Tegoroczne spotkanie z czajkami było dla mnie tyleż przyjemnością, co i niemałym zaskoczeniem. Kiedy bowiem „grzebię” w zakamarkach swojej pamięci, to ostanie wspomnienia czajek pochodzą sprzed jakiegoś ćwierćwiecza. Tym większe moje zdziwienie wzbudziło miejsce, w którym czajki kilkakrotnie ostatnio obserwowałem – to pod względem przyrodniczym nudny jak przysłowiowe flaki z olejem, kompleks rozległych kukurydziano- zbożowych pól na pograniczu Bażanowic i Ogrodzonej. Czajki zawsze kojarzyły mi się z podmokłymi pastwiskami i łąkami, a tu dostałem piękny pokaz ich lotniczo-zwodniczych umiejętności na tle burego, pozbawionego roślinności i bodaj ledwo co wybronowanego pola, na którym miała wzejść kukurydza. Równie zaskakująca była dla mnie reakcja kilku ornitologicznie wykształconych i „zakręconych” znajomych, którzy doniesienia o czajkach skwitowali wzruszeniem ramion i komentarzami, że to przecież ptak co i rusz spotykany, żadna tam rzadkość i sensacja. Faktycznie, różne źródła podają, że to gatunek w Polsce tak liczny i pospolity, że będący – wraz z bocianem białym i skowronkiem – jednym z symboli rodzimego krajobrazu rolniczego. Tyle że w „Czerwonej liście ptaków Polski” (wydanej w roku 2020 przez Ogólnopolskie Towarzystwo Ochrony Ptaków) czajka została zaliczona w poczet gatunków zagrożonych! Co począć z tymi na pozór sprzecznymi informacjami? Wyjaśnienia moich wątpliwości okazały się oczywiście proste, wystarczyło co nieco uważniej poszperać w ornitologicznej literaturze i na internetowych stronach poświęconych ptakom …
Czajka pośród rodzimych ptaków śmiało może zostać zaliczona w poczet tych bardziej elegancko upierzonych. Ma wielkość gołębia, ale znacznie dłuższe i czerwonawo ubarwione nogi. W szacie godowej jej biały brzuch i pierś kontrastują ze skrzydłami, które na pozór czarne, mienią się w słońcu granatowymi, fioletowymi, a ponoć i purpurowymi poblaskami. równie czarny grzbiet ma ciemnozielony połysk, do tego dochodzi duża czarna plama na piersi, biały policzek i ciemny pasek ciągnący się pod okiem od dzioba do tylnego brzegu głowy. U ptaków w locie dostrzec jeszcze można czarną plamę na białym ogonie oraz białe zakończenia skrajnych lotek pierwszorzędowych, czyli tych wyrastających na krańcach jej zaokrąglonych skrzydeł. No i te długie czarne pióra na głowie tworzące jakże charakterystyczny i zawadiacki czubek! U samców jest dłuższy niż u samic, a u dorosłych czubkowe pióra są dłuższe niż u czajkowej młodzieży. I przy tym czubku warto chwilę się zatrzymać, bowiem z nim wiąże się tytułowe wiejadło – słowo być może tajemnicze i nieznane wielu młodszym Czytelnikom Ustrońskiej. Naukowa nazwa czajki to Vanellus vanellus; łacińskie słowo vanellus pochodzi od vannus, oznaczające „szeroki wachlarz” lub „wiejadło”, czyli narzędzie służące do oddzielania ziaren od plew. Wiejadło może mieć postać płaskiego kosza lub szerokiej szufli, którymi podrzuca się w górę ziarno, aby lżejsze plewy pofrunęły sobie z wiatrem. W większości opisów czajek można znaleźć wytłumaczenie, że łacińskie wiejadło w nazwie czajki nawiązuje do jej szerokich skrzydeł i lotniczych harców samców podczas godowych popisów przed samiczkami. Ale wiejadło może mieć także formę tępych wideł z kilkoma szeroko rozstawionymi i wygiętymi zębami – według mnie podobieństwo takiego narzędzia do czubka na głowie czajek, które tworzą długie, wąskie i często łukowato zadarte pióra jest uderzające…
