Rozmowa z Aleksandrem Poniatowskim, radnym z Ustronia Górnego.
Jest Pan najmłodszym radnym w tej kadencji. Startując w wyborach w 2018 roku miał Pan 29 lat. Co wpłynęło na decyzję o chęci pracy w samorządzie miasta?
Jeden z mieszkańców naszej dzielnicy przekonał mnie, że jako młoda osoba, z którą miał już okazję współpracować i przede wszystkim bliżej poznać, sprawdziłbym się w tej roli. To była niewątpliwie jedna z przyczyn, która zmotywowała mnie do działania w tym kierunku. Wcześniej, już jako kilkunastoletni chłopak, interesowałem się życiem dzielnicy. Brałem udział w zebraniach Zarządu Osiedla Ustroń Górny, który kiedyś istniał. Mam nadzieję, że będzie reaktywowany.
Czy przed wyborami miał Pan jakieś wyobrażenie o pracy radnego?
Jestem projektantem, kierownikiem robót i inspektorem nadzoru. Z racji wykonywanego przeze mnie zawodu współpracowałem wcześniej z instytucjami samorządowymi i rządowymi.
Z ramienia inwestora występowałem o zgody i decyzje do różnych instytucji, w tym samorządowych. Wiedziałem więc jak wygląda praca urzędników oraz obieg dokumentów. Niewątpliwie pomogła mi też wiedza przekazana przez moją mamę, która pracowała przez ponad ćwierć wieku w strukturach samorządowych. Na pewno praca radnego różni się od urzędniczej, ale cieszę się, że miałem ogólne pojęcie jak to wszystko funkcjonuje. Oczywiście musiałem też doszlifować swoją wiedzę.
Zapewne szedł Pan do wyborów ze swoimi pomysłami dla swojej dzielnicy.
Tak, mam je nadal. Niestety wielu nie udało mi się zrealizować. Są to w jakiś sposób moje porażki. Trzeba jednak wiedzieć, że czasem należy ustąpić, żeby mogła być zrealizowana np. jakaś ważna inwestycja dla Ustronia. Mieszkańcy każdego okręgu korzystają przecież z całego miasta i jego infrastruktury. Udało nam się wybudować tężnię w Parku Kuracyjnym, jako inwestycję kierowaną do ustroniaków, a nie tylko do pensjonariuszy Zawodzia. Będzie realizowana także rewitalizacja stawu kajakowego, dzięki pozyskanym funduszom. Inwestycja ta jest świetnym przykładem, że czasem niektóre inwestycje są rozciągnięte
w czasie – pomysł był już forsowany w poprzedniej kadencji, a wstęgę na otwarcie będzie jednak przecinać kolejna rada.
Został Pan wybrany na Przewodniczącego Komisji Infrastruktury, która zajmuje się m.in. miejscowymi planami zagospodarowania przestrzennego. Kilka udało się wprowadzić w tej kadencji. Co to oznacza dla funkcjonowania miasta?
To była kwestia, na którą kładłem olbrzymi nacisk. Lobbowałem, aby te plany wprowadzać w życie i przystępować do realizacji kolejnych. Z własnego doświadczenia zawodowego wiem, że ich brak utrudnia proces inwestycyjny, a z drugiej strony prowadzi do niekontrolowanego rozprzestrzeniania się zabudowy. Żeby uzyskać zwykłą decyzję o warunkach zabudowy, wystarczy, że w promieniu minimum 50 metrów od planowanej inwestycji, jest już inny obiekt o podobnych parametrach i funkcjach. To powoduje sytuację, że mamy pola z porozrzucaną zabudową co 50 metrów. Powstaje kłopot. Gmina musi budować więcej dróg i sieci uzbrojenia terenu takich jak: wodociągi, kanalizacja, gaz czy zasilanie energetyczne. To wszystko trzeba realizować przy bardzo małym zagęszczeniu odbiorców. Te inwestycje stają się nieopłacalne z punktu widzenia gestorów. Dlatego pojawiła się chęć uregulowania tych kwestii poprzez wprowadzenie wspomnianych planów, które uporządkują naszą przestrzeń.
Ludzie zgłaszają się ze swoimi problemami chętniej do Przewodniczącego Komisji Infrastruktury czy do radnego Ustronia Górnego?
Zawsze powtarzam, że każdy mieszkaniec może uczestniczyć w posiedzeniach komisji. Drzwi są zawsze otwarte. Można zawsze zabrać głos i wyrazić swoją opinię. W większości przypadków wyborcy oczekują jednak interwencji radnego ich dzielnicy. Dużo jest spraw na pozór błahych, ale trzeba mieć na uwadze, że dla mieszkańców mają wielką wagę. Osoba, która ma tu dom, rodzinę, najbardziej interesuje jego najbliższa okolica, a więc dziurawa droga, brak kanalizacji, brak koszy na odpady czy brak oświetlenia. Są to problemy codzienności.
