9.6 C
Ustroń
poniedziałek, 13 października, 2025

Warto spotkać się z kulturą

Urszula Broda-Gawełek. Fot. M. Niemiec

Rozmowa z Urszulą Brodą-Gawełek,
dyrektor Miejskiego Domu Kultury „Prażakówka”
do 30 września 2025 roku

Dlaczego postanowiła Pani odejść z „Prażakówki”?

Zacznijmy od tego, że Miejski Dom Kultury „Prażakówka” – kulturalne serce miasta – na pewno na zawsze pozostanie w moim sercu. Instytucje kultury w całej Polsce borykają się z problemem niedofinansowania, podobnie było też w „Prażakówce”. Z jednej strony obcięte środki, z drugiej dodatkowe zadania. Nie znając na początku roku ostatecznego budżetu i oczekiwań ze strony miasta, nie mogliśmy zaplanować z odpowiednim wyprzedzeniem programu koncertów, spektakli i wydarzeń. To miało wpływ nie tylko na komfort pracy, ale też na ofertę domu kultury. Razem z pracownikami tworzyliśmy różnorodne wydarzenia dla mieszkańców i turystów, na bieżąco uzupełnialiśmy kalendarz imprez z pozyskanych środków własnych i zewnętrznych. Cieszyliśmy się z każdej dodatkowej atrakcji, ale jej odpowiednia promocja, przedsprzedaż biletów była często niemożliwa do zrealizowania. Postanowiłam zatem sprawdzić się w nowym miejscu, podjąć wyzwanie, jakim jest stworzenie instytucji kultury od zera, wygrałam konkurs na dyrektora powiatowego Centrum Kulturalno-Edukacyjnego „U Kossaków” i z dniem 1 października objęłam to stanowisko.

Objęcie stanowiska dyrektora „Prażakówki” też było chyba wyzwaniem, bo musiała Pani zmienić zawód. Lubi Pani wyzwania?

Tak, ale nie rozumiane w ten sposób, że zmieniam pracę dla samej zmiany, ale że tworzę nową jakość. Pracując w cieszyńskim liceum, cały czas pozostawałam blisko kultury nie tylko jako jej odbiorca, ale też jako organizator. Najpierw zaangażowałam się w organizację koncertu charytatywnego „Kopera” na rzecz Hospicjum im. Łukasza Ewangelisty w Cieszynie. Szkolny koncert przekształcił się w miejskie wydarzenie kulturalne dużej rangi. Następnie zaangażowałam się w pracę w biurze festiwalu Wakacyjne Kadry – Kręgi Sztuki w Cieszynie, potem przyjęłam funkcję kierownika produkcji tego festiwalu, ostatecznie odważnie, jak wydaje mi się z dzisiejszej perspektywy, współtworzyłam edycję festiwalu w Chinach i tam przeszłam prawdziwą szkołę logistyki i organizacji międzynarodowego wydarzenia, co dało mi ogromną satysfakcję. W tym samym czasie w pracy w szkole pojawiły się oznaki wypalenia zawodowego, postanowiłam więc pójść w stronę kultury.  Wtedy właśnie w wydziale promocji ustrońskiego ratusza pojawił się wakat i postanowiłam zacząć przygodę z kulturą od szeregowego pracownika. Ustroń to moje rodzinne miasto, więc szybko wróciłam do tego klimatu. Gdy rozpisano konkurs na dyrektora „Prażakówki”, wiedziałam, co chcę zrobić w domu kultury i co zaproponować mieszkańcom i turystom.

Czy bała się Pani porównań do poprzedniej długoletniej dyrektor pani Barbary Nawrotek-Żmijewskiej?

Oczywiście, że bałam się takich porównań. Że jeśli coś się nie uda, to ludzie powiedzą: „Tak było super, a teraz przyszła nowa i zepsuła”. Takie myśli pojawiły się na samym początku,  ale jednocześnie miałam wiarę w swoją koncepcję i nowe pomysły oraz pasję. A z racji tego, że stres mnie mobilizuje, a nie paraliżuje – swoje obawy przekształciłam w motywację, stały się one motorem do jak najlepszego działania. Miałam świadomość tego, jak dużą rolę pełni „Prażakówka” w Ustroniu i poprzez różne formy działalności, starałam się tę rolę jeszcze zwiększyć.

