Rozmowa z Pawłem Wąskiem, skoczkiem narciarskim pochodzącym z Ustronia
Standardowe pytanie na początek. Jak zaczęła się Twoja przygoda ze skokami narciarskimi? Pamiętasz swój pierwszy skok?
Pierwszego skoku niestety nie pamiętam, miałem wtedy sześć lat. Gdzieś tam widziałem zdjęcia z tamtego okresu, ale trudno mi coś więcej powiedzieć. W tamtym czasie Adam Małysz osiągał największe sukcesy, w Polsce trwała „Małyszomania”. W każdym domu oglądało się skoki, a u mnie dodatkowo dziadek, Władysław Pytel, był trenerem skoków. W młodości sam skakał, więc ten sport był w rodzinie obecny. Mój wujek też skakał. Po prostu to było u nas we krwi, a mnie bardzo się to spodobało i chciałem, żeby dziadek zabrał mnie na trening. I tak, w wieku sześciu lat, zacząłem.
Gdzie to było?
W Goleszowie.
Czy skocznia tam jeszcze istnieje?
Niestety nie, wszystko tam zarosło.
Mieszkasz w Ustroniu, w górach. Miało to wpływ na Twoje zainteresowanie nartami?
Na pewno tak. Tata, który kiedyś był alpejczykiem, założył mi pierwsze narty, gdy miałem dwa lata. Chciał, żebym dobrze jeździł, więc dużo czasu spędzaliśmy na stokach. Siostra także jeździła zawodowo. Ja jednak wiedziałem, że chcę być skoczkiem. To była kwestia opanowania techniki jazdy na nartach i przejścia na skocznię.
W jakim klubie zaczynałeś?
W narciarstwie alpejskim trenowałem w SRS Czantoria Ustroń, a w skokach w LKS Olimpia Goleszów. Od początku byłem zapisany do klubów i brałem udział w zawodach.
Kto na początku Cię trenował?
W skokach to był mój dziadek, Władysław Pytel, a w narciarstwie alpejskim Mieczysław Wójcik. Trener Wójcik był bardzo wymagający, wręcz surowy. Jako dzieci bardzo się go baliśmy, ale to nas uczyło dyscypliny, co przydaje mi się do dziś.
W Goleszowie skakałeś na mniejszych skoczniach. Kiedy przeszedłeś na większe?
Gdy treningi przeniosły się do Wisły, gdzie były większe obiekty. Miałem wtedy kilkanaście lat. To było konieczne, aby móc się rozwijać i rywalizować na wyższym poziomie.
Czy wciąż masz kontakt ze swoimi pierwszymi trenerami?
Z dziadkiem niestety już nie, bo zmarł. Natomiast z trenerem Wójcikiem mamy kontakt. Czasem odwiedza mojego tatę w warsztacie samochodowym. A z innymi trenerami skoków spotykam się na skoczniach. To taka mała „rodzina sportowa”.
Kiedy poczułeś, że Twoja kariera nabiera rozpędu?
Gdy w wieku 16 lat zostałem powołany do kadry juniorów. To był przełom. Wcześniej trenowałem w klubie WSS Wisła i uczęszczałem do szkoły mistrzostwa sportowego w Szczyrku. Przejście do kadry otworzyło wiele możliwości – miałem więcej trenerów, dostęp do sprzętu, fizjoterapeutę. Wtedy wszystko zaczęło się na poważnie.
Jak radzisz sobie ze stresem podczas zawodów?
Mam swoje rytuały. Staram się głęboko oddychać i uspokoić głowę. Znam też taką grę palcami, która pomaga mi się skoncentrować. Ważne jest, aby skupić się na swoim ciele i tym, co mam do zrobienia, a nie na emocjach czy presji.
Jak wygląda Twój trening poza sezonem?
Po sezonie mamy trzy tygodnie przerwy. Potem zaczynamy treningi siłowe, które są kluczowe dla budowania mocy w nogach. Później zaczynamy skakać na małych skoczniach,
a od lipca startujemy w letnich zawodach. Trening zmienia się w zależności od okresu – im bliżej zimy, tym bardziej redukujemy siłownię, aby być świeżym na zawody.
