Rozmowa z Dorotą Walker, radną z Hermanic.
Została Pani radną nie w 2018 roku, a w wyborach uzupełniających, będąc przewodniczącą Zarządu Osiedla Hermanice. Nie myślała Pani, żeby zrezygnować z pracy w Zarządzie?
Radną zostałam w listopadzie 2020 roku, kiedy od półtorej roku pełniłam funkcję przewodniczącej Zarządu. Nie ma takiego obowiązku, ale tradycyjnie członkowie Zarządów zrzekają się tej funkcji po wybraniu do Rady Miasta. W normalnych warunkach przeprowadzilibyśmy wybory nowego przewodniczącego, jednak nastała pandemia. Przez jakiś czas nie można było organizować zgromadzeń, a potem było coraz bliżej do końca kadencji, i wraz z całym Zarządem podjęłam decyzję o kontynuacji, zwłaszcza że zazwyczaj trudno o wystarczającą frekwencję. Pełniłam podwójną funkcję do końca kadencji i podczas zebrania wyborczego oczywiście nie kandydowałam ani na przewodniczącą, ani do Zarządu. To sporo pracy dla jednego człowieka, a poza tym lepiej tych funkcji nie łączyć, bo jednak mają inny charakter i specyfikę.
A może to lepiej, że człowiek doświadczony sprawuje dwie funkcję?
Potrzebujemy ludzi, którym chce się poświęcić czas, energię, niejednokrotnie pieniądze na działalność społeczną, zabieranie komuś miejsca jest bez sensu. Sama wiem, jak trudno pogodzić wszystkie obowiązki. Jeśli są możliwości, żeby więcej osób zaangażować w pracę samorządową, społeczną, to trzeba to robić. Zachęcać, a nie samemu zajmować stanowiska. Bardzo się cieszę, że działa nowy Zarząd z panem Antonim Szczypką jako przewodniczącym, z którym wszystkim radnym z Hermanic dobrze się współpracuje. Czują to też mieszkańcy i chętnie biorą udział w zebraniach. Przyjęliśmy taką luźniejszą formułę spotkania sąsiadów, znajomych przy kawie, herbacie. Przychodzą całe rodziny, są dzieci, które ostatnio dobrze się bawiły wrzucając głosy swoich rodziców i dziadków do urny. Była to też dla nich ciekawa lekcja obywatelskiej postawy. Taką atmosferę zebrań stworzyło także miejsce, w którym się odbywają. W czasie pandemii uznaliśmy, że dla bezpieczeństwa lepiej byłoby zrobić zebranie na świeżym powietrzu. Zwróciliśmy się do ojców dominikanów z pytaniem, czy moglibyśmy się spotykać z mieszkańcami pod wiatą. Zgodzili się, za co jesteśmy bardzo wdzięczni.
Tak jak Pani wspomniała, w niektórych dzielnicach nie ma zarządów, bo jednak trudno ludzi zaangażować w pracęw samorządzie. Wiele osób realizuje się w stowarzyszeniach, ale nie w tych formalnych strukturach.
To jest problem nawet w tak aktywnym mieście jak Ustroń, w którym działa bardzo dużo organizacji pozarządowych, a efekty ich pracy są imponujące. Na działalność samorządową sensu stricto nie jest łatwo namówić. Myślę, że ludzie się boją tego, że jest to zbyt skomplikowane, że sąsiedzi mogą mieć pretensje, że narażą się na krytykę. Nie oszukujmy się, najczęstszym komunikatem, który dociera do radnych to ten, że wszystko jest źle. Bardzo rzadko ktoś mówi, że jest dobrze. Taka jest nasza, radnych rola i nie ma się na co obrażać, ale też nie ma się co dziwić, że w tych zabieganych czasach, kiedy każdy ma na głowie pracę, rodzinę, dom, mało kto chce sobie brać na barki dodatkowe zobowiązania i stresy. Media społecznościowe niestety nie pomagają. Osoby, które nawet chciałyby się zaangażować i pracować dla dobra miasta, widząc poziom debaty w internecie, często rezygnują.
