2.3 C
Ustroń
niedziela, 17 listopada, 2024

W dawnym Ustroniu – Wielcy gazdowie z Zawodzia

Za nami kolejne wydarzenie z cyklu „Przy kołoczu i kawie o ustróńskij sprawie”, tym razem dotyczyło Zawodzia Górnego. To było piękne przeżycie. Spotkanie odbyło się w Klubie Kuracjusza w Sanatorium „Równica”, nie zawiedli mieszkańcy tej dzielnicy, kuracjusze i stali miłośnicy historii Ustronia. Omówienie przeszłości Zawodzia Górnego to było wielkie wyzwanie, bo kiedyś na Zawodziu byli, gazdowie, siedlocy, uprawiali swoje pola, to było ich życie, sens, cel, istota bytu. Życie toczyło się z pokolenia na pokolenie w rytmie czterech pór roku i zdawałoby się, że nic tego nie zakłóci. I przyszedł rok 1959 i strategiczna decyzja o budowie Dzielnicy Leczniczo – Rehabilitacyjnej. Inicjator i kreator tej decyzji to niezapomniany, Dobry Człowiek, gen. Jerzy Ziętek. To dzięki niemu mamy takie Zawodzie, to było trudne postanowienie, ogromne wyzwanie. Wejść z wielką betonową płytą, asfaltem, buldożerami w przepiękne pola u stóp Równicy z bogatym drzewostanem w jarach, okazałymi monumentalnymi bukami, rozłożystymi lipami i uroczymi potokami. To był dramat gospodarzy, niezwykle trudne rozmowy po których „wykupiono” 250 ha pól uprawnych. Na tych polach, wyrwanych z nieużytków przez pokolenia, ciężko harowały przecież całe rodziny, te pola zlane były ich potem. I przyjechały maszyny, przyszli robotnicy i ruszyli do dzieła, gospodarstwa zamieniły się w place budowy. Gospodarze przypłacili niejednokrotnie tą trudną sytuację zdrowiem, teraz o tych emocjach już prawie nikt nie pamięta. Mijały kolejne lata, powstawały piramidy, sanatoria, szpitale. I niestety nieprzewidziana przerwa w końcówce lat siedemdziesiątych i początków osiemdziesiątych kiedy budowa dzielnicy stanęła. Zawodzie straszyło rozkopanymi budowlami, które zarastały krzakami i trawą. Ta sytuacja wynikała z nowego podziału administracyjnego kraju. Prace jednak ponownie ruszyły na początku lat dziewięćdziesiątych. Teraz po latach możemy cieszyć się piękną, na skalę międzynarodową dzielnicą uzdrowiskową. Gdyby tak się nie stało pewnie też nie byłoby już rolnictwa tylko rozparcelowane pola przeznaczone pod budowę domków, apartementowców, oddanych deweloperom. Świat się zmienia, taka jest kolej życia, nowa generacja, nowe otwarcie. Decyzję gen Jerzego Ziętka po latach należy ocenić jako słuszną, właściwą, czemu dali także wyraz uczestnicy spotkania. Niestety, podjęto już bolesne postanowienie o odebraniu imienia J. Ziętka Szpitalowi Reumatologicznemu. Było też szemranie o pomnik przed Sanatorium „Równica”. Cóż, jednak najprawdziwszym pomnikiem Generała jest  całe Zawodzie, z sanatoriami, szpitalami, domami wczasowymi z ponad 6 500 miejscami dla wczasowiczów i kuracjuszy. I tego pomnika nie da się już zniszczyć.

Dziękuję pracownikom Muzeum Ustrońskiego za przygotowanie prezentacji i zebranie materiałów archiwalnych, sponsorom spotkania, PU „Ustroń” za użyczenie sali i poczęstunek współfinansowany także przez Miasto Ustroń. Dziękuję wszystkim bardzo serdecznie za współpracę, za obecność i „Ojcowski Dom”.