A co najbardziej lubisz w treningach?
Zdecydowanie same skoki. Siłownia to konieczność, ale to na skoczni czuję prawdziwą radość.
Czy są skoczkowie, którzy szczególnie Cię inspirują?
Zdecydowanie tak. Od momentu, gdy trafiłem do kadry, zawsze podziwiałem Kamila Stocha, Dawida Kubackiego i Piotrka Żyłę. Każdy z nich ma inne podejście do sportu, co pozwala czerpać inspirację z różnych źródeł. Kamil to perfekcjonista – precyzyjnie trenuje każdy element, a jego determinacja jest imponująca. Dawid to z kolei analityk, zawsze szuka nowych pomysłów i rozwiązań. A Piotrek? Jego podejście do życia i sportu jest niezwykle pozytywne, co bardzo pomaga w radzeniu sobie z presją.
Piotr Żyła, choć pochodzi z Wisły, mieszka w Ustroniu. Jak wyglądają Wasze relacje poza skocznią?
Z Piotrkiem mamy świetny kontakt, także prywatnie. Jesteśmy praktycznie sąsiadami – dzieli nas jeden dom w linii prostej. Latem często gramy razem w tenisa na kortach w Ustroniu. W tym roku Piotrek miał kontuzję, więc nie mógł grać, ale zazwyczaj spędzamy na korcie sporo czasu. Poza tym, w trakcie sezonu, jeśli tylko zdarzy się chwila wytchnienia, czasem wychodzimy gdzieś razem. Fajnie mieć takiego sąsiada, z którym można pogadać o wszystkim, nie tylko o skokach.
Latem odniosłeś sukces, wygrywając Letnie Grand Prix. Czy to wywołało dodatkową presję przed zimowym sezonem?
Oczywiście, taki sukces zawsze rodzi oczekiwania. Problem w tym, że Letnie Grand Prix nie jest aż tak prestiżowe w naszej dyscyplinie. Najlepsi zawodnicy często nie biorą udziału we wszystkich konkursach. Na papierze to wygląda świetnie, ale wewnątrz środowiska skoków wszyscy wiedzą, że to jeszcze nie jest poziom światowy. Mimo wszystko cieszę się, że udało mi się wygrać. Kibice jednak często oczekują, że skoro ktoś triumfował latem, to i zimą będzie dominować, a to tak nie działa. Staram się nie przejmować tą presją i skupiam się na swojej pracy.
Wracając do Ustronia. Jakie są Twoje ulubione miejsca?
Uwielbiam Małą Czantorię. To spokojne miejsce, idealne do wyciszenia. Poza tym często spaceruję po deptaku z dziewczyną i psem. Ustroń to moje miejsce na ziemi.
W sezonie skoczkowie są ciągle w ruchu, ale co robisz, gdy wracasz na kilka dni do domu w Ustroniu?
Zimą te powroty są bardzo krótkie, zazwyczaj to dwa, maksymalnie trzy dni w tygodniu. Wtedy głównie odpoczywam. Często to dosłownie regeneracja – przepakowanie rzeczy, pranie i chwila wytchnienia przed kolejnym wyjazdem. Mamy jeszcze jakieś zaplanowane treningi na siłowni czy hali, ale staram się wtedy skupić na odpoczynku. Jeśli mam chwilę, to lubię spędzić czas na swoim symulatorze wyścigowym. To takie moje hobby, które pozwala mi oderwać się od skoków i trochę się zrelaksować. W sezonie zimowym raczej unikam aktywności fizycznych poza treningami, bo regeneracja jest najważniejsza.
Wygląda na to, że nasze uzdrowisko to miejsce, które naprawdę lubisz.
Absolutnie! Uwielbiam to miasto i wszystko, co oferuje. Jest tu wszystko, czego potrzebuję – góry, korty, spacery. Myślę, że tu zostanę na dłużej.
Jakie są Twoje cele na nadchodzący sezon?
Chcę poprawiać swoje umiejętności techniczne i wyeliminować błędy. Mam marzenia, ale na razie skupiam się na codziennej pracy.
Dziękuję za rozmowę. Rozmawiał: Mateusz Bielesz