5.5 C
Ustroń
niedziela, 17 listopada, 2024

Bliżej Natury – O zwierzętach na drogach

Kilka tygodni temu moją spokojną i rekreacyjną przejażdżkę bardzo popularną wśród cyklistów leśną drogą, przerwał nagle okrzyk: „O mój Boże, przejechałam węża!”. Odruchowo się zatrzymałem, wywołując spore zamieszanie wśród rowerzystów jadących grzecznie za mną i o mało co nie doprowadzając do rowerowej „katastrofy w ruchu drogowym”. Gdzieś z oddali dobiegały mnie jeszcze lamenty i okrzyki pechowej rowerzystki typu „ja nie chciałam” i „on tak nagle wyskoczył z boku”, kiedy spostrzegłem na skraju drogi nieszczęsną ofiarę i przyczynę całego zamieszania. Wąż okazał się padalcem, czyli beznogą jaszczurką, ale cała „reszta” się zgadzała – został przejechany, że tak powiem na śmierć. Szanownym Czytelnikom Ustrońskiej oszczędzę zarówno opisu stanu padalca, czyli widoku, który utknął mi w pamięci, a tym bardziej dokumentującej to zdarzenie fotografii. Niewiele bowiem wysiłku chyba potrzeba, aby wyobrazić sobie skutki konfrontacji tej przesympatycznej i zupełnie niegroźnej jaszczurki z kołem górskiego roweru.

To zdarzenie uświadomiło mi jak wiele zwierzęcych ofiar drogowych kolizji napotkałem w ostatnich 2-3 miesiącach! Prym pośród nich wiodły koty i jeże, liczną grupę stanowiły żaby i ropuchy, sporo było ptaków (z młodym łabędziem na czele), ale także dwie wiewiórki, tyleż padalców i zająców, szczur i kilka innych stworzeń myszo- i ryjówkokształtnych, a nawet łasica, czyli zwierzę sprawne i gibkie, które z łatwością powinno umykać spod samochodowych kół. Na dodatek z przeprowadzonych w międzyczasie rozmów wiem, że i tak ominęła mnie wątpliwa atrakcja zobaczenia na codziennie przemierzanej trasie dom – praca – dom co najmniej kilku saren i… bobra, które próbę przekroczenia powiatowej drogi przypłaciły śmiercią. Z pokorą i wstydem przyznać się muszę, że wiosną tego roku sam dołączyłem do grona kierowców, którzy mają na sumieniu zwierzęce życie – nawet jadąc bardziej niż przepisowo przez jedno z cieszyńskich osiedli domów jednorodzinnych, nie zdołałem uniknąć zderzenie z kosem, który wyleciał z przydrożnej kępy krzewów wprost na maskę mojego auta. Na samochodzie nie pozostał żaden ślad, ale dla kosa były to ostatni lot w życiu. Te wszystkie opisane powyżej zdarzenia i wspomnienia sprawiły, iż – zaintrygowany i wstrząśnięty zarazem – postanowiłem poszukać odpowiedzi na pytanie o skalę zjawiska śmierci dzikich zwierząt na polskich drogach.

Konkretnej i wiarygodnej odpowiedzi nie znalazłem – poruszamy się bowiem w sferze niepełnych statystyk, ułomnych i przybliżonych szacunków oraz domysłów i niedopowiedzeń. W policyjnych statystykach za rok 2023 spośród blisko 21 tys. wypadków drogowych przyczyną zaledwie 174 (0,8% ogółu) było „najechanie na zwierzę”. W tego typu wypadkach 8 osób poniosło śmierć, a 202 zostało rannych, ale o losie zwierząt policyjne źródła danych milczą. Eksperci i naukowcy zajmujący się tak ruchem drogowym, jak i zwierzętami ginącymi na drogach są jednak zgodni, że wśród tysięcy wypadków, których przyczyn w policyjnych statystykach nie wskazano, mnóstwo jest takich, do których doszło w wyniku utraty panowania nad samochodem przez gwałtowny manewr kierowcy na widok na przykład łosia, jelenia, sarny czy dzika na drodze. Według innych dostępnych szacunków na polskich drogach dochodzi do ok. 20-40 tys. kolizji samochodów ze zwierzętami rocznie. Tyle tylko, że dane te opierają się na zgłoszeniach, które poszkodowani kierowców kierują do różnych służb i ubezpieczycieli. Jak łatwo się domyśleć, większość takich zgłoszeń dotyczy przypadków, kiedy to auto zostało uszkodzone, a los zwierzęcia odgrywa raczej drugorzędną rolę. W kolizjach, w których uszczerbku doznaje samochód oraz ego i kieszeń kierowcy, biorą udział przede wszystkim większe zwierzęta, takie jak łosie, jelenie, sarny i dziki. Tym samym z tych wszystkich policyjno-ubezpieczeniowych podsumowań i statystyk „umyka” zwierzęca drobnica, po której jedynym materialnym śladem pozostaje rozjeżdżane zwierzęce truchło na asfalcie. Warto natomiast zwrócić uwagę, że w Niemczech, oficjalne statystki odnotowują rocznie ok. 250 tysięcy kolizji z udziałem zwierząt!