Danuta Koenig

Podczas gromadzenia materiałów, związanych ze spotkaniem o Zawodziu Górnym, wybrzmiał nieco zapomniany temat, dotyczący dawnych gazdów, siedloków z Zawodzia. Większość z nich utraciła swe ziemie w związku z budową dzielnicy uzdrowiskowej, a ocalałe gospodarstwa przeminęły wraz z epoką, do której przynależały. I tylko w niektórych rejonach tej dzielnicy nadal kultywowane są dawne tradycje gospodarskie. Ziemie zawodziańskich siedloków ciągnęły się długimi pasami – od Równicy aż po rzekę Wisłę. Jak pisał prof. Jan Szczepański w swych Dziennikach z lat 1945-68: „Ustroń się rozbudowuje jako letnisko, grunty chłopskie zabierają, płacą mało – stąd tragedie”. Stwierdził również: „Naocznie też zobaczyłem funkcjonowanie państwa ludowego. Zabierają chłopom pola, nie płacą prawie nic. Każda ustawa, każde prawo może działać tylko na korzyść państwa, a nigdy obywatela. A przecież gdyby na miejscu taty był człowiek z głową do interesu, bylibyśmy dzisiaj milionerami, nawet w Polsce ludowej”. Dlatego właśnie, na finalnym etapie projektu o Zawodziu, historie pozbawionych ziemi gospodarzy przejęły nas bardziej niż sama idea uzdrowiska, dzięki czemu stały się znów żywe. Zaczęliśmy szukać świadectw ich istnienia na mapie katastralnej z 1836 r. i okazało się, że większość z nich już wtedy funkcjonowała, ich lokalizacje dokładnie się zgadzały. Stworzyliśmy zatem mapę tych gospodarstw, którą, ze względu na wielki odzew po zawodziańskim spotkaniu, dzielimy się z Czytelnikami. Jest to pierwsza próba poruszenia tego tematu w przestrzeni Ustronia, a właściwie wstępny szkic. Mam wielką nadzieję, że po publikacji temat ten eskaluje, a mieszkańcy uzupełnią naszą niepełną wiedzę. Przedstawiam zatem gospodarzy z Zawodzia, począwszy od strony Skalicy:

Kowalowie – duże gospodarstwo zawodziańskich siedloków, zlokalizowane pod dzisiejszą ul. Sanatoryjną, na południe od ośrodka wczasowego Kotłomontaż. Ogromny, murowany dom Kowalów, postawiony w II poł. XIX w., ogrzewany był za pomocą rzazioka – pieca opalanego trocinami, z którego rura podwieszona była pod sufitem, biegnąc przez całą długość izby. Wesela u Kowalów gromadziły okolicznych wielkich gospodarzy, przyjeżdżających na kolasach. Rodzinna legenda mówi, iż Kowala zginął podczas przeprawy w czasie powodzi przez koryto Wisły. Pozostawił wdowę z dziećmi, rodzinie zaczęła dziać się krzywda, więc Kowalowa udała się do Wiednia, do samego cesarza. Tak opisuje te okoliczności w swych Pamiętnikach Jan Wantuła: „W tych czasach dość często się zdarzało, że urzędnicy Komory Cieszyńskiej (…) bez ceregieli odbierali parcele, pastwiska, lasy używane przez chłopów od dawien dawna (…). Podobnie chciano odebrać Kowalom dużą buczynę zwaną do dziś „przyporem”. Kiedy tu nie mogli zyskać sprawiedliwości, zdecydowała się Kowalowa pojechać do dalekiego Wiednia. Nie doszedłem tego czy już koleją od Ostrawy czy też „piechty”, w każdym razie była w Wiedniu i udało się jej dostać do cesarza. Gdy jej otworzono drzwi do kancelarii cesarskiej, padła na kolana i na kolanach podchodziła do cesarza. „Najjaśniejszy Panie cesarzu, błagam łaski i sprawiedliwości”! Cesarz podszedł do niej, chwycił za rękę i podniósł. Ona podała mu spisaną prośbę. Wskazał jej fotel, kazał usiąść. Przeczytawszy podanie, cesarz obiecał, że poleci sprawę rozpatrzeć i jeśli tak jest jak napisano – buczyna będzie przywrócona. Niech jeno spokojnie wraca do domu i podał jej rękę. I w ciągu bardzo krótkiego czasu buczynę przywrócono Kowalom”.

Gluzowie – rozległe gospodarstwo przy obecnej ul. Sanatoryjnej, posiadające w XIX w. liczne, okazałe budynki drewniane. Dom Gluzów, sięgający przełomu XVIII i XIX w., był w części drewniany, w części zaś murowany. Murowana stoi nadal, po drewnianej zachowała się już tylko kamienna podmurówka. Z kolei dawna stodoła zawaliła się ostatecznie w styczniu 2024 r.

Małyszowie – jedno z nielicznych gospodarstw, nie figurujących na mapie z 1836 r., należy je datować na koniec XIX w. Na jego terenie, przy ul. Sanatoryjnej, stoi zjawiskowy dom drewniany z dużymi połaciami okiennymi, posadowiony na wysokiej podmurówce, uwarunkowanej stromym zboczem. Wzniesiony został w latach 1915-1917.

