W ubiegłym tygodniu w internecie pojawiały się zdjęcia bociana, który przylatywał na parking przy ul. Grażyńskiego. W ogóle się nie bał, ludzie podchodzili do niego całkiem blisko, fotografowali pięknego ptaka i robili sobie z nim zdjęcia.
Bocian nie miał obrączki, więc nie dało się stwierdzić, skąd przyleciał. Na pewno nie pochodził z ustrońskiego gniazda przy ul. Daszyńskiego, bo nasze bociany są zaobrączkowane. Zresztą odleciały już końcem lipca, o czym można przeczytać na stronie bocianyustron.pl: „26.07.2024 godz. 9:44-9:46 Młode bociany odleciały z gniazda. Nie wróciły przez cały dzień i na noc. Rozpoczęły migrację. Wiek młodych: 80, 80, 78, 76 dni. Na gnieździe przebywa samiec Beskidek. 31 lipca o godz. 8.16 z gniazda odleciał Beskidek. Nie wrócił na noc. Rozpoczął migrację.” Nie pojawia się już informacja o migracji Czantorki – matki Lipka, Herminki, Brenki i Jaworka, gdyż 21 lipca zginęła w kolizji z drutami wysokiego napięcia, w odległości 400 m od gniazda.
Chcąc dowiedzieć się, dlaczego spacerujący po parkingu bocian nie odlatuje, pełniąc rolę atrakcji turystycznej, poprosiliśmy o wypowiedź Ewę Głowską – administratorkę grupy BOCIANY USTRON – POLAND prężnie działającej na Facebooku. Pani Ewa podejrzewała, że to dorosły bocian, który może być oswojony. Członkowie grupy donosili, że lata, więc wszystko wskazywało na to, że jest zdrowy i jeszcze może odlecieć. Administratorka grupy podkreślała, że lepiej nie karmić bociana, bo o tej porze może jeszcze znaleźć sporo pożywienia na łąkach i polach, a dostępność jedzenia od ludzi go rozleniwi.
Sprawą zainteresowała się Alicja Cieślar – prezes Stowarzyszenia Opieki nad Zwierzętami AS oraz pracownicy Wydziału Środowiska i Rolnictwa Urzędu Miasta i wezwano Pogotowie Leśne z Mikołowa. Okazało się, że bocian ma uszkodzone skrzydło i dlatego nie odlatuje. W takiej sytuacji dostarczanie ptakowi wody i pożywienia przez troskliwe panie z restauracji „Rybka” było jak najbardziej uzasadnione. O karmienie dbała również wolontariuszka Stowarzyszenia AS.
Jak poinformowała Alicja Cieślar, gdy przyjechali pracownicy mikołowskiego Pogotowia, bocian bez oporu dał się zapakować do samochodu. W Pogotowiu przejdzie leczenie i będzie oczekiwał wiosny.
Leśne Pogotowie z Mikołowa, które powstało w 1993 roku, to najstarszy i jeden z największych ośrodków dla dzikich zwierząt w Polsce. Działa na podstawie zezwolenia Ministra Środowiska, we współpracy z Nadleśnictwem Katowice. Jak podaje jego założyciel Jacek Wąsiński, rocznie pomaga prawie 4 tysiącom zwierząt (od ryjówki po łosia), z czego ponad połowa wraca na wolność. Od początku działalności było to ok. 35 tys. zwierząt. Celem ośrodka jest niesienie pomocy dzikim zwierzętom – rannym w wypadkach drogowych albo wskutek innego typu zdarzeń losowych, wymagających rehabilitacji czy odchowania. Z usług pogotowia korzysta również Ustroń. Na Zrzutka.pl kończy się zbiórka pieniędzy pod nazwą: „Modernizacja ośrodka rehabilitacji dla dzikich zwierząt Leśne Pogotowie”.
Monika Niemiec