Pluszak Ustroniaczek, przywieziony z pierwszej wizyty w rodzinnym mieście mamy, odnaleziony na górnej półce szafy. Misja znalezienia wody mineralnej Ustronianka w Chicago zakończona sukcesem. Odświętny, biało-granatowy strój szkolny przygotowany na wielki dzień. Teraz pozostaje zaprezentować komisji egzaminacyjnej – w miarę czystą polszczyzną – uzdrowisko w Beskidach na południu Polski.
Matura ustna z geografii była pierwszym etapem składającego się z pięciu części egzaminu dojrzałości w Polskiej Szkole im. Trójcy Świętej w Chicago. Wzbudzała też największe emocje. Dla urodzonej w Stanach Zjednoczonych młodzieży była to pierwsza odsłona legendarnego egzaminu, o którym nasłuchali się od rodziców i nauczycieli przez lata nauki w sobotniej szkole polskiej. Ten pierwszy test poprzedziła studniówka – jedyna tego rodzaju zabawa w Chicago, z udziałem 500 nastolatków polskiego pochodzenia w eleganckiej sali bankietowej, gdzie młodzież w formalnych strojach wieczorowych dowożona jest limuzyną na wytworną kolację, a później zabawę przy disco-polo do białego rana.
Na maturę ustną z geografii młodzież miała przygotować obszerną prezentację na temat wybranego miasta w Polsce. Moja 16-letnia córka Maya – jedyna, która dotrwała do końca polskiej szkoły – wybrała Ustroń. Trudno opisać uczucie wzruszenia i dumy, które towarzyszyło naszemu wspólnemu doświadczeniu – bo w polonijną maturę zaangażowani są rodzice, czy tego chcą, czy nie. Oto moje amerykańskie dziecko będzie omawiać na maturze moje rodzinne miasto, w którym spędziłam 22 lata życia, zanim wyemigrowałam do Ameryki. Jak tu nie pękać z dumy?
Praca nad projektem była wyzwaniem czasowym i logistycznym. Polska szkoła zawsze miała konkurencję w postaci weekendowych zawodów sportowych i długiego spania w sobotnie poranki. Dla rodziców to nauka tolerowania humorów naszych nastolatków, sporadycznych protestów, a także motywacja do zachowania w domu języka polskiego.
To był prawdopodobnie pierwszy raz w historii 50 polonijnych szkół w aglomeracji chicagowskiej, kiedy komisja egzaminacyjna mogła usłyszeć tak obszernie o miejscowości uzdrowiskowej na południu Polski. Maya była w Ustroniu około 10 razy, każdorazowo na okres od 5 dni do 2 miesięcy. To, jak się okazuje, wystarczyło, żeby pokochać tę „perłę w koronie Beskidów”, jak zatytułowała swój projekt.
Składającą się z kilkudziesięciu slajdów prezentację otwierało uzasadnienie wyboru i osobiste wątki. Dalej była prezentacja miasta na mapie Polski i podstawowych faktów geograficznych i demograficznych. Komisja egzaminacyjna usłyszała też historię miasta od czasów osady rolniczo-pasterskiej przez czasy Księstwa Cieszyńskiego, zaboru austriackiego, otwarcie pierwszej huty, odkrycie właściwości leczniczych, aż po budowę słynnych „piramid”.
Trudności zaczęły się przy właściwościach uzdrowiskowych i leczniczych, bo okazało się, że choć w znanym uzdrowisku spędziłam całe dzieciństwo – głównie na Manhatanie i na Gojach – nie potrafiłam sprecyzować, na czym te uzdrowiskowe właściwości polegają. Powiedzieć o zdrowym, górskim powietrzu to za mało. Trzeba było zagłębić się w złoża borowiny i solanki, i ich zdrowotne walory, a następnie przełożyć to na język polski, który Maya zrozumie.
Mai zależało, żeby projekt odzwierciedlał jej osobiste doświadczenia. Była więc anegdota o panu spotkanym w źródełku Karola, który na pamiątkę licznych spacerów ze swoją śp. żoną, podlewa kwiaty na jej grobie wodą z tego źródła. Były próbki wody mineralnej Ustronianka dla komisji – z zaznaczeniem, że słynna woda podawana jest również przez PLL LOT na rejsach transatlantyckich. Była historia o kocie o imieniu Czantoria spotkanym na tym drugim najwyższym szczycie w Ustroniu.
Wśród omawianych ciekawostek była tężnia, którą Maya pamięta ze spacerów w Parku Kuracyjnym, maskotka Ustroniaczek, której bała się jako dziecko oraz funkcjonujące na równi dwa kościoły różnych wyznań, co wzbudziło szczególne zainteresowanie komisji. Znalazł się też wątek amerykański – odtworzona próbka popisu fortepianowego Adama Makowicza, honorowego mieszkańca Ustronia, który przez wiele lat mieszkał w Stanach Zjednoczonych.
„Zawsze myślałam, że Ustroń to babcia, lody i gofry…Okazało się, że to coś więcej” – opowiadała Maya o swoich wrażeniach po zdanym na piątkę egzaminie. „Komisja była bardzo zainteresowana Ustroniem jako uzdrowiskiem. Całe doświadczenie było bardzo intensywne. Fajnie by było spróbować kiedyś tych leczniczych kąpieli. Ale dla mnie Ustroń to zawsze będą głównie moje korzenie i moja polskość”.
Joanna Marszałek