Madziowie – gospodarstwo sąsiadujące z Małyszami, po którym pozostała urocza drewniana chata na niebywale wysokiej podmurówce. Ponoć wzniesiono ją w pierwszym ćwierćwieczu XIX w., a odnowiono w 1927 r. Z katastru wynika, że tamtejsze gospodarstwo powstało później, również pod koniec XIX w., a drewniany dom był przed wiekami częścią realności Jurczoków. Do niedawna domostwo zamieszkiwał gospodarz, troszczący się o swoje krówki i oswojoną gęś, który po zawaleniu części domu przeniósł się z inwentarzem do stodoły. Dziś ten piękny zabytek niszczeje na naszych oczach.

Madziowie ze Soliska – mniejsze gospodarstwo, usytuowane wysoko, ponad dzisiejszą ul. Sanatoryjną, w mniejszej skali działające do dziś. Do końca XIX w. zabudowania Madziów były drewniane.

Lazarowie – dawne gospodarstwo usytuowane naprzeciw DW „Muflon”. Od sąsiadów Jurczoków dzielił ich głęboki jar. Dzięki temu, że mieszkali już za jarem, nie odebrano im ziemi pod budowę uzdrowiska. Obecnie gospodarstwa już nie ma, a potomkowie mieszkają w nowym domu.

Jurczokowie – nieistniejące już, duże gospodarstwo, liczące 15 ha ziemi, którą odebrano m.in. pod budowę DW „Daniel” oraz „Rosomak”. Pierwotnie do Jurczoków należały również tereny obecnego Gościńca Groblice. W XIX w. zabudowania tej rodziny były jeszcze drewniane, z czasem jednak powstał dom murowany z przelotową sienią. Obecnie nie ma po nim śladu, a jego miejsce możemy zlokalizować ponad willą Bukowczanów przy ul. Nadrzecznej. Jak wspomina wnuczka gospodarzy: „Starka Ewa Jurczokowa była dobrą i niezwykle robotną osobą, odwiedzaliśmy ją przy okazji świąt, świniobić i innych uroczystości. Piekła wyborne kołocze polane masłem, dzięki czemu na górze tworzyła się smakowita skorupka”. Gazda Jurczok zginął podczas I wojny światowej, pozostawiając wdowę z trzema synami (Józefem, Karolem i Janem), która później poślubiła Kocjana, rodząc mu jeszcze dwoje dzieci.

Kozłowie – gospodarstwo, którego część znajdowała się na tzw. Dybalinie. Jak udało mi się ustalić, był to zbiór wspólnych pastwisk, ciągnących się wzdłuż potoku aż pod Równicę, ponad pola uprawne. Pierwotnie dom Kozłów był drewniany. W latach 1866 – 1893 zamieszkiwała go rodzina Jerzego Nowaka (inicjatora Czytelni Katolickiej), który pojął za żonę Annę z domu Kozieł. Po drewnianym domu zachowały się fragmenty podmurówki, a z czasem powstał murowany, który dziś też już nie istnieje. Grunty Kozłów poszły pod budowę uzdrowiska, a na ich części stała niedokończona piramida.

Pilchowie – gospodarstwo, na którego gruntach powstał DW „Muflon”. Drewniane, nieistniejące od dawna budynki w II połowie XIX w. zostały zastąpione murowanymi.

Kohótowie – wielkie gospodarstwo, zlokalizowane pod zakrętem, po zachodniej stronie ul. Sanatoryjnej. O tej wielodzietnej rodzinie wiemy, iż jedna z sióstr Kohóta – Maria, wyszła za mąż za Gluzę (dziś teren ul. Nadrzecznej), druga zaś – Anna, za słynnego kowala z ustrońskiej Kuźni – Filipa Kozła. Zabudowania Kohótow przez cały XIX w. były drewniane.

Cienciałowie – duże gospodarstwo pod dzisiejszym Hotelem „Diament”. Dom murowany istniał tam już w 1836 r. Z czasem zamieniono go na nowy, zachowano natomiast starą stodołę.

Kozłowie – prastara siedziba rodu Kozłów, ukryta głęboko w lesie, na terenie ponad późniejszymi „Reptami”.

Śliwkowie – wielkie gospodarstwo, do którego należały tereny pod późniejszym Zakładem Przyrodoleczniczym oraz okolice pijalni wód. W drugiej połowie XIX w. Śliwkowie zamieniali swe liczne zabudowania drewniane na murowane.

