Budynek dawnego magazynu głównego Kuźni Ustroń mijamy często bezrefleksyjnie, załatwiając sprawy w dolnym Ustroniu. W naszej świadomości wieżyczka zegarowa tkwi na jego szczycie od zawsze, stanowiąc rodzaj punktu orientacyjnego oraz bezpiecznej przystani. Teraz uśpiona, a przecież przed laty wyznaczała rytm pracy ustrońskich robotników. Przemysłowe zegary wieżowe odgrywały wtedy ogromną rolę jako jedyne, poza kościelnymi, czasomierze publiczne. Wieżyczkę znamy tylko z zewnątrz, gdyż mało kto był w jej środku.
A szkoda, ponieważ tam, w otoczeniu archaicznych trybów, naprawdę zatrzymał się czas – w XIX-wiecznej atmosferze nadal bije industrialne serce Ustronia. Dzięki uprzejmości właścicieli firmy Luxor, w których posiadaniu znajdują się obiekty magazynu głównego i laboratorium, miałam okazję być w wieży zegarowej dwukrotnie. Ostatnio w zeszły czwartek, o czym chętnie opowiem Czytelnikom.
Magazyn główny to najstarszy obiekt pozostały po ustrońskiej Kuźni. Powstał końcem lat 50. XIX w. z przeznaczeniem na magazyn wyrobów gotowych oraz ich ekspedycję. Na ukoronowanie w postaci wieżyczki musiał jednak trochę poczekać. Na przełomie lat 70. i 80. XIX w. zainstalowano w Ustroniu dwa zegary wieżowe w dwóch strategicznych pod względem przemysłowym miejscach. Pierwszy umieszczono na gichcie, czyli wieży wyciągowej przy wielkim piecu Huty „Klemensa”, służącej do transportu wsadu do przetapiania rudy. Tu jednak tarcza zegarowa znajdowała się tylko od strony północnej. Drugi zegar znalazł swe miejsce na magazynie głównym. Jego tarcze są zwrócone na wszystkie cztery strony świata. Od wewnątrz chronią je metalowe osłony, które zapewniały większy kontrast i tym samym czytelność zegara, widocznego nawet z daleka. Jedna z nich, od strony północnej, już nie istnieje, przez co w wieżyczce panuje jeszcze bardziej niesamowity klimat. W środku znajduje się sprzężona z pozostałymi mniejsza tarcza, której używał zegarmistrz, ustawiając czasomierz. Możemy na niej odczytać napis: „Ant. Kaspar in Karolinenthal”, z czego wnioskujemy, iż zegar przybył do nas z Karlina, niegdyś niezależnego miasta, które przed wiekiem stało się częścią Pragi. Wewnątrz wieży jest ciasno i gorąco, słychać tylko brzęczące osy. W środku znajdują się strome drewniane schody, zaś dostęp do zegara zapewnia bardzo wąski podest, będący w istocie tylko pojedynczą belką. Poniżej poziomu zegara widzimy małe sklepione okienka. Zaś środek wieżyczki tworzy drewniane rusztowanie, w dół którego, niczym w otchłań, opuszczają się imponujące odważniki. Cała konstrukcja, dla zachowania pionu, jest stabilizowana potężnymi metalowymi wspornikami, podtrzymywanymi przez ściany wieżyczki. W latach 1957-1958 wnętrze budynku magazynu głównego przeszło modernizację, zaś fasadę odnowiono tak, aby niczym nie różniła się od pierwotnej. Również wieżyczkę odbudowano w takiej postaci, w jakiej istniała, nieco modernizując mechanizm zegarowy. Było to zadanie trudne i nie ukończono go na czas, co wywołało wielki bunt robotników. Nadzór nad naszym czasomierzem pełnił ślusarz fabryczny Adam Łysek, kościelny w kościele Klemensowym, którego drewniany domek znajdował się na terenie dzisiejszego parkingu parafialnego.
Dziś budynek magazynu głównego przeznaczony jest do sprzedaży. Jak mówi jego właściciel Tomasz Musioł, któremu przy okazji dziękuję za zaangażowanie, w budynku mogłoby powstać 15-16 przestronnych mieszkań lub hotel w industrialnym klimacie. Najlepszy byłby inwestor, który uszanuje charakter tego miejsca. Zegar niby nie działa, ale gdy wychodziłam, wskazywał 13.04 i w istocie taka godzina wówczas była! Czary? A już za tydzień opowiem o innej potężnej historycznej machinie, która kryje się w opisywanym budynku.
Alicja Michałek, Muzeum Ustrońskie