Co było dla Pani najtrudniejsze w pracy dyrektora?

Najtrudniejsza część takiej pracy to zawsze zarządzanie ludźmi. Każdy ma inną osobowość, życie prywatne, problemy, więc kierując zespołem ludzi, trzeba to wszystko brać pod uwagę. Dyrektor musi być trochę tym „dobrym i złym policjantem” czasem dyscyplinować, ale jednocześnie wydobywać z pracowników to co w nich najlepsze. Trudne było dla mnie postawienie się w takiej pozycji, że nie jestem członkiem zespołu, tylko szefem. Jestem
bezpośrednią, otwartą osobą, zawsze lubiłam kooperację z ludźmi, a tu pewien dystans był konieczny, i na początku trochę mi brakowało zażyłości z pracownikami. Nie oznacza to, że odgrodziłam się od zespołu, mam nadzieję, że pracownicy to potwierdzą, i że ostatecznie stworzyliśmy świetny zespół – zgrany, zaangażowany, oddany pracy. Wypracowaliśmy wspólnie system oparty na odpowiedzialności i szacunku. Gdy było trzeba chwytałam za miotłę, myłam ławki w amfiteatrze lub w kaloszach wspólnie sprzątaliśmy zalane piwnice. Brałam zdanie pracowników pod uwagę, gdy coś planowałam, ale ostatecznie to ja jako dyrektor podejmowałam decyzje i również brałam za nie odpowiedzialność.

Fot. Archiwum prywatne Urszula Broda-Gawełek.

„Prażakówka” to nie tylko dom kultury, ale też amfiteatr, organizacja wydarzeń na rynku, a ostatnio wyjście z kulturą do dalszych dzielnic – Lipowca, Dobki…

Bardzo jestem dumna z tego ostatniego projektu „Kulturalne Rubieże”, na który pozyskaliśmy środki z Ministerstwa Kultury. To było moim marzeniem, żeby zaktywizować osoby, które na co dzień nie korzystają z oferty „Prażakówki” czy to z zajęć pozalekcyjnych, czy wydarzeń. W zamierzeniu mieszkańcy dzielnic peryferyjnych, które są oddalone od centrum nawet o 8 km, mieli sami pozyskiwać granty od nas i tworzyć ciekawe rzeczy dla lokalnych społeczności, swoich sąsiadów. I to się udało znakomicie, kultura wyszła do ludzi. Świetnym projektem z ubiegłych lat było również zadanie dofinansowane ze środków PFRON – warsztaty arteterapeutyczne dla dorosłych podopiecznych Środowiskowego Domu Samopomocy działającego przy TONN w Nierodzimiu. W tym roku druga edycja Przeglądu
Dziecięcych Zespołów Folklorystycznych, Lata z Lokalsami, kolejny koncert muzyki klasycznej w ramach festiwalu Beskid Classics i wiele innych wydarzeń. Ponadto organizujemy zajęcia pozalekcyjne dla dzieci, młodzieży i dorosłych, imprezy na rynku,
zarządzamy amfiteatrem – wynajmujemy go, ale też organizujemy w nim własne wydarzenia. Oprócz tego w ramach domu kultury od strony organizacyjnej i finansowej działają zespoły folklorystyczne – Estrada Ludowa „Czantoria” i Estrada Regionalna „Równica”, spotykają się u nas i mają zarejestrowane siedziby stowarzyszenia, działa Ognisko Muzyczne prowadzone przez Towarzystwo Kształcenia Artystycznego, odbywają się spotkania seniorów ze Związku Emerytów, Rencistów i Inwalidów. To jest ogrom pracy
organizacyjnej w strukturach MDK, ale też możliwość współpracy ze wspaniałymi ludźmi.

