17.3 C
Ustroń
czwartek, 7 sierpnia, 2025

Bieganie uwrażliwia

BIEGANIE UWRAŻLIWIA

Rozmowa z Michałem Kieconiem, biegaczem, pomysłodawcą i organizatorem Biegu Świętego Dominika

Już w tą niedzielę 10 sierpnia odbędzie się szósta edycja Biegu Świętego Dominika, dlaczego warto wziąć udział?

Bieganie dla wielu ludzi stało się częścią życia, a jeśli biegniemy dla kogoś, to ta zwykła wydawałoby się czynność staje się czymś ważnym, czymś więcej. Nie chcę uderzać w górnolotne tony, powiem po prostu, że udział w Biegu św. Dominika to niezwykłe doświadczenie i bardzo serdecznie zapraszam nie tylko zaawansowanych biegaczy, ale i tych mniej aktywnych ruchowo. Oprócz trasy na 10 km jest też krótsza, na 5 km i myślę, że prawie każdy jest w stanie taki dystans pokonać. Mamy bardzo wysoki limit – aż półtorej godziny. Niekoniecznie trzeba biec, można truchtać, iść, maszerować z kijami, można samemu albo w towarzystwie dzieci lub psiaków. Tradycyjnie dla dzieci jest też osobna rywalizacja. W biegu głównym spodziewamy się rekordu frekwencji, bo już teraz, a rozmawiamy na ponad tydzień przed startem, mamy zapisanych około 170 osób. Limit wynosi 250. Jeśli nie uda się już zapisać, to i tak zapraszam do kibicowania i na festyn oraz biegi dzieci na łące u Ojców Dominikanów. To będzie fajny rodzinny, przyjacielski festyn, przygotowujemy kiełbasę, żurek, grochówkę, lody, dmuchańce i inne atrakcje.

Michał Kiecoń (z lewej) na starcie Biegu Świętego Dominika w 2024 roku. Fot. M. Niemiec

Razem z organizatorami innych biegów stworzył Pan Ustrońskie Grand Prix w Biegach ulicznych. Na czym to polega?

Znamy się z innymi organizatorami, z biegaczami, z ludźmi aktywnymi, biorącymi udział w podobnych wydarzeniach. W ubiegłym roku po raz pierwszy odbył się charytatywny Bieg Niepowtarzalny zorganizowany przez Towarzystwo Opieki nad Niepełnosprawnymi i Ośrodek Edukacyjno-Rehabilitacyjno–Wychowawczy w Nierodzimiu, trochę pomagałem przy tworzeniu koncepcji. Z kolei dyrektor Dorota Kohut podpowiada nam, kogo moglibyśmy wesprzeć podczas naszego charytatywnego wydarzenia, więc tak naturalnie połączyliśmy siły. Do  Grand Prix zaprosiliśmy też kultowy już, odbywający się od lat 90. Bieg Legionów, organizowany przez miasto, który również ma zyskać aspekt pomocowy.

A jeśli ktoś chce wystartować tylko w jednym biegu?

Oczywiście może, nie ma problemu, będzie prowadzona klasyfikacja dla każdego biegu osobno, a dodatkowo generalna dla Grand Prix. Jednak warto wystartować w trzech  biegach, bo będzie to unikatowe przeżycie i będzie można zyskać unikatowe trofeum.
Medale z każdego biegu utworzą jeden w kształcie serca. Działamy w takim fajnym aktywnym gronie, żeby Ustroń był jeszcze bardziej rozbiegany, żeby coraz więcej biegaczy tutaj przyjeżdżało i żeby pomagać potrzebującym. Tak jak Pan powiedział wcześniej, bieganie to już nie moda, trend, ale część życia wielu ludzi, część życia społecznego.

Dlaczego jednak po prostu nie biegać, po co od razu charytatywnie?

Nie jestem badaczem tematu, tylko praktykiem i od siebie mogę powiedzieć, że bieganie bardzo wzbogaca życie, dużo daje ludziom. Bieganie można traktować jako czysty sport, ale również jako jakiś sposób na spędzenie czasu z samym sobą. Dla niektórych będzie to czas z audiobookiem, podcastem, muzyką albo po prostu z własnymi myślami. Nie bez znaczenia jest satysfakcja z kondycji fizycznej, wydolności organizmu, zdrowia. No i tyle gromadzi się tych pozytywnych emocji związanych z bieganiem, że chciałoby się nimi  podzielić, zachęcić do aktywności, ale też działania dla innych. Myślę, że biegacze są ludźmi wrażliwymi, ale i w drugą stronę – bieganie uwrażliwia. Biegając dla siebie, można zrobić coś dobrego dla innych, ale i tą myśl można od wrócić, biegając dla kogoś innego, można  zrobić coś dobrego dla siebie.

Michał Kiecoń na ul. Dominikańskiej w Hermanicach jako pilot Biegu Świętego Dominika. Fot. M. Niemiec

Czym dla Pana osobiście jest bieganie? Jak to się zaczęło?

Dla mnie bieganie to nawet nie część życia, ale życie po prostu. Zaczęło się od chęci przebiegnięcia pierwszego biegu, a był nim właśnie ustroński Bieg Legionów. Miałem wtedy  około 20 lat. W 2011 roku ukończyłem pierwszy maraton – Silesia w Katowicach. Teraz na  swoim koncie mam już około 30 maratonów, a w sumie ponad 120 ukończonych biegów.

Czy ta odległość maratońska jest bardziej symboliczna czy też graniczna, w  sensie wysiłku fizycznego? Czy przebiegnięcie 42 km i 195 m różni się od przebiegnięcia 30-35 km?