Panuje też taka obiegowa opinia, że w stowarzyszeniach działa się z pasji, a do zarządu czy na radnego idzie się dla pieniędzy.
W stowarzyszeniach oczywiście działa się z pasji, ale do zarządu czy do rady na pewno nie idzie się dla pieniędzy. Stawki są znane. Przewodniczący lub przedstawiciel zarządu osiedla otrzymuje 300 złotych za udział w sesji, ale to dopiero od niedawna, bo przez kilkanaście lat było to 90 złotych. I to są jedyne pieniądze. Za całą pracę w domu, w Urzędzie Miasta, na zebraniach nie otrzymuje nic, nie dostaje nawet na ołówek. Trzeba by też obalić mit radnego, który przyjdzie raz na miesiąc do ratusza, kawkę wypije, z kimś się pokłóci i za to bierze pieniądze. Radni mają określone stawki za udział w komisjach i w sesji i nic poza tym. Praca radnego to wiele więcej. Przygotowywanie się do komisji i do sesji wiąże się z wielogodzinnym czytaniem dokumentów, projektów uchwał, mających nierzadko kilkadziesiąt stron, napisanych prawniczym i ekonomicznym językiem. Do tego dochodzi uczenie się i poznawanie przepisów, udział w zebraniach, spotkaniach, w miejskich wydarzeniach, załatwienie różnych spraw, wizje lokalne, telefony, wnioski, rozmowy. To wiele godzin pracy, ale i tak zachęcam do zaangażowania się w pracę w samorządzie. Oczywiście są mniej i bardziej zaangażowani radni. Ja na przykład, kiedy wymagają tego sprawy i żeby lepiej zgłębiać jakieś kwestie, chodzę też na komisje, których nie jestem członkiem i nie oczekuję za to dodatkowych gratyfikacji. Staram się uczestniczyć w życiu miasta, włączać się do organizacji imprez, uczestniczyć w nich. Mnie ta działalność przynosi dużo satysfakcji. Są oczywiście trudne chwile, kiedy się zastanawiam, po co mi to było, ale potem udaje się coś wydeptać, coś ważnego zrobić dla ludzi, jak na przykład światła na skrzyżowaniu Dominikańskiej, i wtedy jestem dumna.
Do działalności w samorządzie może też zniechęcać to, że radni i Urząd Miasta na wiele rzeczy nie mają wpływu.
Ktokolwiek zacznie się przyglądać pracy rad w całym kraju, bo działamy w tym samym systemie prawnym, przekona się, jak mocno ograniczone są obecnie kompetencje samorządu. W poprzednich wywiadach moje koleżanki i koledzy różnie odpowiadali na pytanie, co ich najbardziej zaskoczyło w pracy radnego. Ja bym powiedziała, że właśnie to. Struktury gminne nazywają się wprawdzie samorządem, ale na wiele rzeczy nie mamy wpływu. Często wydaje się, że załatwienie sprawy jest bardzo proste, a potem okazuje się, że jednak nie i to rodzi sporo frustracji. Mieszkańcy mówią mi, że wszystko mogę załatwić, bo jestem w radzie, a tak absolutnie nie jest. Prawo lokalne, które stanowi nasza Rada jest podporządkowane ustawom Sejmu, ale też uchwałom Sejmiku Województwa Śląskiego. Wiele sfer naszego życia leży w kompetencji instytucji powiatowych, wojewódzkich czy państwowych. Najwięcej kontrowersji budzą chyba kwestie organizacji ruchu, a one w większości w ogóle nie przechodzą przez miasto. Decyzje zapadają na szczeblu powiatowym i wojewódzkim. Wielkim szokiem dla mnie i myślę, że również dla innych radnych są kwestie finansowe. Poprzednie media mocno nagłaśniały dotacje dla gmin, premier jeździł z czekami na remonty z takiego czy innego programu, ale diabeł tkwi w szczegółach. Po pierwsze te programy miały choć trochę złagodzić fatalne skutki Nowego Ładu i innych ekonomicznych posunięć, które dramatycznie odbiły się na budżetach gmin, a po drugie to Warszawa zaczęła dyktować, na co możemy przeznaczać pieniądze. Dotacje dotyczyły ściśle określonych rzeczy, a nie tych, których najbardziej potrzebowaliśmy. Niektórzy mówią, że są takie i takie programy, stąd i stąd można wziąć pieniądze, ale trzeba mieć dużo szczęścia, żeby spełnić akurat te, a nie inne warunki. Uważam, że w tym chaotycznym systemie dotacji, który i tak nie zrekompensował strat, poruszaliśmy się nadzwyczaj dobrze i udało się pozyskać sporo pieniędzy, mimo iż nasza kadencja była niezwykle trudna ze względu na pandemię, na wojnę w Ukrainie i na sytuację polityczno-gospodarczą w kraju.