A był taki moment, gdy samorząd ustroński zastanawiał się, czy kupić „Prażakówkę” od Kuźni, czy nas na to stać, bo obiekt był w bardzo złym stanie.

Teraz chyba nikt sobie nie wyobraża miasta bez domu kultury. Takie miejsca spotkań, integracji, rozwijania zdolności szczególnie dzieci i młodzieży znajdują się nawet w małych gminach. Ustroń zasługuje na dom kultury z prawdziwego zdarzenia i myślę, że stworzyliśmy go razem, z miastem, wcześniejszymi pracownikami, dyrekcją. Czuję się zaszczycona, że miałam w tym swój udział. „Prażakówka” zapewnia dostęp do kultury wszystkim mieszkańcom, odbywa się wiele niebiletowanych wydarzeń, a za zajęcia opłaty są dużo niższe niż w komercyjnych instytucjach.

Ile imprez „Prażakówka” organizuje w roku, ile dzieci korzysta z zajęć?

W różnych zajęciach bierze udział około 200 dzieci, młodzieży i dorosłych. Jeśli chodzi o liczbę imprez, to organizujemy kilkadziesiąt koncertów w roku, kilkanaście spektakli, kilkanaście warsztatów, półkolonie letnie i zimowe, wystawy, plener rzeźbiarski, wydarzenia współorganizowane ze stowarzyszeniami, obsługa techniczna i nagłośnienie miejskich uroczystości „pomnikowych” – to wszystko daje w sumie około 150 wydarzeń w skali roku, co oznacza średnio trzy wydarzenia tygodniowo.

Urszula Broda-Gawełek. Fot. M. Niemiec

Czy jakiś moment z czasów dyrektorowania szczególnie będzie Pani wspominać?

Przewrotnie odpowiem cytatem z piosenki: „Cieszmy się z małych rzeczy”. Najbardziej cieszą mnie właśnie takie małe rzeczy, które się udały, którymi przełamaliśmy troszkę przyzwyczajenia, zmieniliśmy podejście do kultury w mieście. Na przykład organizacja zajęć i warsztatów dla dorosłych oraz wydarzenia kulturalne dla wielopokoleniowej publiczności – dzieci i rodziców, dziadków. Pamiętam z jaką tremą i niepokojem czekałam na pierwszą odsłonę „Domu niezwykłych opowieści”, wydarzenia nie spektakularnego, ale bardzo ciekawego, ambitnego, związanego z kulturą Śląska Cieszyńskiego. Nie spodziewaliśmy się tłumów i krzesła dla widzów w liczbie kilkunastu ustawiliśmy na scenie, niestety, na dziesięć minut przed wyznaczoną godziną przybyły tylko dwie osoby! Pocieszaliśmy się, że to pierwsza odsłona, ludzie jeszcze nie zdążyli się dowiedzieć… Lecz nagle, w ostatniej chwili, zaczęło przychodzić ich więcej i więcej i ostatecznie w gawędzie uczestniczyło kilkadziesiąt osób. To była taka bardzo duża satysfakcja. I to się przyjęło, przychodzą dzieci z rodzicami,
babciami na tę gawędę. Zaczęliśmy też organizować artystyczne spotkania pokoleń, czyli warsztaty dla rodziców z dziećmi. Zainteresowanie jest bardzo duże, a ze względu na charakter zajęć obowiązują zapisy. Przy okazji robienia karmników mieliśmy komplet zapisanych uczestników, ale przed zajęciami dochodzili kolejni. Nie chcieliśmy zawieść dzieci, udało się połączyć rodziny i podzielić materiały, więc ostatecznie wszyscy byli zadowoleni. Ciekawą inicjatywą są też „Planszówki”. Mieszkańcy, którzy są pasjonatami gier planszowych spotykają się w „Prażakówce”, przynoszą swoje gry i ciekawie spędzają czas. No i są też warsztaty dla dorosłych związane z rękodziełem: regularnie makrama, cyklicznie dekoracja pierników, robienie wianków świątecznych i sporo osób jest zainteresowanych. Były koncerty, były spektakle i to jest oczywiste, że do domu kultury przychodzi się na  takie wydarzenia, ale ja chciałam jeszcze bardziej tę „Prażakówkę” otworzyć dla ludzi i myślę, że się udało.

