Opisałam już romantyczną przeszłość i prozaiczną teraźniejszość słynnej willi z wieżyczką, popadającej w ruinę na Zawodziu. Gwoli przypomnienia – obiekt ten wzniósł w 1906 r. nad stromym zboczem Wisły przemysłowiec Heinrich Blank. Pięć lat później córka Blanków – Maria Wilhelmina popełniła w wieżyczce samobójstwo z nieszczęśliwej miłości. Rodzina sprzedała willę w 1926 r.
Niemal sto lat później postanowiliśmy, wzorem eksploratorów, których pasją jest zwiedzanie podobnych, opuszczonych obiektów, również zajrzeć do środka willi Blanków, aby wykonać dokumentację fotograficzną zrujnowanego zabytku. Wszystkie drzwi i większość okien stoi otworem, podobnie jak brama wejściowa.
W pierwszej chwili rzuca się w oczy ogromny bałagan, zdewastowane resztki wyposażenia pomieszczeń wyglądają jak po wielkiej rewizji. Widać, że bywało tu wielu nieproszonych gości, szukających „skarbów”. W stropach poszczególnych kondygnacji zieją ogromne dziury, odsłaniające piękne przykłady dawnej ordeki – konstrukcji bazującej na soszce, czyli trzcinie. Mimo upływu czasu mury zachowały się w bardzo dobrym stanie, a willa wprost woła o ratunek. Drzwi wejściowe są oryginalne, nie tknięte zębem czasu oraz identyczne jak na starych zdjęciach – z secesyjną stolarką oraz kutym motywem florystycznym. Zachowały się również niektóre lampy, wieńczące wejście.
Najniższą kondygnację budynku, liczącego ponoć aż 400 m², stanowią piwnice, wyróżniające się kolebkowym sklepieniem. Ściany sutereny są wysokie, a pomieszczenia przestronne. Zapewne w czasach, gdy obiekt pełnił funkcję pensjonatu, mieściły kuchnię lub nawet jadalnię. Można tu dotrzeć z klatki schodowej bądź z izby na parterze – kręconymi, drewnianymi schodami, które dziś uległy zawaleniu.
Środkowa kondygnacja, ongiś najbardziej reprezentacyjna, dziś zapełniona jest porozrzucanymi chaotycznie szczątkami wyposażenia domu, co sprawia najbardziej przygnębiające wrażenie. Piękne oryginalne okna, półokrągło zwieńczone, ukazują widok na romantyczny taras od strony zachodniej, a dalej na przestronny ogród. Teren ten dawno już opanowała natura z sarnami w roli głównej oraz dzikimi jeżynami, których kolczaste pędy pętają nogi z rzadka tu zachodzących gości. Po stylowej altanie Blanków, usytuowanej tuż nad stromym klifem brzegu rzeki, pozostał już tylko murowany postument. Rozpościera się stamtąd malowniczy widok na wstęgę koryta Wisły. Dawniej, zupełnie jak w starych filmach, można było poprzez furtkę, umieszczoną za ogrodowym domkiem gospodarczym, wejść na szczyt klifu, a stamtąd, trawersując strome zbocze, dotrzeć na nadrzeczną plażę, która była przed laty największą atrakcją w tej lokalizacji.
Szeroka klatka schodowa drastycznie pozbawiona została, zapewne przez zbieraczy złomu, metalowych balustrad. Prowadzi ona na strych, a stamtąd, drewnianymi stromymi schodkami, można dotrzeć do osławionej wieżyczki. To tędy, 113 lat temu, w swą ostatnią drogę wyruszyła nieszczęśliwie zakochana Mania Blankówna, aby w spowitym mrokiem pomieszczeniu zakończyć tragicznie swe młode życie. W wieżyczce dominuje tajemniczy, ogromny sarkofag. Po bliższym przyjrzeniu okazuje się, że mamy do czynienia z niezwykle archaiczną lodówką, pamiętającą rodzinę Blanków i z pewnością będącą świadkiem tragedii nieszczęsnego dziewczęcia. Ma ona postać kilkuwarstwowej skrzyni. Jej część zewnętrzna, obecnie mocno niekompletna, wykonana została z solidnego drewna, wewnętrzna zaś – z kilku pokładów grubej blachy, obficie nitowanej. Przestrzeń pomiędzy nimi wypełniono, wzorem dawnych lodowni, trocinami. Ten zjawiskowy, bardzo ciężki wynalazek posiada krany i system rur, którymi odpływała woda z topniejącego lodu. Z pewnością został tu zamontowany na etapie budowy domu, a sposób nitowania wskazuje na typowy wyrób Arcyksiążęcego Zakładu Budowy Maszyn w Ustroniu, działającego do 1909 r. w miejscu późniejszej Kuźni. Do nielicznych artefaktów po rodzinie Blanków należy jeszcze kilka kafli z rozebranego przed laty pieca, umieszczonych w wieżyczce. Reszta pozostawionych tu i ówdzie reliktów przeszłości związana jest z rodziną, będącą w posiadaniu tej posesji od lat 60. XX w. Wówczas też przeprowadzono remont generalny willi.
Całość sprawia wrażenie celowo zdemolowanego obiektu, jest niestety popularnym zabiegiem, stosowanym przez właścicieli zabytkowych domów, pragnących przyspieszyć proces ich dewastacji z myślą o planowanych inwestycjach. Naszym zdaniem w tej pięknej willi, skazanej zapewne na powolne acz skuteczne konanie, drzemie jeszcze spory potencjał.
Alicja Michałek, Alicja Cieślar, Bożena Kubień, Anna Łęczyńska-Szczechla, Kamil Podżorski