2.3 C
Ustroń
niedziela, 17 listopada, 2024

Pusta Krysia woła o wsparcie

Na ul. Partyzantów 1, przy sklepie spożywczym Gama, od soboty funkcjonuje pierwsza w Ustroniu jadłodzielnia. To szafka i lodówka stojące obok siebie, gdzie można pozostawiać produkty spożywcze. Jest to inicjatywa stowarzyszenia Ustroń – Nasz Dom, Nasze Miasto, które zgłosiło do zbliżających się wyborców komitet wyborczy. Jak czytamy na fejsbukowym profilu Lodówki Krysi, bo tak nazwano jadłodzielnię, zasady korzystania z niej są bardzo proste i wyrażają się w słowach „Dziel się i częstuj”.

Nam wcale nie zależy na pełnych jadłodzielniach, wręcz przeciwnie. Wolelibyśmy, żeby ludzie kupowali tyle żywności, ile potrzebują, a gdyby jedzenie im zostało, potrafili je zagospodarować na własną rękę. To słowa Karoliny Hansen, która jest pionierką polskiego foodsharingu, czyli udostępniania żywności innym. Wyrażają one ideę, której celem jest zaprzestanie marnowaniu jedzenia. Jest to forma walki z nadmiernym konsumpcjonizmem.

W ramach kampanii zaczęły powstawać jadłodzielnie służące do nieodpłatnej wymiany żywności. Obok lodówek są także półki. Każdy może przynieś w takie miejsce produkty, których np. ma za dużo, a niebawem skończy się ich termin ważności. Możliwe, że ktoś ugotuje zbyt wiele zupy. Zamiast ją wylewać można przynieść ją w słoiku i umieścić w lodówce. Nikt nie chce chyba widzieć chleba w koszu, dlatego także zachęca się do oddawania go. Generalnie chodzi o to, aby przynosić produkty, których mamy nadwyżkę i nie możemy ich zagospodarować. Najważniejsze, żeby były to produkty dobre i świeże. Mówiąc inaczej to te, które sami z przyjemnością byśmy zjedli. Oczywiście funkcjonuje wiele ograniczeń. Nie powinno się przekazywać surowego mięsa, jajek czy niepasteryzowanego mleka. Każdy produkt, który jest udostępniany pownienien być dobrze opisany.

Pomysł powstał w 2012 r. w Niemczech. W Polsce pierwsza jadłodzielnia pojawiła się w 2016 r. w Warszawie. Kolejne takie miejsca znalazły się jeszcze w największych miastach naszego kraju jeszcze w tym samym roku. W naszym regionie idea także padła na podatny grunt. Do Cieszyna wprowadziły ją nawet władze stolicy powiatu. Jednak zastępca burmistrza Cieszyna Krzysztof Kasztura, który odpowiedzialny jest za opiekę społeczną w mieście, studzi bezkrytyczne i hurra optymistyczne podejście do tego tematu:

– Na terenie Cieszyna mamy dwie lodówki tego typu. Jedną z nich zajmuje się parafia katolicka, natomiast drugą opiekuje się parafia ewangelicka. Jadłodzielnie codziennie są sprawdzane pod kątem czystości, utrzymania i zawartości. Nie zdarzyło się, żeby ktoś przyniósł zepsutą żywność. Idea ich postawienia była jak najbardziej słuszna, ponieważ chcieliśmy w ten sposób pomóc najbardziej potrzebującym. Rzeczywistość zweryfikowała nasze szlachetne pomysły. Okazało się, że z lodówek korzystają w głównej mierze bezdomni, dla których stały się „sposobem na życie”. Jako miasto prowadzimy działania w obszarze bezdomności polegające na pracy z osobami dotkniętymi tą beznadziejną sytuacją i staramy się robić co w naszej mocy, żeby z tego kryzysu mogły wyjść. Mamy schronisko i noclegownie przeznaczone specjalnie dla nich. Chcemy, żeby dotknięci katastrofą bezdomności wychodzili z niej, a nie utwierdzali się w przekonaniu, że tak jest wygodniej. Jadłodzielnie nie pomagają nam w tym. Dochodzi przy nich nawet do patologicznych zachowań. Ten, który zabierze jedzenie pierwszy, potrafi nim handlować, aby kupić sobie za „zarobione” pieniądze używki czy inne towary. Część osób bezdomnych to oczywiście osoby uzależnione i wymagają profesjonalnego wsparcia, którego lodówka im nie zastąpi.