Różni się bardzo. Podczas przygotowań do maratonu robi się dwie, trzy, czasem i pięć  „trzydziestek”, czyli biegów na 30 km, i one aż tak nie wyniszczają organizmu. Natomiast te ostatnie 12 km potrafi zrobić duże spustoszenie. Nawet najbardziej doświadczeni mogą się po 30-35 km zderzyć się ze ścianą, z taką barierą, że i psychicznie, i fizycznie bardzo  trudno się przełamać. Czasem się nie udaje, ale jednak maraton to król biegów długodystansowych. Każdy biegacz, który chciałby zrobić coś ambitnego, powinien raz w życiu przebiec maraton, bo jest to coś pięknego. Wartościowe i ekscytujące jest też samo przygotowywanie się. Maraton to wisienka na torcie, czasem droga jest ciekawsza niż cel, warto ją przebyć.

Przygotowanie do maratonu to droga, którą warto przebyć – mówi Michał Kiecoń.

Bieg, który najbardziej utkwił Panu w pamięci?

Na pewno pierwszy maraton i maraton w Nowym Jorku, który jest największym, najbardziej znanym i najbardziej prestiżowym maratonem na świecie. Trudno się na niego dostać, trzeba mieć bardzo wyśrubowany rekord życiowy. Na szczęście jest też pula miejsc do wylosowania i mnie się udało za pierwszym razem. Wziąłem udział w maratonie razem z 50 tysiącami innych biegaczy i z tego byłem dumny, ale poszło mi tragicznie, jeżeli chodzi o wynik, męczyłem się już od 4 kilometra. To była walka z samym sobą, żeby nie przejść do marszu, żeby biec metr za metrem. Mówiłem sobie, że skoro już tu jestem, że skoro się  dostałem… Tak dotrwałem do mety. Wspominam też najbardziej ekstremalny bieg, który prowadzi wokół najwyższego szczytu Europy, nazywa się Ultra Trail du Mont Blanc. Trasę o długości 170 km z przewyższeniem 10 tys. metrów pokonuje się bardziej marszem niż biegiem. W sumie 34 godziny i praktycznie dwie noce spędziłem w ruchu. To było  ekstremalne przeżycie.

Czy biorąc udział w różnych biegach podpatrywał Pan organizatorów z myślą, że stworzy własny?

Ciekawiło mnie zaplecze, sprawy organizacyjne i kiedy narodził się pomysł stworzenia Biegu św. Dominika mniej więcej wie działem, jak ma wyglądać. Chciałem stworzyć bieg, w  którym nie bierze się udziału tylko dla samego medalu, ale też żeby była w nim idea  niesienia nadziei i pomocy innym. Zaczęliśmy to dzieło z ówczesnym proboszczem  dominikańskiej parafii w Hermanicach Cezarym Jentą, ale szybko pojawiło się grono ludzi, którzy chcieli je z nami tworzyć – przyjaciele, rodzice, moje siostry, żona, dzieci, szwagier i cała rzesza osób, które pomagają. Z roku na rok się rozwijamy i staramy się to robić coraz lepiej.

Michał Kiecoń ma na swoim koncie biegu ekstremalne jak np. Ultra Trail du Mont Blanc.

Ile Pan biega na co dzień?

Staram się biegać pięć razy w tygodniu w okresie przygotowawczym do jakiegoś biegu, od 80 do 120 kilometrów tygodniowo. Czasami to jest tylko 50, a teraz jestem w okresie  takiego roztrenowania, że nie biegam prawie wcale. Jeżdżę na rowerze, gram w tenisa, tak całkiem bez ruchu nie potrafię.

Wspomniał Pan, że na festynie towarzyszącym Biegowi św. Dominika będą lody. Domyślam się, że z maszyny pochodzącej z Pana firmy AP Polska Kiecoń,  podobnie jak na wielu innych wydarzeniach. Mamy lato i włoskie lody są niemalże jego synonimem od gór po morze. Skąd się wziął pomysł na taką działalność?

Autorem jest pomysłodawca wszystkich działań w firmie, czyli mój tata Piotr Kiecoń.  Pierwszą maszynę do lodów ściągnął z Chin i postanowił spróbować sił w tej branży. To było w 2007 roku. Pierwsza autorska maszyna do świderków powstała w 2010 roku. W 2014 roku wyprodukowaliśmy nowoczesną maszynę do lodów włoskich i amerykańskich, a w międzyczasie przeprowadziliśmy się do nowej hali przy ul. Skoczowskiej. AP Polska Kiecoń stale się rozrasta i rozwija, wprowadzamy innowacyjne technologie, eksportujemy nasze produkty, ale nadal pozostajemy firmą rodzinną. Produkujemy maszyny do lodów włoskich, amerykańskich, tradycyjnych, granitory, kostkarki do lodu i wiele innych urządzeń gastronomicznych. Sprzedajemy je do Stanów Zjednoczonych, do Niemiec, Francji,  Hiszpanii i oczywiście na terenie całej Polski. Produkcja znajduje się w Ustroniu, adres
firmy również, czujemy się związani z lokalną społecznością.

Dziękuję za rozmowę.        Rozmawiała: Monika Niemiec

Zapisy:

5 km – https://www.pomiaryczasu.pl/…/6__bieg_sw__dominika…/

10 km – https://www.pomiaryczasu.pl/…/6__bieg_sw__dominika…/

Facebook Stowarzyszenie Bieg Świętego Dominika:

https://www.facebook.com/biegswietegodominika/?locale=pl_PL

 

 

Zobacz również

Ostatnie artykuły

Przejdź do treści