Czyżowie i Kocjanowie – sąsiadujące z sobą gospodarstwa, umiejscowione w linii prostej na wschód od Zakładu Przyrodoleczniczego. W latach 70./80. XIX w. tamtejsi gospodarze posiadali już domy murowane. Starego gospodarza Czyża, ze względu na popularne nazwisko, zwano dla rozróżnienia Wajdziokiem. Jak pisał Jan Wantuła: „(…) ten Wajdziok był strasznie światem zwandrowany, bo moc furmanił. Kany ten nie był! Jeździł z towarami z werku (…). A jak sie rozgodoł, co sie mu zdarzało gdy se trochę liznął, toście mieli co posłóchać. Kołowrotki stowały, wrzecióna sie przestały zwyrtać, a my wszyscy słuchali jak nie wiem co. (…). A ten Wajdziok, jak on to dobrze żył z babą, jako ji przoł aż do samej starości. Nie byłby jednego łyku prostki bez baby połknął, choć już mieli przez siedemdziesiąt. I tak w miłości i bez zwady w najlepszej zgodzie przeżyli roki… To nie byli święci ludzie, mieli swoje chyby, grzeszki, które zmywali w kościele, a wznawiali po wyjściu z kościoła (…)”.

Malcowie – gospodarstwo mieszczące się pod dzisiejszym kościołem Chrystusa Króla, istniejące w mniejszej formie do dziś. Jak wnioskujemy z katastru, już w 1836 r. stał tam dom murowany, a w latach 70/80. XIX w. dołączały kolejne zabudowania. Jak wspominał Wantuła: „Stary Malec to siedzioł przy świeczniku, w którym sie paliły szczypy, ucieroł im nosy (przepalone końce) i pociskoł, aby sie dobrze paliły i dobrze wielką izbę oświecały. No a jak dogorywały, to musiał nowe zakłodać. Stary Malec se pykoł z uherki – fajeczki, co ją sanetrorze ze Słowioków przynieśli, i bojoł. Co ten umioł rozpowiadać o starych czasach i starych ludziach, tego by ani do wielki książki nie wpisoł”. Paweł Malec w 1849 r. został kolatorem ewangelickiego zboru, a od 1861 r. zasiadał w gronie prezbiterów. Był również znany jako śpiewak pogrzebowy. Jak pisał Wantuła: „Malec odprawiał pogrzeb w domu jak się należy. Wyśpiewał 4-5 pieśni, przeczytał kazanie pogrzebowe z Dambrówki, przegradzając to zakąską i warzonką. Miewał zwykle kilku znajomych szkolników, którzy z nim chodzili na pogrzeby. Chłopcy chętnie szli na pogrzeb z Malcem, bo się z nimi obszedł jak się patrzy. Chleba to już zawsze tyle za stołem stypowym każdemu z śpiewaków ukrajał, że się mógł najeść największy żróń a i warzonki nie skąpił. (…) Malec miał wszystkie dane, aby – gdyby oddany do szkół – być dobrym kaznodzieją”. W marcu 1962 r. Jan Szczepański pisał: „Przyszedł Józef Malec, zbierający składki na kościół, więc rozmawiałem z nim o trybie wywłaszczania, gdyż na razie jemu odebrano 14 ha, a może odbiorą jeszcze więcej”.

Stecowie – gospodarstwo nad Sanatorium Równica, prowadzone do dziś, mimo utraty gruntów pod budowę sanatorium. W XIX w. budynki Steców były drewniane, później na ich miejscu stanął imponujący dom murowany, uwieczniony na licznych zdjęciach i pocztówkach. Stecowie prowadzili drewniany młyn wodny na potoku Gościradowiec, przy trasie turystycznej na Równicę, działający do 1956 r.

Krzywoniowie, Stecowie – gospodarstwa o pierwotnie drewnianej zabudowie, zlokalizowane pod blokami Nadleśnictwa przy ul. Źródlanej. Rozciągały się w niewielkiej odległości od siebie, po przeciwległych brzegach północnego dopływu potoku Gościradowiec.

Cholewowie – gospodarstwo zamożnego gazdy Adama Cholewy spod Żoru, przy dzisiejszej ul. Sanatoryjnej. Cholewa jako jeden z nielicznych w tych rejonie jeździł kolasą. Pierwotnie zabudowania były drewniane, zachowane na pocztówkach. Później na ich miejscu wzniesiono istniejące do dziś obiekty murowane.

Stecowie – gospodarze na szczycie ul. Źródlanej, pierwotnie posiadający mały drewniany dom wraz z murowaną stodołą. Dziś w tym miejscu góruje pięknie zdobiony murowany budynek, oznaczony datą 1926.

