-1.6 C
Ustroń
sobota, 4 stycznia, 2025

Patriota Antoni Mider z Markusówki

Markusówka, ostatnie lato Antoniego Midra. Od lewej: Antoni z przyszłą synową Wandą i synem Bolesławem. Na zdjęciu widoczna jest proteza jego prawej ręki.

Antoni Mider był najstarszym z ustroniaków, rozstrzelanych przez hitlerowców 9 listopada 1944 r. Po tym niezwykłym człowieku pozostało sporo cennych zdjęć. Na najstarszych podziwiamy Antoniego jako kawalerzystę w armii Austro-Węgier w 1900 r. Z kolei najnowsze dokumentują ostatnie lato w życiu Midra, otoczonego kręgiem najbliższych. Patrząc na nie, odnosimy nieodparte wrażenie, iż Antoni celowo pozuje do zdjęć, mając przeczucie, że kolejnych fotografii już nie będzie. Nie był to zresztą przypadek odosobniony. Rodziny innych pomordowanych również wspominały o ich potrzebie pozowania do zdjęć w 1944 r. Rodzina Midrów zamieszkiwała spokojne osiedle robotnicze Markusówka. Antoni pracował jako kowal w ustrońskiej fabryce Brevillier-Urban (późniejszej Kuźni). Po wypadku przy młocie, na skutek którego stracił rękę, przydzielono mu stanowisko portiera fabrycznego. Był Polakiem, nie podpisał Volkslisty, a swoje dzieci wychował na patriotów. Jako człowiek o wielkim sercu podrzucał chleb jeńcom radzieckim, pracującym przymusowo w Kuźni. Było to powodem aresztowania Antoniego w 1943 r. przez cieszyńskie gestapo. Z braku dowodów został zwolniony, ale nie powrócił już na dawne stanowisko pracy. Nazistą, który wskazał Midra jako osobę do rozstrzelania, był Karol Olek, ślusarz w Kuźni i aktywny działacz NSDAP, słynący ze szczególnie okrutnego znęcania się nad radzieckimi jeńcami. Kuriozalne jest to, iż kilka dni przed 9 listopada jeden z członków grupy egzekucyjnej jak gdyby nigdy nic przyszedł pożyczyć od rodziny Midrów noże, czyli szatkownicę do kapusty, słowem nie wspominając o zbliżającym się zagrożeniu. Wieczór poprzedzający ten najtragiczniejszy w dziejach Ustronia poranek opisuje Wanda Mider (wówczas narzeczona Bolesława Midra) w swej książce pt. „Dom na Pięknej”: „Było to 8-go listopada 1944 roku, kiedy o zmierzchu znalazłam się w mieszkaniu Bolka. Jego tata, już od dwóch lat wdowiec, siedział w kuchni obok pieca na małym stołeczku, a Bolek szykował się do pracy (…)”. „Pogoda była fatalna” – wspomina nieco dalej pani Wanda – „Prószył śnieg, a od Czantorii huczał halny wiatr (…). Pamiętam, że w ten wieczór byłam bardzo niespokojna i podenerwowana, mimo że mój teść tak serdecznie mnie zapraszał. Jak zawsze tryskał humorem, sypał kawałami, pełen nadziei, że lada dzień doczeka się wolnej Polski”. Był to ostatni wieczór w życiu Antoniego. O 4 nad ranem rodzinę obudziło ujadanie psów policyjnych i łomot do drzwi. Wtargnęła policja, a za nią gestapo, pytając o Antoniego oraz jego syna Bolesława. Antoniemu nie pozwolono zasznurować bytów ani przypiąć protezy ręki, mówiąc, że nie będzie mu już potrzebna. Zaprowadzono go na ul. Ogrodową i tam, przy mostku, rozstrzelano. Parobkowi jednego z ustrońskich gospodarzy, któremu polecono załadować ciała ofiar na wóz, podczas przenoszenia zwłok Antoniego została w ręce jego proteza, której nie zdążył dokładnie przypiąć. Powiedział wtedy „alte Mider” (stary Mider), co pozwoliło rodzinie poznać miejsce kaźni ojca.