Wspomniała Pani o zarządach dróg, rządzie, jakie jeszcze instytucje mają ostatnie słowo w naszych sprawach?
Pewnie wszystkich nie wymienię, bo co jakiś czas zaskakuje mnie kolejna sprawa, która spada na nasze barki. O oświacie dużo się mówiło, ale ludzie nie do końca w to wierzą, że państwo po prostu nie przekazuje subwencji w odpowiedniej wysokości i nikogo nie interesuje, skąd mamy wziąć pieniądze na finansowanie szkół. A tu chodzi tylko o płace dla nauczycieli, bo wszystko inne jest finansowane przez miasto. Kiedy rząd ogłasza kolejne podwyżki dla nauczycieli, to ja, zamiast się cieszyć, bo znam to środowisko, oboje moi rodzice byli nauczycielami, zastanawiam się, ile miasto do tego dopłaci. Ale opowiem o innej sprawie, bo o tym to chyba nikt nie słyszał, mnie ona bardzo zaskoczyła. Gdy po śmierci członka rodziny, który pozostawił długi, bliscy zrzekną się spadku, by nie przejąć długów, to właśnie gmina ma obowiązek przejąć spadek z dobrodziejstwem inwentarza! W obecnej kadencji były dwie takie sytuacje, które kosztowały nas kilkaset tysięcy złotych. I co z tego, że miasto jest współwłaścicielem nieruchomości, jeśli nie ma łatwego sposobu na ich zbycie? Na temat współpracy czy właściwie jej braku z niektórymi instytucjami jak np. z Wodami Polskimi można by napisać osobne artykuły. Bulwary nadwiślańskie utrzymujemy, wycinamy krzewy, kosimy trawę, obsadzamy roślinnością, a Wody Polskie każą nam płacić za ich dzierżawę. Takich przykładów jest wiele.
Co jeszcze ogranicza radnych?
Decyzje poprzednich rad miasta. Nie mówię tego w pejoratywnym znaczeniu, po prostu są projekty, które zdecydowano się realizować i my nie możemy sobie ot tak ich porzucić. Duże przedsięwzięcia rzadko są realizowane w jednym roku, więc trzeba zarezerwować na nie środki w kolejnych latach. Nie może być tak, że gdy przychodzi nowa rada, to zrobione i zapłacone projekty, idą do kosza. To byłyby wyrzucone pieniądze, pieniądze publiczne! Zapraszam wszystkich bardzo serdecznie na posiedzenia komisji, można się umówić i posłuchać. Budżet miasta to bardzo skomplikowana konstrukcja, zwłaszcza gdy nie chce się wszystkiego „przejeść”. Jednak wydatki bieżące, czyli takie konieczne są coraz wyższe, a my chcemy, żeby jeszcze wystarczyło na drogi, kanalizację itp.
A na basen?