Cieślarowie z Dolinki – gospodarstwo ciągnące się w dół, na zachód od ul. Źródlanej. Zamieszkiwali je ubodzy gospodarze z niepełnosprawnymi dziećmi. Było to obejście naznaczone ciężką pracą, ale i cierpieniem oraz poczuciem wykluczenia. Okoliczni mieszkańcy utrzymywali, że miejsce to przynosi jego mieszkańcom nieszczęście. W XIX w. wszystkie zabudowania w Dolince były drewniane.

Sztwiertniowie – nowsze gospodarstwo przy ul. Źródlanej, złożone z murowanych budynków, wzniesionych w ostatnim ćwierćwieczu XIX w.

Cieślarowie spod Gronia – gospodarstwo z pięknym drewnianym domkiem, odbudowanym po pożarze w 1880 r., istniejącym do dziś. Znajduje się nieopodal ścieżki wiodącej do Źródła Karola.

Cholewowie z Pustek – gospodarstwo przy ul. Szpitalnej, należące do rodziny, która według legendy przybyła do Ustronia końcem XVIII w., szukając schronienia przed prześladowaniami religijnymi. Zajęli opustoszałą po epidemii zagrodę, stąd nazwa Pustki. Od początku dom Cholewów był murowany, a obejście wzorowo prowadzone. Większość ich ziem zabrano pod piramidy, a ostatnia właścicielka, Anna Cholewianka, zmarła bezpotomnie. Do dziś zachował się osamotniony dom, fragment archaicznej, kamiennej ściany obory oraz relikt dawnego stawu – obecnie wodopój dla dzikiej zwierzyny.

Macurowie – gospodarstwo przy ul. Szpitalnej z istniejącym już w 1836 r. dużym, murowanym domem. Obecnie na tym miejscu wznosi się osiedle deweloperskie.

Dustorowie z Role (później Brachaczkowie) – gospodarstwo przy ul. Szpitalnej, częściowo istniejące do dziś. Zachował się duży, murowany dom, zbudowany przed 1836 r., a także drewniana stodoła na pilyrzach. Rolników Alojzego Dustora oraz Pawła Macurę rozstrzelano podczas zbiorowego mordu ustroniaków, dokonanego przez hitlerowców 9.11.1944 r. Powodem była pomoc udzielana partyzantom.

Szczepańscy z Brzeziny – gospodarstwo Pawła Szczepańskiego i jego małżonki Ewy z Cholewów z Pustek, rodziców prof. Jana Szczepańskiego. Usytuowane na zachód od szpitala reumatologicznego, na terenie porośniętym brzozami. Pierwotne zabudowania były drewniane, przebudowane w ostatnim ćwierćwieczu XIX w. na murowane. Obecnie niszczejącemu domowi towarzyszy stodoła, zaadaptowana na lokal gastronomiczny. Obora uległa częściowemu zawaleniu, podobnie jak konstrukcja drewnianego wiatraka. Podsumowując los rodzinnego gospodarstwa, prof. Jan Szczepański w marcu 1965 r. napisał: „Starzyk w trumnie, w czarnym ubraniu, leży ze spokojną twarzą, z zaciśniętymi ustami, twarz wypełniona i niezmieniona. Ostatni gazda Szczepański w Brzezinie na Zawodziu, gdzie gospodarowali od 1821 do 1965 r. (prawdopodobnie w tym roku gospodarstwo zostanie przejęte przez państwo). 88 lat i 7 miesięcy przeżył w kręgu spraw tej gleby, lasu, sąsiadów i kolejnych katastrof światowych, docierających swoimi refleksjami tutaj między brzozy”.

Strachowie (Lipowczanowie) – gospodarstwo przy ul. Szpitalnej, usytuowane przed dzisiejszym szpitalem reumatologicznym, pod budowę którego przejęto te ziemie. Tamtejszy budynek mieszkalny już na początku XIX w. był murowany. Jan Szczepański temat wywłaszczenia podsumowywał następującą refleksją: „Zniknie niedługo ojcowizna, zniknie gospodarstwo i dom rodzinny, drzewa, potok i dolinki. Powstaną na naszych polach sanatoria czy domy wczasowe, potok zostanie ujęty zaporą, drzewa będą wycięte – nasze lipy i jesiony. Zniknie to, w co byłem wrośnięty, co było moją ziemią. Szedłem powoli potokiem, gdzie szumiała woda i śpiewały drozdy, koło źródła żelaznego i młyna Stecowego, gdzie po młynie nie ma już śladu (…)”.

Dziękuję Paniom – Gertrudzie Fiedor i Annie Gluziance za udzieloną pomoc.

Alicja Michałek, Muzeum Ustrońskie

Zobacz również

Ostatnie artykuły

Skip to content