Markusówka, ostatnie lato Antoniego Midra. Stoją od lewej: Bolesław Mider, jego siostra Rozalia Mider, NN. Siedzą: kuzynka Maria z Czech, Antoni, brat Antoniego Edward (żołnierz Legionów Piłsudskiego).

Nazwisko Bolesława Midra również znajdowało się na liście przeznaczonych do rozstrzelania. Ocalił swe życie dlatego, iż tej fatalnej nocy zastąpił w Kuźni przy tokarce brata Jana, opiekującego się chorą żoną. Pamiętnego wieczoru szykował się do pracy w fabryce, aby odbyć nieplanowaną wcześniej nocną zmianę. W Kuźni doszły go słuchy o rozstrzelaniach, dlatego pospiesznie ukrył się u dentysty Emila Kohutka, który wspierał Polaków, mimo że jego żona, Emilia z domu Kudzia, była aktywną działaczką nazistowską. Kohutkowie mieszkali w pobliżu Markusówki, w willi przy obecnej ul. 3 Maja 12. Co ciekawe, Bolesław Mider jesienią 1943 r. wraz z grupą innych pracowników Kuźni został zatrzymany przez cieszyńskie gestapo, a następnie osadzony w Oświęcimiu w charakterze zakładnika, gdzie przebywał w dniach od 9 do 17 września. Była to forma szantażu, która miała ukrócić działalność fabrycznego ruchu oporu. Dzięki opisowi Wandy Mider wiemy, iż zakładników zabrano prosto z pracy lub z domów. Najpierw sprowadzono ich na posterunek ustrońskiej żandarmerii (mieszczący się w willi Hummel przy obecnej ul. 9 Listopada 18), a następnie wywieziono samochodem ciężarowym w kierunku Skoczowa. Pojazd ten, pełen ludzi, widział Antoni Mider, zaniepokojony losem syna. Widziano ich również w Cieszynie, ustawionych w czwórki i prowadzonych przez policję, a do transportu więźniów użyto zapewne tej samej ciężarówki, na którą składowano ciała ofiar zbrodni 9 listopada. Zakładników zwolniono po kilku dniach w dotąd niewyjaśnionych okolicznościach, był to bowiem jedyny przypadek uwolnienia z obozu całej grupy, rzekomo za wstawiennictwem wysoko postawionej osoby. W ich gronie znaleźli się również Franciszek Krysta z Gojów oraz Józef Siedloczek z Poniwca, obaj rozstrzelani 9 listopada. Na podstawie badań Mikołaja Haratyka, opartych na analizie wykazu więźniów obozu w Oświęcimiu, wnioskujemy, iż zakładników było łącznie około 60. Pochodzili z Ustronia, Wisły, Trójwsi, Trzyńca i jego okolic, a także z pobliskich miejscowości na Śląsku Cieszyńskim oraz rejonów Kamesznicy. Przydzielono im numery od 149311 do 149365 (Bolesław Mider miał nr 149318, Franciszek Krysta 149320). Wśród zakładników z Ustronia byli również bracia Franciszek Zawada (ur. w 1924 r.) i Jan Zawada (ur. w 1922 r.) oraz ich ojciec Franciszek Zawada (ur. w 1898 r.), a także Józef Śliwka (ur. w 1924 r.), Otton Tomiczek (ur. w 1903 r.) i Teofil Dustor (ur. w 1911 r.).

Do podtrzymywania pamięci o tragedii 9 listopada 1944 r. w znaczny sposób przyczyniły się utwory małżonki Bolesława – Wandy Mider, ustrońskiej poetki obdarzonej ogromną wrażliwością i empatią. W 58. rocznicę tamtych wydarzeń Midrowie umieścili również tablicę, poświęconą Antoniemu, na budynku rodzinnego gniazda – Markusówki, który stał się siedzibą rodzinnej firmy. Serdecznie dziękuję wnukom Antoniego Midra – Annie Bałdys za cenne informacje i słowa wsparcia oraz Bronisławowi Midrowi za ogromne zaangażowanie podczas poszukiwania archiwalnych zdjęć oraz potomków innych pomordowanych.
Alicja Michałek, Muzeum Ustrońskie

Poprzedni artykuł
Następny artykuł

Zobacz również

Ostatnie artykuły

Skip to content