20.1 C
Ustroń
środa, 30 lipca, 2025

Żyję w Jego „Małej Ojczyźnie”

16 kwietnia 2012 roku, w 8. rocznicę śmierci profesora Jana Szczepańskiego przed budynkiem biblioteki odsłonięto pomnik wybitnego socjologa. Informacje można znaleźć w naszym cyfrowym archiwum w GU 12/2016. Fot. W. Suchta

KATOWICE, ŁÓDŹ, USTROŃ!

Ten dziwny tytuł ostatniego tekstu, który piszę dla „Gazety Ustrońskiej” ma swoje podstawy co do faktu, że świat jest naprawdę „mały”.

Urodziłam się (autentycznie w domu) – w bardzo ładnej, secesyjnej kamienicy w tzw. Starych Katowicach, przy ul. Andrzeja Niestety 13. W naszej bardzo ciekawej kamienicy było tylko 10 dużych mieszkań o stosunkowo wysokim standardzie. Na parterze był związek niewidomych, ale na pierwszym piętrze – tu moja niespodzianka – mieszkał człowiek o najwyższym prestiżu – dla mnie wujek Paweł Steller, bo tak go nazywałam na jego życzenie. Pamiętam całą rodzinę profesora, a zwłaszcza „poniedziałkowe ciasta”, które dostawałam jak wracałam ze szkoły, aby „tydzień był słodki, a ja dostawałam same piątki”. Miałam 6-7 lat, bo szybko rozpoczęłam swoją edukację w szkole im. Marii Konopnickiej. W kamienicy mieszkali też nauczyciele, a pod „nami” następna znana osoba, obecnie szefowa Polskiej Akcji Humanitarnej – Janka Ochojska. Pamiętam początki jej choroby – trzymałam ją na kolanach (byłam i jestem 6-7 lat starsza). Niestety jej życie to oddzielny temat i nie mam prawa cokolwiek o niej pisać. Może jedno – tak twardej i dzielnej kobiety już w życiu nie spotkałam.

Tak więc ciekawy dom, ciekawi ludzie – to moje Katowickie „Gniazdo”. Niestety cała moja Katowicka rodzina już odeszła, tak jak powoli odchodzi ostatnia i jedyna w Polsce osoba o „ciekawym nazwisku” (sprawdzone!). Moje „gniazdo” pozostanie najważniejszym miejscem na ziemi czyli tam jest moja „mała ojczyzna”, jak mawiał człowiek, który sam – jak i jego asystenci – ukształtował moją osobowość, czyli nasz ukochany autentycznie przez studentów – Ustroniak – pan prof. Jan Szczepański.

To on łączy mnie z Ustroniem, a pan profesor Paweł Steller z Katowicami.

Stąd nazwa tego tekstu i mojej wypowiedzi (dość osobliwej) – Katowice, Łódź, Ustroń!

JAK JA WIDZIAŁAM PROFESORA?

Powoli zbliżam się do jego „świata”, potrafię mówić wyłącznie o nim ciepło! Człowiek „stela”, który stworzył kierunek jedyny w tamtych czasach, właśnie w Łodzi. Były tylko 3 Uniwersytety (Poznań, Kraków – specjalizujące się w socjologii kultury, wsi itd.). Nie było tego czego ja szukałam – jako dziecko przemysłowego okręgu – mojego: czyli ukochanego, brudnego, zapylonego – Górnego Śląska. To profesor stworzył tą specjalizację ku mojej radości. Powstała właśnie w Łodzi – socjologia pracy. Byłam na roku jedyną studentką (17 letnią) zwaną „Pyskatą Hanyską” i dlatego też przez 5 lat studiów starościną roku!

Jak już pisano dosyć często (kiedyś) w „Gazecie Ustrońskiej” był pan profesor postacią wybitną nie tylko na polu naukowym ale i po prostu ludzkim. Gdy odwiedzili mnie moi przyjaciele z Łodzi (dwójka profesorów) – bo nie przyjechałam ze względów obiektywnych (zdrowie) na zjazd (studia 1965-1970 ubiegłego wieku) poszliśmy z kwiatami pod pomnik. Rozmawialiśmy o naszych profesorach. Oczywiście „wygrał” pan profesor Szczepański. To on nauczył nas szacunku do drugiego człowieka będąc sam przykładem prawości, pracowitości i tegoż właśnie szacunku! Komunikatywność pana profesora „odbija” się w jego pracach naukowych jak i rozmowach czy wykładach, które każdy z nas rozumiał – bez względu na poziom umysłowy. Był człowiekiem pozbawionym egoizmu, egocentryzmu i zazdrości – tak częstej w „światku naukowym”.

