Rozmowa z Damianem Ryszawym, radnym dzielnicy Polana.
Co Pana skłoniło do kandydowania do Rady Miasta?
Jestem osobą, która zwraca uwagę na szczegóły i na jakość. Dotyczy to także miasta. Gdy zauważałem pewne niedociągnięcia, zaniedbania, starałem się reagować. Dzwoniłem, prosiłem, zgłaszałem sprawy do urzędu. Moja aktywność musiała być widoczna, bo już przed wyborami w 2014 roku dostałem propozycję kandydowania do Rady Miasta Ustroń, ale wtedy wylatywałem akurat do Stanów Zjednoczonych i nie zdecydowałem się. W 2018 roku moje życie zawodowe było poukładane, dzieci podrosły i nie wymagały już tyle opieki, więc uznałem, że skoro i tak się angażuję, to może jako radny będę miał większe możliwości, by pomagać mieszkańcom i wpływać na rozwój miasta, żeby było przyjazne, zadbane, czyste. Taką mam naturę, że nie mogę przejść obojętnie, gdy coś jest nieuporządkowane, leżą jakieś śmieci, m.in. dlatego współorganizuję i angażuję się w różne akcje sprzątania w dzielnicy. Myślę, że ustroniacy też na to zwracają uwagę, a jeśli chodzi o turystów, to w ich przypadku pierwsze wrażenie jest szczególnie ważne.
Jak wypadła konfrontacja Pana wyobrażeń, zamiarów z rzeczywistością?
Na szczęście w tak małym mieście jak Ustroń, Rada Miasta jest apolityczna, czyli radni nie reprezentują żadnych partii, ale są inne podziały. Radę Miasta wyobrażałem sobie jako grupę ludzi, którzy działają razem, chcą dobra miasta, czują się gospodarzami w swoim mieście i że wszyscy radni są równi. Początki były trudne. Nie chcę już do tego wracać, ale postawa niektórych radnych wobec ich kolegi, niemile mnie zaskoczyła, zwłaszcza że chodziło o człowieka aktywnego, od lat zaangażowanego w pracę społeczną na rzecz Ustronia. Ostatecznie pan Wincenty Janus sam zrezygnował z mandatu, żeby nie brnąć w przepychanki. Przekonałem się, że niektórzy radni są bliżej władzy i im wolno więcej. Niestety potem to obróciło się przeciwko nim, bo pani radna Daria Staniek straciła mandat, gdyż prowadziła działalność gospodarczą na gruncie miejskim, a przecież nie tylko ja zwracałem uwagę, że trzeba uregulować sprawę działek, zanim rozpocznie się na nich jakąkolwiek inwestycję. Niestety nie słuchano nas.
A jakie ma Pan refleksje na temat pracy w Komisji Infrastruktury?
Wydawało mi się, że jako radni mamy większy wpływ na decyzje o inwestycjach. Że wnioski z komisji Rady Miasta, które wypracowujemy po długich dyskusjach i biorąc pod uwagę wiele czynników, mają na tyle dużą wagę, że powinny być wykonane. Jednak najczęściej otrzymujemy z Urzędu Miasta odpowiedź, że inwestycja zostanie zrealizowana w bliższej lub dalszej perspektywie, jeśli pozwolą na to finanse. To sprowadziło mnie na ziemię i pokazało, że w tych kwestiach jednak bardziej decyduje burmistrz, i że prawdziwe decyzje zapadają gdzie indziej, nie na komisjach. Za to z Urzędem Miasta dobrze mi się współpracowało. Szczególnie cenię byłego naczelnika Wydziału Inwestycji Andrzeja Siemińskiego, który bardzo konkretnie i merytorycznie podchodził do zgłaszanych spraw. Już na samym początku kadencji dzięki jego zaangażowaniu dało się znacząco poprawić stan chodnika od ul. Chabrów do kościoła. To przykład prac, które nie wymagały dużych nakładów, a znacznie poprawiły jakość życia mieszkańców. Podobnie jakościowe, a niekosztowne działania przeprowadziliśmy z Wydziałem Środowiska. Wystarczyło wyciąć chaszcze, które rozrosły się nad Wisłą, a pięknie zaprezentował się jeden z naszych głównych walorów. Szkoda, że nie udało się uporządkować brzegów rzeki dalej, w stronę mostu wiszącego, ale od czego są drugie kadencje.
I oprócz tego, dobrze się pracuje w Radzie?
Rozumiem, że nawiązuje Pani do mojego konfliktu z przewodniczącym Rady Miasta Marcinem Janikiem. Nie chciałbym rozwijać tego tematu, bo myślę, że mieszkańcy są już tym mocno zmęczeni. Powiem tylko, że to nie jest to spór dla samego sporu. Powstał on dlatego, że bardzo różnimy się z przewodniczącym Janikiem w poglądach, w patrzeniu na ludzi, na miasto i mamy inne wizje jego rozwoju.
