegać o pieniądze z UE?
Bezwzględnie powinny to robić. Z tego co wiemy są organizacje prężnie już starające się o środki. My na pewno, w miarę swych możliwości, będziemy wszystkim służyć pomocą.
Dziękuję za rozmowę.