
W piątek na stoku Czantorii, pod Solokiem spotkali się członkowie Ustrońskiego Klubu Ekologicznego wraz z rodzinami oraz pracownicy Nadleśnictwa Ustroń, żeby posadzić następny kawałek lasu. Ta tradycja sięga początku lat 90. i przez pierwsze lata miłośnicy przyrody uwijali się w Dobce, a kończyli pracę na tamtejszym polu biwakowym. Od kilku lat obsadzają Czantorię, a po skończonej pracy rozpalają ognisko i pieką kiełbaski U Jonka na Kympie.
„Upływ czasu najlepiej widać po tym, jak rosną dzieci i jak rośnie las” – stwierdził sentencjonalnie leśniczy Piotr Cieślar, który razem ze swoim kolegą podleśniczym Janem Pustelnikiem oraz nadleśniczym Nadleśnictwa Ustroń Sławomirem Kohutem przywieźli ponad 200 sadzonek świerka i jodły i nadzorowali pracę ochotników. Akcja odbywała się w 71. oddziale, na północno-zachodnim zboczu Czantorii, około 500 metrów nad poziomem morza. Słońce przyświecało, chociaż nie było zbyt ciepło.
– Jak widać, buka już mamy bardzo dużo, więc musimy trochę to urozmaicić i zasadzić trochę innych gatunków – wyjaśniał nadleśniczy Kohut. – To, co dzisiaj robimy, nazywamy poprawką. Wcześniej już naszymi siłami sadziliśmy tu nowy las, ale jak zawsze część małych drzewek zgryzły nam zwierzęta. Teren jest nieogrodzony, a u nas jest dużo zwierzyny płowej, zwłaszcza jeleni i one czynią duże szkody w szkółkach. Zabezpieczamy sadzonki specjalnymi preparatami, które nie szkodzą roślinom, ale nie smakują zwierzętom, bo są gorzkie. Sporo sadzonek zostało, ale trzeba uzupełnić braki, żeby było pełne pokrycie. Zależy nam, żeby szybko doszło do tzw. zwarcia, czyli stanu, kiedy drzewka dotykają się gałązkami. Wtedy nie musimy już kosić trawy, bo od tego momentu już sobie poradzą. Wcześniej mogą zarosnąć i się nie przebić. Koszenie trawy nie kojarzy się z lasem, raczej z przydomowym ogródkiem, ale w lesie kosi się bardzo dużo. W tym roku będzie to około 100 hektarów, czyli 1/10 leśnictwa. Kiedyś robiło się to kosami, a teraz wykaszarkami spalinowymi. W leśnictwach, gdzie jest równiej, można używać specjalnych kosiarek. Jak widać, tutaj trawa była koszona niedawno, specjalnie zostawiliśmy ją dłużej, żeby chroniła przed przymrozkami, ale i tak część sadzonek wymarzła. Z koszeniem zwlekamy też, gdy panują upały, żeby trawa pomagała utrzymać wilgotność podłoża i osłaniała młode drzewka przed słońcem. Tutaj akurat, od strony północno-zachodniej słońce nie jest takim problemem, gorzej na stokach południowych. Latem można tam na kamieniach smażyć jajecznicę. Cieszę się, że kolejny raz mieszkańcy Ustronia, członkowie Klubu zawitali do nas na sadzenie.

Prezes Ustrońskiego Koła Ekologicznego Małgorzata Węgierek powiedziała, że wspólne sadzenie drzewek ma wprawdzie dla Nadleśnictwa symboliczne znaczenie pod względem gospodarki leśnej, ale jednocześnie ogromną wartość edukacyjną i integracyjną.

– Wiadomo, że nie zalesimy dużych połaci, mamy różne możliwości i umiejętności, ale bardzo się cieszę z tej współpracy z Nadleśnictwem. Leśnicy przygotowują nam teren, sadzonki i goszczą nas po pracy przy ognisku – mówi prezes Węgierek. – Przekazują też cenne wskazówki dotyczące techniki sadzenia. Teren jest bardzo trudny, stromy stok, a przede wszystkim brakuje nam ziemi. Większość z nas uprawia jakiś ogródek, ale to jest zupełnie inna praca. W naszych lasach jest kamień na kamieniu, poprzeplatane korzeniami roślin, które szukają dostępu do wody i składników odżywczych. To jest naprawdę wyzwanie. Coś, co w ogrodzie zajęło by chwilę lekkiej pracy, tutaj jest okupione machaniem kilofem, wygarnianiem kamieni, żeby sadzonkę bezpiecznie usadowić w podłożu. Cieszę się, że towarzyszą nam dzieciaki, bo to jest dla nich niesamowita lekcja. Kiedy widzimy młody las, rzadko zdajemy sobie sprawę z tego, jak trudno go wyhodować. To nie jest tak, że samo rośnie. Sama uczestniczę w akcji sadzenia drzewek już od lat i z dumą patrzę na spore już drzewa, tutaj nad drogą, to czuję dużą satysfakcję. Wtedy chodziliśmy po pustej niemal polanie, a teraz szumi las.
Monika Niemiec