Z jakimi największymi problemami boryka się Polana?
Polana jest administracyjnie jedną dzielnicą, mającą jednego radnego, ale składa się z jakby trzech części, które różnią się od siebie charakterem, funkcją, potrzebami i problemami. Mamy turystyczne centrum i tam mamy duży niedobór inwestycji, ale nie miejskich, tylko prywatnych. W tym temacie pojawiło się światełko w tunelu, bo inwestor otrzymał pozwolenie na budowę apartamentów z hotelem, restauracją o wysokim standardzie w pobliżu dolnej stacji Kolei Linowej „Czantoria”. Gdyby ta inwestycja powstała, mogłaby stać się impulsem do dalszego rozwoju i magnesem dla innych inwestorów.
Mamy też Jaszowiec…
…który wiemy, jak wygląda. Jest kilka hoteli, które spełniają wymogi turysty XXI wieku, inne są o znacznie niższym standardzie, niektóre w totalnej ruinie. Dzięki pomysłowi poprzedniej Rady Miasta oraz pracy obecnej, uchwalone zostały miejscowe plany zagospodarowania przestrzennego umożliwiające jego rozwój. Są inwestycje miejskie za kilka milionów złotych, ale brakuje spójnej wizji tej dzielnicy. Jako miasto zrobiliśmy, co mogliśmy, żeby zadbać o dzielnicę, ale prawdę mówiąc, inwestujemy trochę w próżni. Nie jesteśmy właścicielami ani hoteli, ani terenów wokół nich. To gestorzy muszą przyciągnąć klienta i ludzi, którzy zainwestują w odnowę, unowocześnienie obiektów. Jaszowiec moim zdaniem ma wielki potencjał, który odsłania się powoli. Dzięki uchwalonemu przez obecną radę planowi, jest szansa na inwestycje hotelowe oraz turystyczne, które staną się początkiem renesansu Jaszowca.
Ale Jaszowiec to nie tylko baza turystyczna.
Oczywiście, cała prawa strona ul. Wczasowej to domy bez wodociągu i bez kanalizacji, prawdę mówiąc, na razie bez szans, żeby takie inwestycje tam przeprowadzić. Dofinansowanie zewnętrzne jest uzależnione od współczynników, czyli tego, jaki efekt ekologiczny przyniosą przekazane pieniądze, a podłączenie kilku domów, jest zbyt małym efektem. Miasto samodzielnie nie jest w stanie tego sfinansować, bo ze względu na trudny teren są to koszty rzędu kilku milionów złotych. Cały czas liczę na inwestorów, którzy będą chcieli wykorzystać potencjał Palenicy i tamtych rejonów. Być może dzięki ich inwestycjom uda się coś zdziałać również dla mieszkańców.
Trzecia część Polany to…
…Dobka, w której jesienią po raz pierwszy odbyło się osobne, bardzo merytoryczne spotkanie z mieszkańcami. Tam podstawowym problemem jest brak wodociągów, kanalizacji i dróg. I znów – bardzo duże koszty przyłączenia małej liczby domów. Kanalizacja w Polanie kończy się w rejonie ul. Złocieni, a potem wzdłuż ul. Polańskiej aż do ul. Furmańskiej nie ma prawie żadnych domów. Dobka to też trudne drogi, prywatne, leśne, tam właściwie każdą sprawę trzeba rozpatrywać osobno. Ostatnio jedna z mieszkanek wydzieliła drogę ze swojego gruntu, miasto tę drogę przejęło. Po wielu negocjacjach, wyjazdowej komisji Infrastruktury udało się zabezpieczyć środki finansowe na 2024 r. na budowę drogi do jej domu, do którego nawet straż pożarna miała problem w dotarciu. Mieszkańcy Dobki nie są roszczeniowi, ale mieszkają w trudnych warunkach i proszą miasto o pomoc.
Wspomniał Pan o planach zagospodarowania. One służą właśnie m.in., temu, żeby mieszkańcy nie budowali domów w tak ekstremalnych miejscach, bo miasto nie jest im w stanie pomóc.
Oczywiście, zgadzam się, ale w Dobce te domy powstały już dawno. Uważam, że w przyszłości powinniśmy projektować miasto za pomocą planów, wyznaczać miejsca, w których zabudowa nie będzie generować problemów, gdzie media będzie łatwo doprowadzić, a układ komunikacyjny zapewni wjazd i wyjazd oraz łączność z innymi drogami.
Czasem nadanie funkcji budowlanej lub rolnej czy leśnej decyduje o tym, czy właściciel jest zamożny czy nie. Jak pan sobie radzi z tłumaczeniem ludziom, że prywatny interes trzeba poświęcić dla dobra miasta?
