Z uwagi na świąteczny charakter niniejszego wydania Ustrońskiej aż się prosi o temat w jakiś sposób powiązany jeśli nie z samą Wielkanocą, to przynajmniej z wiosną. Jednak wybierając bohatera dzisiejszego artykułu z cyklu „Bliżej natury” postanowiłem odejść od takich najprostszych skojarzeń. Chociaż bowiem rzecz tyczy się mazurków, to bynajmniej nie chodzi o smaczne i tradycyjnie na święta Wielkanocne wypiekane ciasta. Tym razem – troszeczkę na przekór wiosennej atmosferze – sięgnąłem pamięcią do ledwo co minionej zimy, która w moim przypadku upłynęła pod znakiem skrzydlatych mazurków, czyli ptaków jakże łatwo i powszechnie mylonych z wróblami. O ich podobieństwie świadczą używane dawniej nazwy tego gatunku, wprost nawiązujące do wróbli – wróbel mazurek oraz wróbel polny. A na bliskie pokrewieństwo obu gatunków wskazują natomiast przypadki, kiedy popełniony zostaje międzygatunkowy mezalians, wróbla z mazurkiem połączy nagły przypływ uczuć, czego efektem będzie potomstwo generalnie bardziej podobne do „mazurkowej” części rodzicielskiej pary.
Mazurki zapewne mają – jak się zwykło mawiać – „w nosie” to, że większość ludzi na ich widok pomyśli bądź zakrzyknie: „O, wróbel!”. Aby zachować przynajmniej pozory nieco popularnonaukowego przesłania moich „bliskonaturowych” felietonów, zacząć jednak wypada od wskazania najbardziej rzucających się w oczy różnic pomiędzy mazurkiem a wróblem. Mazurek jest nieco mniejszy od swego kuzyna, który dorasta do 16 cm długości ciała, a mazurek do 14 cm. Różnice pomiędzy oboma gatunkami najłatwiej dostrzec patrząc na upierzenie głowy. U mazurków obu płci wierzch i boki głowy są czekoladowo- brązowe, a policzki białe z czarną plamą, również czarny jest raczej niewielkich rozmiarów „śliniak” pod dziobem. Policzki u wróbli są szarawe i pozbawione czarnej plamy, a samce mają szare czapeczki i spore czarne „śliniaki”, czasem wydłużające się w „krawaty”. Generalnie barwy mazurków są jakby wyraźniejsze, sprawiają wrażenie mniej zszarzałych i przybrudzonych niż u wróbli.
Jak mniej więcej przed rokiem w „Bliżej natury” pisałem, pod wpływem lektur nowszej ornitologicznej literatury (tej drukowanej i tej ulotnie internetowej) postanowiłem dokarmiać ptaki przez cały rok, nie tylko zimą. Latem i jesienią mój ogrodowy karmnik był odwiedzany stale, ale raczej nielicznie, przede wszystkim przez bogatki, modraszki i sikory ubogie. Wszystko zmieniło się przy pierwszych mrozach, a tak naprawdę po pierwszych opadach śniegu. Pewnego poranka zdumiał mnie ruch i gwar przy karmniku, a wszystko to za sprawą mazurków właśnie! Przez kilka tygodni karmnik okupowało całkiem spore, liczące tak na moje niewprawne oko jakieś 30, a w porywach do 40 ptaków mazurkowe stadko. Co to się nie działo przy ptasiej stołówce! Ciągły gwar, ruch, jakieś ptasie przekomarzanie i przepychanie się, podskoki, przeloty, trzepot skrzydeł… Ot, takie ptasie spory i kłótnie w dostępie do pokarmu, którego w sumie zawsze było pod dostatkiem. Ptaki innych gatunków wydawały się być zupełnie przytłamszone i zdominowane przez mazurki, które sprawiały wrażenie, że swą liczebnością i grupową bezczelnością potrafią stawić czoła nawet sójkom. Dopiero krogulec – którego przedstawiłem przed miesiącem – skutecznie „godził” wszelakie międzygatunkowe swary i zaprowadzał swym pojawianiem się zaskakującą ciszę i spokój wokół karmnika.
Karmnik nie był jedynym magnesem, który przyciągnął mazurki do mojego ogrodu. Drugim, kto wie czy nie równie, jeśli nie bardziej istotnym, okazały gęste skupiska laurowiśni, berberysów i ogników, które przed laty posadziłem wokół domu. To istny ptasi – głównie mazurkowy – zimowy raj, w którym ptaki znajdują schronienie i wypoczynek, mając raptem kilka metrów do pełnego ziaren karmnika. Sam się tyleż zdumiałem popularnością tej „miejscówki”, co i przestraszyłem, kiedy pierwszy raz nieopatrznie przeszedłem obok krzewów, wzbudzając niejaki popłoch pośród ptasich rezydentów, którzy hurmem i z pełnym pretensji „wrzaskiem”, chwilowo zmuszeni zostali do przenosin w korony pobliskich świerków.