Sprawa basenu budzi wiele kontrowersji, postulat budowy nie padł nigdy na zebraniach w Hermanicach, ale rozumiem chęć wybudowania. Uważam też, że potrzebna jest rzeczowa rozmowa z mieszkańcami na temat kosztów budowy i utrzymania, z jakich inwestycji bylibyśmy w stanie zrezygnować. Jeśli jednak następna rada zdecyduje się na budowę basenu i nawet znajdzie dotację, to z powodu różnych aspektów prawno-ekonomicznych, obawiam się, że ta budowa może zablokować pieniądze na wszystko inne. Istnieje poważne zagrożenie, że na takie jak budowa wodociągów i kanalizacji czy remonty szkół, dróg po prostu nie będzie można wpisać do budżetu miasta, bo nie pozwolą na to wskaźniki, które jesteśmy zobowiązani przestrzegać przepisami prawa. Mówienie o budowie basenu za środki zewnętrzne bez podawania szczegółów to mamienie ludzi i demagogia. Żeby korzystać ze środków, tak jak już mówiłam, trzeba spełniać szereg warunków, ale mieć jeszcze zagwarantowane własne środki. Nie mówiąc już o tym, że w dalszym ciągu nie mamy lokalizacji, bo jak wiadomo, teren którym przez lata zajmowała się poprzednia rada, okazał się niemożliwy do wykorzystania. Tam najprawdopodobniej stanie hala sportowa bardzo potrzebna naszym dzieciom, młodzieży i dorosłym chcącym trenować rekreacyjnie oraz nowoczesne żłobko-przedszkole. Brakuje nam miejsca na salach gimnastycznych i brakuje pełnowymiarowej hali dla naszych piłkarzy ręcznych, a kolejki w żłobku są legendarne. Zagwarantowaliśmy pieniądze w budżecie na 2024 rok na projekty i będziemy szukać finansowania. To w mojej ocenie są ważniejsze inwestycje. Budżet trzeba konstruować uważnie, stąd też ten nasz konserwatyzm fiskalny na początku kadencji. To nie były popularne posunięcia, nikt tego nie robił z lekkim sercem, ale był konieczny. Przyszłość pokazała, że były to słuszne posunięcia, bo mniejsze wpływy do budżetu w czasie pandemii nie załamały naszych finansów.
Jedną z takich instytucji, z którymi musimy współpracować jest Zarząd Dróg Wojewódzkich. W tej kadencji kontakty miasta z ZDW są bardzo intensywne, ale dzięki nim udało się zmienić organizację ruchu na os. Manhatan, czekamy na światła dla pieszych na skrzyżowaniu DW941 z ul. Akacjową i przede wszystkim mamy przebudowane skrzyżowanie ul. Dominikańskiej z Katowicką. To jedna z najważniejszych inwestycji nie tylko w Hermanicach, ale w całym mieście. Ważna też dla Pani w wymiarze osobistym.