Nie jest to łatwe, lecz staram się tłumaczyć. Tereny budowlane daleko od infrastruktury rodzą wiele problemów, mieszkańcy domagają się dróg, kanalizacji, wodociągów, ale miasto nie jest w stanie im tego zapewnić. A propos drogi, czuję satysfakcję, że na wniosek komisji Infrastruktury wykonaliśmy projekt ul. Pod Skarpą II, która połączy ul. A. Brody z ul. Cieszyńską i będzie taką wewnętrzną obwodnicą miasta. Część mieszkańców protestowała, bo droga będzie przebiegać blisko ich posesji. Wyjaśniałem, że istnieje realne zagrożenie, że Zarząd Dróg Wojewódzkich zamknie kiedyś wyjazd z ul. A. Brody na drogę wojewódzką, a wtedy zatka się całe centrum i ruch w Ustroniu stanie. Co wtedy zrobią? Ludzie nie doceniają wagi planów zagospodarowania przestrzennego, a one przyniosą nam wymierne korzyści, tylko że w dłuższej perspektywie czasu, gdy zrealizuje się ścieżka w koronach drzew na Czantorii, rozbudowa Zawodzia, droga pod Skarpą II, wyciągi w Jaszowcu. Dla mieszkańców często ważniejsze są przycięte gałęzie, załatane dziury w drodze, czyli to co musimy robić na bieżąco, ale jako radni musimy patrzeć również na to, jak miasto będzie wyglądało za 5, 10 czy 20 lat. Nieważne, kto będzie radnym, kto burmistrzem plany dzisiaj procedowane, przyniosą miastu pieniądze za kilka czy kilkanaście lat.
Co udało się zrobić w Polanie w ostatniej kadencji?
Było tego sporo, od drobnych spraw po większe inwestycje. Przede wszystkim zrobiło się czyściej, przejrzyściej, po prostu ładniej nad Wisłą. Udaną inwestycją, która kieruje nas w stronę gminy przyjaznej rowerzystom są ścieżki rowerowe. I tutaj dygresja. Bardzo nie lubię, gdy inwestycje prowadzi się w taki sposób, że trzeba je później poprawiać. Tak jest w przypadku ścieżek rowerowych. Sygnalizowali to mieszkańcy, a ja sprawdziłem i rzeczywiście w innych gminach uczestniczących w tym projekcie, ścieżki biegną dołem i nie przechodzą przez drogi. Sprawdziłem też parametry i wygląda na to, że można było to tak zrobić również u nas. Oprócz tego, gmina Wisła i Brenna zrobiły ścieżki w technologii „krawężnik, asfalt, krawężnik”. My nie mamy krawężników, a w części mamy jedynie natrysk asfaltowy na kliniec, a więc nawierzchnię znacznie bardziej narażoną na zniszczenie. Nie wiem, dlaczego tak się stało, wydaje mi się, że czasem brakuje kontroli urzędników na etapie projektowania, realizacji, bo przy odbiorze nie da się już zmienić podstawowych rozwiązań. Może uda się to poprawić, ale to będzie generowało dodatkowe koszty. Wracając do inwestycji, cieszę się, że udało się wyremontować salę gimnastyczną w Szkole Podstawowej nr 3 z Oddziałami Przedszkolnymi, bo była już w bardzo złym stanie.
Jest Pan radnym najbardziej zdegradowanej dzielnicy miasta.
Za taką uznana została Polana i to otwiera szansę na duże inwestycje nie tylko w Polanie. Zgłoszonych zostało prawie 30 wniosków przez miasto, Kolej Linową i prywatne osoby, które będą miały szanse na dofinansowanie. Wszystkie projekty przeszły weryfikację, teraz czekamy na otwarcie kasy.
Co uważa Pan za swoją największą porażkę?
Porzucenie tematu budowy basenu. Pamiętam jak dziś, kiedy zamykaliśmy spółkę miejską Ustrońskie Termy, pan burmistrz na jednej z sesji powiedział, że odkładamy temat basenu, bo nie ma pieniędzy i nie będzie już na tego typu inwestycje dofinansowania. Może nie z Unii, choć kto wie, ale pojawiły się inne możliwości i dziś znajdujemy w internecie informacje o dotacjach w wysokości 30 mln zł na budowę basenów z Polskiego Ładu. Podczas tej samej sesji apelowałem, żeby nie odkładać budowy, żeby znaleźć lokalizację, zrobić projekt i szukać finansowania. Ostatnio dowiedziałem się, że basen w Wiśle, mimo katastrofy po zalaniu, która znacznie skróciła sezon letni, obsłużył w obecnym sezonie letnio-zimowym (zimą lodowisko oraz park świateł) 60 tys. osób, czyli o 40 % więcej niż w sezonie poprzednim i jeżeli byłby częściowo sfinansowany z dotacji przyniósłby dochód. Basen uatrakcyjniłby Ustroń dla turystów, sprzyjał jego rozwojowi, lecz największą korzyścią byłoby jednak to, że przeciwdziałałby wykluczeniu społecznemu, ponieważ ustrońskie dzieci i młodzież mogłyby z niego korzystać za symboliczne kilka złotych.
Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiała: Monika Niemiec