W tym roku najpierw napotkałem samce czajek, które swoim zwyczajem wyczyniały niezwykłe podniebne harce i lotnicze ewolucje nad oraczyną. A po kilku tygodniach, mniej więcej w tym samym miejscu ptaki zaserwowały mi pokaz, jak zachowują się dzielni i odpowiedzialni rodzice, kiedy uznają spokojnie wędrującego śródpolną miedzą człowieka za zagrożenie dla swego potomstwa. W tym przypadku dorosłe czajki zdawały się początkowo spokojnie i obojętnie przechadzać po pustym polu. Im bardziej się jednak do nich zbliżałem, tym ptaki stawały się czujniejsze i „na piechotę” podążały w stronę przeciwną. Kiedy chcąc nie chcąc przekroczyłem niewidzialną dla mnie granicę ich tolerancji mojej osoby, rozpoczęło się przedstawienie – najbliższa z czajek zaczęła udawać, że jest ranna lub chora i z obwisłym skrzydłem zdawała się zaczepnie spoglądać w moją stronę. Ot, to taki ptasi komunikat: „Hej, człowieku! Spójrz no tylko na mnie, jestem słaba, ranna, niezdolna do lotu, podejdź bliżej, z pewnością dasz radę mnie złapać!”. O złapaniu „rannej” czajki oczywiście mowy nie ma, bowiem ten sprawny i pełen energii ptak jest w każdej chwili gotów zerwać się do lotu, kiedy tylko uda się mu odciągnąć człowieka na bezpieczną odległość, czy to od zlokalizowanego gdzieś w pobliżu gniazda, czy to od kryjących się ptasich maluchów. Gniazdo czajek – to określenie trochę na wyrost. W suchych miejscach to po prostu płytki dołek wygrzebany w „gołej” glebie, czasem wyścielony kilkoma źdźbłami traw. W miejscach bardziej wilgotnych to kopczyk suchych traw z płytkim zagłębieniem i to by było na tyle. Kiedy jednak z punktu widzenia „kontuzjowanej” czajki nie zareagowałem właściwie na jej aktorską grę i nadal tkwiłem w swoim miejscu, ptak nagle odzyskał energię, poderwał się do lotu i wrzeszcząc coś w rodzaju „kiwit kiwit” zaczął krążyć nade mną udając, że przymierza się do ataku. Nie było co tych dzielnych i pełnych rodzicielskiej pasji i czułości ptaków denerwować, więc już miałem ruszyć dalej, kiedy to na buro-szarym tle gleby kątem oka dostrzegłem jakiś ruch… No proszę, dorosłym ptakom towarzyszył szarawo upierzony maluch, który chyba źle zinterpretował rodzicielskie zachowanie, bo zamiast tkwić w bezruchu i czekać aż niebezpieczeństwo się oddali, zaczął biec za rodzicem. Gdyby nie to, nie miałbym szansy go zobaczyć, bo idealnie zlewał się z glebą.
Czajki rzeczywiście preferują miejsca wilgotne – bagna, mokradła, mokre i podmokłe łąki i pastwiska, brzegi stawów itp., byle tylko miejsca te były odsłonięte, pozbawione nierówności, pagórków, obniżeń, drzew i krzewów, za którymi mógłby ukryć się jakiś drapieżnik. Jeśli ptaki wybierają miejsca suchsze, to i tak w pobliżu wody. Miejsce, w których kilkakrotnie w tym roku widywałem czajki wydawało mi się zupełnie wody pozbawione. Ptaki wiedzą lepiej co jest dla nich dobre i właściwe, więc z pewnością gdzieś w pobliżu znalazły jakiś wodny „zasób”, którego dotąd nie dostrzegłem. Tak, ptaki wiedzą co jest dla nich dobre, gorzej natomiast z człowiekiem, który co rusz podejmuje różne, na pozór racjonalne i odpowiedzialne działania, odbijające się jednak negatywnie na kondycji czajek. W Polsce początkiem XXI wieku, w ciągu ok. 15-17 lat, czyli trzech pokoleń czajek, ich liczebność spadła o blisko 70%! I chociaż to nadal to bardzo liczny gatunek (szacunkowo w Polsce w okresie lęgowym przebywa ok. 150 tys. dorosłych ptaków), to skala redukcji populacji nie tylko w naszym kraju, ale i w krajach sąsiednich każe ornitologom zaliczyć czajkę do gatunków zagrożonych. Dlaczego? Powodem jest przede wszystkim utrata siedlisk. W ramach przeciwpowodziowego zabezpieczenia budujemy obwałowania wzdłuż rzek, wzmacniamy ich brzegi, prostujemy i pogłębiamy koryta, tworzymy zbiorniki retencyjne, meliorujemy, a w efekcie tereny niegdyś regularnie wiosną podtapiane lub zalewane są „odcinane” od wody i przesuszone. Coraz intensywniejsze stają się różne zabiegi agrotechniczne, zmienia się struktura upraw, a zaniechanie wypasu bydła powoduje zarastanie pastwisk, przez co łatwiej drapieżnikom w ukryciu podkraść się do gniazd czajek. Walka z wścieklizną wśród lisów spowodowała, że tych smakoszy jajek i piskląt jest coraz więcej, a do tego swoje potrafią „dołożyć” (czyli zjeść) wrony, zdziczałe i wałęsające się psy, puszczone samopas koty mające domy i te zwane wolno żyjącymi – wszystko to przekłada się na gwałtowny spadek liczebności czajek. I chociaż wciąż jest ich sporo w naszym krajobrazie, to przecież doświadczenie uczy, że niewiele potrzeba, aby jakiś gatunek odszedł w zapomnienie, niczym tytułowe wiejadła…
Tekst i zdjęcie: Aleksander Dorda