Od 2015 roku działa portal internetowy Zwierzęta na Drodze – Ogólnopolski Rejestr Kolizji Drogowych ze Zwierzętami (https://zwierzetanadrodze.pl/), który opiera się na aktywności wolontariuszy zgłaszających zauważone na drogach zwierzęta. Kiedy piszę te słowa w portalu zgromadzono ponad 26,3 tys. obserwacji (zgłoszonych przez ok. 280 obserwatorów), a liczba zwierzęcych ofiar przekroczyła 40,5 tys. stworzeń należących do 219 gatunków. To znowu bardzo zaniżona liczba (zwłaszcza, że dotyczy obserwacji od roku 2000), ale przynajmniej uwzględnia także zwierzęta drobne. No i pamiętać należy o losie trudnej do oszacowania liczby zwierząt, które nie zginęły „od razu” na drodze, ale poturbowane i ranne, zdołały odejść/odlecieć, aby skonać w męczarniach w innym miejscu, z dala od miejsca zdarzenia.

O rzeczywistej skali zwierzę-cych ofiar komunikacji drogowej najlepiej świadczą szacunki, które można znaleźć w publikacjach naukowych. Tylko ptaków ginie rocznie na drogach w Kanadzie 13 milionów, w USA od 89 do 340 milionów, a w Europie 194 miliony! Według polskich badań najczęstszymi skrzydlatymi ofiarami samochodów padają ptaki małe i nisko latające, które w poszukiwaniu pokarmu penetrują one przydrożne zadrzewienia i zakrzewienia (kosy, rudziki), bądź korzystają z pokarmu, który pojawia się na samych jezdniach, poboczach czy przylegających do dróg polach uprawnych (np. wróble, ale także myszołowy – zapewne wszyscy znamy widok myszołowa cierpliwie wypatrującego ofiar ze szczytu przydrożnego słupku lub ogrodzenia). Ale najczęstszą ofiarą ruchu samochodowego na polskich drogach są jeże, które stanowią ok. 1/3 wszystkich zwierząt ginących na drogach przebiegających przez tereny zabudowane, a do ok. 1/5 ofiar na drogach przecinających tereny rolne lub lasy (gdzie drugie miejsce „na podium” zajmują lisy). Przed laty Ministerstwo Środowiska szacowało, że na naszych drogach rocznie ginie mniej więcej 30 tysięcy jeży i 20 tysięcy saren oraz około 20% populacji lisów, kun, tchórzy, zajęcy czy borsuków. Zwierzęta mają gdzie ginąć, bowiem wg GUS-u na koniec 2022 r. sieć dróg publicznych w Polsce liczyła ponad 427,5 tys. km (w 2004 r. – nieco powyżej 379 tys. km), w tym drogi krajowe stanowiły blisko 19,5 tys. km, wojewódzkie – ok. 29,6 tys. km, a powiatowe i gminne – na których najczęściej i najliczniej giną zwierzęta – 378,5 tys. km. Po tychże drogach jeździło wówczas (czyli pod koniec 2022 r.) blisko 26,5 miliona zarejestrowanych w Polsce samochodów. W naszym kraju na 1000 osób przypadają 703 samochody, co jest najwyższym wynikiem w Unii Europejskiej! Czy przy takich motoryzacyjnych uwarunkowaniach skala zwierzęcych ofiar powinna dziwić? Zwłaszcza, że zwierzęta potrzebuję przestrzeni życiowej i chociaż sarnie wystarczy areał o wielkości 0,7 km2, to lis będzie potrzebował już 17 km2, jeleń do 30 km2, a wataha wilków – 230 km2. Przy takiej sieci dróg i liczbie jeżdżących samochodów, zwierzęta co rusz będą natrafiać na drogowe przeszkody i ginąć przy często rozpaczliwych próbach przedostania się na „drugą stronę” (drogi, oczywiście!). Pewnym rozwiązaniem są oczywiście różnego rodzaju przejścia dla zwierząt, budowane przede wszystkim na drogach ekspresowych i autostradach – w Polsce jest obecnie niewiele ponad 5 tysięcy takich przejść. Ale co z drogami powiatowymi i gminnymi, na których ginie najwięcej zwierząt? Cóż, jedyną szansą na ocalenie jak największej ilości zwierząt wydaje się większa ostrożność, rozwaga i wyobraźnia kierowców, którzy zdecydowanie powinni zdjąć nogę z gazu, nie tylko w interesie naszych „braci mniejszych”.
Tekst i zdjęcie: Aleksander Dorda

Poprzedni artykuł
Następny artykuł

Zobacz również

Ostatnie artykuły

Skip to content