Wróćmy do planów zagospodarowania przestrzennego. Te ze zmiennym skutkiem wprowadza się w Jaszowcu. Udało się jednak wprowadzić w innych obszarach Ustronia.
Tak, na realizację planu dla Jaszowca wpłynęła decyzja Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków. Sprawa jest trudna i niedokończona. Niewątpliwie trzeba podjąć trud, aby tę sprawę sfinalizować. Wiąże się to też z działaniami inwestorów, na które nie mamy wpływu. Chcemy stworzyć przestrzeń dla nich przyjazną, ale to oni podejmują ostateczne decyzje. Kwestią sporną jest kierunek w jaki powinien pójść Jaszowiec. Z jednej strony tzw. mieszkaniówka może być ratunkiem dla dzielnicy, ale z punktu widzenia historii i wysokości podatków, to usługi były by w tym miejscu lepszym rozwiązaniem. Problematyczne może być wybudowanie tzw. apart hoteli, które w bardzo łatwy sposób mogą zostać przeobrażone na apartamenty prywatne. To jest właśnie przykład patodeweloperki.
Uchwalono między innymi dwa plany dla obszaru centrum, z którego jego południowa część, czyli Ustroń Górny, miał jeszcze plan z 1997 roku, który w mojej ocenie w 90% nie odzwierciedlał stanu faktycznego. Dla przykładu linia rozgraniczająca jednostkę drogową przechodziła przez budynki, co z formalnego punktu widzenia uniemożliwiało ich przebudowę, a wręcz według prawa, w ogóle nie można było przeprowadzać w nich remontów. Mówię o ul. Marii Skłodowskiej-Curie.
Ogromne emocje wzbudził plan dla niewielkiego obszaru przy ul. Brody.
Przygotowanie całego planu zostało zlecone profesjonalnej pracowni urbanistycznej. Urząd Miasta wyłaniając takiego wykonawcę zatrudnia specjalistę z danej dziedziny. Chciałbym zaznaczyć, że tego typu zawody jak architekt, urbanista czy inżynier wiążą się z odpowiedzialnością zawodową i etyką pracy, więc każdy rozważa pewne rzeczy w ramach swojego sumienia. Może to brzmi banalnie, ale tak to wygląda. Ręczymy za siebie, ręczymy swoimi uprawnieniami, które mogą nam zostać odebrane. W związku z tym, że projekt uchwały był opracowany przez profesjonalistę i uzyskał pozytywne uzgodnienia instytucji opiniujących, większość rady uważała, że projekt uchwały jest dobry.
Czy Rada Miasta nie popełniła błędu uchwalając ten plan?
Studium dopuszczało podanie parametrów na podstawie analizy sąsiednich budynków. Brano więc pod uwagę budynek, który został zrealizowany w sąsiedztwie problematycznej działki. Były osoby, które nie zgadzały się na zapis, że może tu powstać obiekt o wysokości 22 m.
Radni przegłosowali wówczas ten plan, opierając się na ekspertyzach specjalistów. Wojewoda zakwestionował uchwałę i miał oczywiście do tego prawo. Zresztą do takich sytuacji w historii samorządu dochodziło nieraz. W tym wypadku sytuacja została rozdmuchana medialnie. Przy okazji pojawiło się wiele insynuacji, które nie mają nic wspólnego z rzeczywistością.
Po obradach komisji, której jest Pan Przewodniczącym, według słów świadków, miało dojść do skandalicznego zachowania radnego.
Po posiedzeniu Komisji Infrastruktury radny Damian Ryszawy wykonywał gesty, które w sposób jednoznaczny odzwierciedlały zachowania Adolfa Hitlera. Byłem tego bezpośrednim świadkiem. Chciał w ten sposób zakomunikować, że tak rzekomo działa Przewodniczący Rady Miasta lub Burmistrz. W tej skandalicznej sytuacji poczuliśmy się co najmniej jak ciemne masy, które mają bezmyślnie wykonywać polecenia „wodza”. Na to zdarzenie zareagowała część radnych, która została bardzo urażona takim zachowaniem. Szerzej omawialiśmy to później na Komisji Koordynacyjnej. Oburzenie wywołane inscenizacją radnego spowodowało, że podczas ostatniej sesji Przewodniczący Rady Miasta zwrócił się bezpośrednio do niego, biorąc na świadków uczestników tego zdarzenia. Zrobił to na wniosek i z poparciem rozgoryczonych radnych, a nie z własnej inicjatywy.
Czy zamierza Pan kandydować w wyborach w następnych wyborach samorządowych?
Jak wspomniałem wcześniej mam jeszcze wiele pomysłów odnośnie samej dzielnicy jak i całego miasta oraz chęci do kontynuowania pracy na rzecz naszej małej ojczyzny.
Dziękuję za rozmowę. Rozmawiał Mateusz Bielesz