Czy jest coś, co się Pani nie udało?

Nie mogę powiedzieć, że to mi się nie udało, ale zawsze żałuję, gdy na wartościowe koncerty przychodzi mało osób. Frekwencja spędza sen z powiek chyba wszystkim organizatorom wydarzeń kulturalnych i nam też nie jest to obce. Naprawdę staraliśmy się,
żeby oferta kulturalna była na wysokim poziomie i moim zdaniem, ale również publiczności, każdy koncert czy spektakl był wartościowy, mimo iż z powodów finansowych nie gościli u nas najbardziej znani artyści. Słyszeliśmy wiele pozytywnych ocen i nierzadko też kontaktowali się z nami ludzie już po wydarzeniu, wyrażając żal, że nie zdecydowali się przyjść, a słyszeli bardzo pozytywne opinie. Zawsze potem było mi przykro, że więcej osób
nie zobaczyło ciekawego spektaklu, nie wysłuchało koncertu. Zapewniam, że zawsze warto wyjść z domu spotkać się z kulturą, z innymi ludźmi i przeżyć coś pięknego, wzruszającego.

Jednak sporo znanych osób zaprosiła Pani do „Prażakówki”. Czyją wizytę będzie Pani szczególnie pamiętać?

Piotra Bałtroczyka, który gościł u nas ze stand-upem i akurat nastąpiła awaria ogrzewania. Była późna jesień, zima właściwie, za oknem ziąb i taki sam u nas. Włączaliśmy nagrzewnice w garderobie, ale niewiele pomagały. Nasz gość uznał że nie ma takiej opcji, żeby włożył frak, bo zamarznie i pozostał w swetrze. Przez półtorej godziny stand-upu co chwilę wtrącał uszczypliwe uwagi, że pani dyrektor nie zapłaciła za ogrzewanie, że pani
dyrektor nie chciała nam włączyć ogrzewania, że nie ubrał fraku, bo pani dyrektor wyłączyła ogrzewanie i musi występować w powyciąganym swetrze. Stałam się taką nieplanowaną bohaterką stand-upu i nieszczególnie było mi do śmiechu. Po spektaklu biegusiem wsiadłam w samochód, pojechałam do lokalnej karczmy zakupić śliwowicę i wręczyłam mu ją w podziękowaniu i z przeprosinami. Przyjął ją z ogromną radością i rozstaliśmy się w zgodzie.

Po koncercie z zespołem Strachy na Lachy.

Co uznaje Pani za największy sukces?

Zbudowanie zespołu pracowników, który jest naprawdę świetny. Nigdy nie było takiej sytuacji, żeby któryś z pracowników odmówił mi pomocy, zostania po godzinach, przyjścia do pracy w weekend. Planowanie grafików w instytucji kultury jest trudne i są one tak trochę palcem na wodzie pisane. Wiadomo, że musimy przygotować harmonogram pracy na cały miesiąc i zgodnie z przepisami prawa pracy pracownik powinien siedem dni wcześniej znać swój rozkład pracy, ale pojawia się niespodziewanie prośba o wynajem, zrobienie jakiejś imprezy i pracownik ma pełne prawo powiedzieć dyrektorowi: „Niestety, nie dam rady przyjść”. Nie mogłabym mieć mu tego za złe. A jednak nie zdarzyło mi się, żeby ktoś odmówił. Zawsze mogłam liczyć na pracowników. Tworzyliśmy super zgrany zespół i tego będzie mi najbardziej brakowało. Szef, jeśli nie stoją za nim ludzie, nie zrobi niczego sam.

Dziękuję za rozmowę. Rozmawiała: Monika Niemiec

Zobacz również

Ostatnie artykuły

Przejdź do treści