
W sobotnie popołudnie nad Wisłą doszło do poważnego wypadku, w wyniku którego mieszkanka Ustronia została zabrana przez karetkę Pogotowia Ratunkowego do szpitala. Wprawdzie nie złamała nogi, ale do dzisiaj nie może chodzić, bo uraz nogi był bardzo poważny. A mogło być jeszcze gorzej, bo spadając do dość głębokiego jaru, uderzyła głową w spróchniały pień tuż obok leżący głazu. Poszkodowana zwierzyła się, że największy strach budzi u niej myśl, że do tego rowu mogła wpaść jej córka i że mogła nawet zginąć. Rodzina, która przeżyła opisane chwile grozy, odradza wszystkim wchodzenie na zniszczone mostki, bo grozi to urazami, a nawet śmiercią.
Mostki znajdują się nad Wisłą, w rejonie ul. Źródlanej. Żeby do nich dojść, ludzie korzystają ze ścieżki z lewej strony drogi, biegnącej pomiędzy posesjami firmy J.P.PILCH – Marmur & Granit. Udając się na spacery, z przejścia nad rzekę chętnie korzystają i mieszkańcy, i turyści. Niestety, jak już pisaliśmy dwa tygodnie temu, mostki prowadzące nad jarami, znajdują się w tragicznym stanie. Do tego stopnia, że niektóre deski można po prostu podnieść, a inne załamują się lub łamią pod stopą. Do tego są omszałe, spróchniałe i kruszą się. Szczególnie jeden z jarów jest głęboki, a kamienie leżące na skraju i na dnie stanowią dodatkowe zagrożenie.
Po wypadku mąż poszkodowanej udał się do Urzędu Miasta Ustroń, ale dowiedział się od burmistrza Pawła Sztefka, że mostki nie należą do miasta, są w gestii Wód Polskich, koszt ich naprawy jest bardzo wysoki i nic nie da się zrobić. Mieszkaniec Ustronia pojechał do Nadzoru Wodnego w Skoczowie i tam dowiedział się od kierownika jednostki, że Wody Polskie podpisują umowy z gminami na dzierżawę terenów nad Wisłą i te, jako dzierżawcy, powinny dbać o infrastrukturę. Poza tym podczas sprawdzania map, urzędnik stwierdził, że nie wynika z nich jasno, czy mostki znajdują się na terenie miasta czy Wód Polskich. Zostanie wysłany wniosek w tej sprawie do Starostwa Powiatowego, żeby sprawę własności gruntów definitywnie wyjaśnić.
Tymczasem mostki stanowią realne zagrożenie dla pieszych i rowerzystów. Chodzenie i jeżdżenie po nich grozi nawet śmiercią. Sprawę zgłaszało do Straży Miejskiej wiele osób, strażnicy zabezpieczyli miejsce taśmami, ale zostały one szybko zerwane.
Monika Niemiec