To między innymi – dzięki profesorowi – nasz rocznik okazał się najlepszy w historii łódzkiej socjologii (około 60% zajęło się pracą naukową i dydaktyczną). Nauczył nas tego, że wykładając czy prowadząc inne zajęcia – należy najtrudniejsze tezy – przełożyć na język rozumiany przez wszystkich.

Ostatni raz rozmawiałam z moim „mentorem” na uroczystości 200-lecia Jego Szkoły (Nr 2). Był zaskoczony, że ktoś, kto jak się mówi potocznie „wyszedł” spod jego ręki – mieszka i pracuje w jego ukochanym Ustroniu. Był zasmucony, że „odeszłam” od ukochanej przez nas socjologii (byłam wtedy daleko od mojej pasji przemysłowego socjologa i kończyłam swoją pracę – po ukończeniu dodatkowo pedagogiki specjalnej w Krakowie aby zając się jako dyrektor szkołą dla dzieci chorych w sanatorium na Poniwcu).

Niestety chcąc omówić moje życie umówiliśmy się z profesorem na obiedzie, na który organizatorzy mnie zaprosili!

Potem było sporo rozmów telefonicznych.

Profesor Szczepański zmarł 16 kwietnia 2004 roku w Warszawie. Pisaliśmy o tym w GU nr 16/2004.

Nagle pojawił się problem. Byłam współorganizatorem powstania Ośrodka Rehabilitacyjnego w Nierodzimiu („nomen omen” – jego sekretarzem!) Razem ze wspaniałym paniami śp. panią Dyrdową oraz śp. panią Czemborową oraz innymi żyjącymi – organizowaliśmy słynne imprezy „Dzieci-Dzieciom” itd. zajmowałam się fantami, wypraszając je z różnych sklepów i organizacji.

Pewnego dnia goszcząc u pani śp. Dyrdowej poprosiła mnie czy mogłabym nawiązać kontakt z panem profesorem, który właśnie wtedy był członkiem Pozarządowej Komisji opiekującej się dziećmi niepełnosprawnymi.

Nie lubię o nic prosić, ale w tym przypadku to nie była moja sprawa osobista lecz naszych chorych dzieci pochodzących właśnie z Ustronia.

Odpowiedź pana profesora była taka jak się spodziewałam. Mówiąc krótko – dostaliśmy pierwszą wielką pomoc – przyrządy do rehabilitacji!

Tego nie wiedzą nawet obecni pracownicy ośrodka!

Po pewnym czasie odeszłam od działania na rzecz Ośrodka, wyłącznie ze względu na pogarszający się stan zdrowia. Odeszły na „wieczny odpoczynek” panie śp. Dyrdowa oraz śp. Czemborowa, odszedł też człowiek wielkiego formatu, naukowiec, znakomity rozmówca z dużym poczuciem humoru i bardzo taktowny!

O mnie mówił „Hanyska nadaje się do pracy w dużym zakładzie, tak jak sobie wymarzyła, bo jest pyskata i żaden dyrektor jej nie podskoczy”.

Tak się złożyło panie profesorze, że pana opinia niestety się nie sprawdziła. Moje życie było skomplikowane i trudne! Jednak ta, która była dla pana „pyskatą hanyską” stała się po 47 latach (chociaż nie w 100%) – „stela” – i to w pana profesora „małej ojczyźnie” z gniazdem urodzenia w Katowicach i studiach, które były pana dziełem w Łodzi.

Pamiętam!

Z szacunkiem Ilona Pattlock-Brandys

Pana zasadę mam w głowie i sercu!
Bądź mądra, uczciwa i pamiętaj, że nie wszyscy muszą Cię kochać!

Autorka wspomnienia była w latach 1972-1990 pracownikiem dydaktyczno-naukowym filii Uniwersytetu Śląskiego w Cieszynie i dwóch uczelni w Bielsku-Białej, działaczka społeczna, autorka artykułów polemicznych do naszej gazety.

Poprzedni artykuł
Następny artykuł

Zobacz również

Ostatnie artykuły

Przejdź do treści