Wydaje się, że w dużych aglomeracjach ten problem może być dużo mniejszy. W tłumie ludzi jesteśmy anonimowi. Łatwiej więc podejść do takiego miejsca i zabrać sobie produkty spożywcze. W Warszawie na pewno funkcjonuje też spora grupa osób, której lewicowe idee są bliskie, więc z takich możliwości korzystają bardzo chętnie. W małych miasteczkach, takich jak Ustroń, żyje się w małej społeczności, gdzie „każdy zna każdego”. Wśród mieszkańców może dominować więc wstyd, że pobiera się jedzenie z takiego miejsca. Tym bardziej, że funkcjonuje w tym miejscu miejski monitoring. Wiadomo więc kto oddaje jedzenie i kto korzysta z tego dobrodziejstwa. Póki co, główną klientelą są osoby, które niestety często żerują na ludzkiej naiwności.

Instalatorzy lodówki, o wdzięcznym imieniu Krysia, być może również chcieli, aby mieszkańcy naszego miasta zwrócili uwagę na tych, którzy takiej pomocy najbardziej potrzebują. O tego typu formie pomocy opowiedział nam Tadeusz Browiński, prezes ustrońskiej Fundacji św. Antoniego, który od wielu lat pomaga osobom żyjącym w skrajnej biedzie.

– Pomaganie innym jest zawsze piękne. Sam miałem propozycję umieszczenia takiej lodówki obok siedziby naszej fundacji. Nie wyraziłem na to zgody, ponieważ obawialiśmy się wysokich rachunków za prąd oraz tego, że ktoś może zostawić na noc otwarte drzwi, a w najgorszym wypadku taki przedmiot po prostu zniszczy. Pojawia się też problem braku kontroli nad tym, co kto wkłada. Jest to wielka odpowiedzialność, żeby chronić innych np. przed zatruciem. Rozmawiałem też w tej sprawie z franciszkanami w Cieszynie. Często zdarza się tak, że pierwszy, który zaglądnie do lodówki, zabiera wszystko. Ponadto uważam, że taka lodówka nie miałaby u nas racji bytu, ponieważ wydajemy posiłki codziennie od poniedziałku do piątku. Każdy może przyjść i wziąć chleb, warzywa czy owoce. Dzielimy sprawiedliwie. Każdy dostaje tyle samo produktów. Nikomu nie odmówimy talerza zupy, nawet osobie pod wpływem alkoholu, bo każdy z nas już chyba wie, że to potworna choroba. Współpracujemy z Miejskim Ośrodkiem Pomocy Społecznej. Dobrze wiemy, kto faktycznie potrzebuje pomocy. Osobiście wolę tradycyjne metody pomocy potrzebującym. Działalność naszej fundacji jest tego najlepszym przykładem, bo z naszych posiłków korzysta od 50 do 80 osób dziennie.

W dniu zamknięcia gazety na profilu na Facebooku Lodówka Krysia – Ustrońska Jadłodzielnia zamieszczono wpis informujący o małym zaangażowaniu wśród mieszkańców:

Takie wieczorne zamyślenie do mnie przyszło. Bo stoję dzisiaj na deszczu, zupełnie pusta… Wtedy trochę wnętrze traci sens, za to wszystko inne mnie interesuje. No wiecie. Przejdzie jakiś tłusty kot i od razu myśl; ciekawe jaką ma lodówkę u siebie… co w środku? A tu ktoś szepnie, no i wciągam się w intrygę. No i szperam, szukam, komentuję, drzwi się nie zamykają. Macie też tak czasem? Tak więc prośba. Kiedy już wpakuję się w kłopoty, potrząśnijcie, napełnijcie – szybko wrócę do swoich zadań.

Czas pokaże kto i jak długo będzie korzystał w Ustroniu z jadłodzielni. Pod jej drzwiami nie ma tłumu dawców czy biorców. Dobrze prosperuje natomiast marketing w postaci komunikującej się lodówki. Możemy więc na razie wnioskować, że zbiera dużo lajków, ale mniej jedzenia.

 

 

 

Zobacz również

Ostatnie artykuły

Skip to content