Trochę mnie mazurki zaintrygowały, bowiem dotąd mój ogrodowy karmnik odwiedzały bardzo rzadko i nielicznie wróble. Okazuje się, że mimo zewnętrznych podobieństw, zbliżonych upodobań kulinarnych (tak wróbel, jak i mazurek to ziarnojady, ale pisklęta karmią pokarmem zdecydowanie mięsnym, czyli owadami), oba gatunki mają nieco odmienne upodobania siedliskowe. Wróbel to gatunek prawie całkowicie zależny od człowieka i trzymający się terenów zabudowanych, tak wiejskich, jak i miejskich. Mazurkom człowiek wydaje się być mniej potrzebny do szczęścia, chociaż bowiem nie stronią od ludzkich siedzib, penetrując zadrzewione wsie, parki, ogrody działkowe, przedmieścia i willowe dzielnice miast, to przede wszystkim chętniej zasiedlają śródpolne zadrzewienia i skraje lasów (ale już w ich głąb się praktycznie nie zapuszczają). Ale i te ptasie zależności i upodobania zmieniają się wraz z szerokościami geograficznymi. U nas wróble i mazurki często występują razem i po sąsiedzku zajmują te same miasta i wsie. Na zachodzie Europy mazurki trzymają się regionów typowo rolniczych i omijają większe miasta, w których rządzą wróble. Natomiast we wschodniej Azji – gdzie wróble naturalnie nie występują – mazurki stają się takimi „miejskimi wróblami” i z sukcesem kolonizują nawet centra dużych miast. A wszystko to niejako na przekór swej łacińskiej naukowej nazwie – Passer montanus, w której montanus oznacza dosłownie górski. Tymczasem mazurek jest gatunkiem zdecydowanie nizinnym. I również mocno zależnym od człowieka.
W wielu krajach i regionach zaobserwowano zależności pomiędzy liczebnością mazurków a dostępnością pokarmu oraz miejsc schronień i wyprowadzania lęgów. W Polsce od lat 60. Do lat 80. ubiegłego wieku notowano wyraźny wzrost liczebności tego gatunku i to nawet w miastach, w których mazurki chętnie zajmowały budki lęgowe czy różnorakie zakamarki budynków. Ale później nastąpił krach i liczba mazurków w Polsce zmalała aż dwudziestokrotnie! Powodem była postępująca zabudowa terenów rolnych i powstawanie trwałych nieużytków – mazurki lubią nasiona tzw. chwastów, które licznie towarzyszą uprawom rolnym, ale zanikają, kiedy dany teren przestaje być użytkowany rolniczo czy chociażby raz na jakiś czas koszony i po prostu zarasta. Również kiedy z danego terenu wyprowadzają się ludzie, a wraz z nimi znika rolny sposób użytkowania czy utrzymywania gruntu, znikają również mazurki. Zjawisko to zaobserwowano na przykład w powojennych Bieszczadach, kiedy to „znikały” całe wsie, a wraz z ludźmi – uprawy rolne i towarzyszące uprawom chwasty, czyli podstawowe źródło pokarmu dla mazurków. Ponowny spadek polskiej populacji mazurków (o 47%) odnotowano w latach 2000-2006. W tym przypadku przyczyn dopatruje się w intensyfikacji i chemizacji rolnictwa (m.in. stosowanie herbicydów zabójczych dla chwastów) oraz zmianie dotychczasowego sposobu uprawy gleby, jak chociażby rezygnacja z upraw jarych na rzecz ozimych i zaniku ściernisk, na których zimą mazurki również mogły znaleźć coś do jedzenia. Utrapieniem mazurków są także ostre i mroźne zimy oraz brak miejsc – na przykład budek lęgowych – w których w mroźne noce mogą się schronić. Szacuje się, że ciężkie zimy nie przeżywa nawet 80% mazurków widywanych jesienią… Owszem, wiosną kolejnego roku populacja szybko się odradza (jedna para mazurków może mieć w ciągu roku 2-3 lęgi), ale i tak krytycznym czynnikiem będzie dostęp do pokarmu. Jako ciekawostkę warto natomiast odnotować, że w drugiej połowie XX wieku m.in. w Finlandii nastąpił wzrost liczebności mazurków, co tłumaczy się tak ociepleniem klimatu, jak i rosnącą popularnością zimowego dokarmiania ptaków! Natomiast w Polsce w latach 2007-2018 mazurków przybyło o jakieś 123%! Na Czerwonej liście ptaków Polski (opublikowanej w roku 2020) mazurek ma aktualnie status gatunku najmniejszej troski, ale – jak większość gatunków ptaków – jest objęty ochroną prawną.
Czy mazurki potrzebują naszej pomocy? Zdecydowanie tak! Z myślą o nich (ale nie tylko!) warto wieszać budki lęgowe (tzw. model A: z otworem o średnicy 33 mm, dnem o wymiarach 11×11 cm i głębokością, czyli odległością pomiędzy dnem a otworem wlotowym, wynoszącą 21 cm). Warto pozostawić „chwastowy” zakątek w naszym ogrodzie, czyli naturalną spiżarnię dla mazurków. Warto posadzić w ogrodzie gęste skupiska krzewów, które będą schronieniem ptasiego drobiazgu (nie tylko mazurków) przed drapieżnikami czy przy niekorzystnej pogodzie. Warto wreszcie przynajmniej zimą wystawić karmnik i regularnie zapełniać go karmą odpowiednią dla dziko żyjących ptaków. Z pewnością odwdzięczą się śpiewem i gwarem skrzydlatej czeredki!
Mając natomiast na uwadze walory zdrowego odżywiania, w którym nie mieszczą się przecież potrawy słodkie, warto promować – nie tylko na czas świąt Wielkanocy – hasło: zamiast objadać się mazurkami (wielkanocnymi) dokarmiaj mazurki (skrzydlate i dziobate)!
Tekst i zdjęcie: Aleksander Dorda