Pochodzę z Nierodzimia i moja mama Bogusława Rożnowicz była radną w tej dzielnicy. Razem z ówczesnym Zarządem Osiedla i jego przewodniczącą Małgorzatą Kujawą, z mieszkańcami, wśród których była m.in. obecna wiceprzewodnicząca Rady Miasta Ustroń Jolantą Hazuką, oraz pozostałymi radnymi i burmistrzem Ireneuszem Szarcem doprowadziła do przebudowy skrzyżowania ul. Katowickiej z ul. Skoczowską i Wiejską. Pomiędzy tamtą inwestycją a tą w Hermanicach widzę wiele analogii. Ich wagi nie da się przecenić, bo w obu przypadkach stawką było ludzkie życie. Na obydwóch skrzyżowaniach przed zamontowaniem sygnalizacji świetlnej dochodziło do wielu wypadków również śmiertelnych, w obu sprawa ciągnęła się kilkadziesiąt lat i w obu przypadkach trzeba się było wykazać wielką determinacją, żeby w końcu głos ludzi dotarł do województwa. Jestem bardzo dumna z tego, że doprowadziliśmy do przebudowy skrzyżowania w Hermanicach. To historyczna inwestycja i myślę, że też przykład wzorcowej współpracy dla jej realizacji – inicjatywa oddolna, aktywność mieszkańców, ponad 3 tysiące zebranych podpisów, współpraca radnych, działaczy z Kozakowic, z powiatu, członków Zarządu Osiedla Hermanice, burmistrza Ustronia, wsparcie radnego Sejmiku Województwa Śląskiego śp. Andrzeja Molina, cierpliwe, ale nieustępliwe rozmowy z dyrektorem ZDW Zbigniewem Taborem. Jeśli przy innych tego typu sprawach też chcemy być brani na poważnie, to nie wystarczy komentować na fejsie i pisać interpelacje. Zadaniem działaczy samorządowych jest bycie skutecznym, a to wymaga mówienia jednym głosem w rozmowach z instytucjami zewnętrznymi. Jakby na to nie patrzeć, to burmistrz miasta jest decyzyjną osobą i instytucje wojewódzkie czy państwowe z nim będą rozmawiać.
Pochodzi Pani z Nierodzimia, spędziła 11 lat w Wielkiej Brytanii, a potem zamieszkała w Hermanicach. Jakie wrażenie zrobiła na Pani ta dzielnica?
W Hermanicach zamieszkałam trochę przez przypadek. Wracaliśmy do Polski, kiedy mój syn miał 3 miesiące i nie miałam możliwości, żeby szukać domu na własną rękę. Jasne, na pierwszy rzut oka mogłoby się wydawać, że nic w tych Hermanicach nie ma, chociaż to nieprawda. Mamy aktywne Przedszkole nr 4 przy ul. Wiśniowej, mamy parafię ojców dominikanów, w której dużo się dzieje, mamy dwa place zabaw, boiska. Przede wszystkim zaś w Hermanicach mieszkają wartościowi ludzie, więc mamy z kim i wokół czego budować wspólnotę. Myślę, że najlepszym przykładem, że Hermanice mają w sobie to coś, jest EkoFest, który odbył się już trzy razy i trzy razy setki ludzi bawiły się razem. Bardzo dużo osób i firm włączyło się też w organizację. Żadna inna dzielnica nie organizuje takiego rodzinnego, wielopokoleniowego pikniku, na dodatek z edukacją ekologiczną w tle.
Co udało się zrobić w tej kadencji w Hermanicach?
Wymienię inwestycje w całej dzielnicy, ponieważ wnioskowaliśmy o nie również jako Zarząd Osiedla, a poza tym współpraca z innymi radnymi z dzielnicy układała się bardzo dobrze i właściwie pracowaliśmy wspólnie dla całych Hermanic. To efekt naszej wspólnej pracy. Oprócz tej historycznej przebudowy skrzyżowania na DW941, była jeszcze jedna bardzo znacząca inwestycja, której również nie udawało się przez lata zrealizować, czyli modernizacja pobocza przy ul. Skoczowskiej. Powstał chodnik, który według nomenklatury fachowej nie jest chodnikiem, ale spełnia jego funkcję i to jest najważniejsze. Tym samym udało się wreszcie stworzyć przestrzeń dla pieszych wzdłuż całej ulicy Skoczowskiej i ma to duże znaczenie dla bezpieczeństwa i komfortu. Wysuwając te dwie inwestycje na pierwszy plan, nie chcę przez to powiedzieć, że inne są mniej ważne, raczej zwrócić uwagę, że nie można się poddawać. Jako radna czy przewodnicząca osiedla zajmowałam się wieloma mniejszymi sprawami, ale dla konkretnych mieszkańców były one bardzo ważne i ja również traktowałam je z należytą uwagą. Wymienię tu: rozbudowę kanalizacji w rejonie ul. Skoczowskiej, Laskowej i Orzechowej, naprawę nawierzchni na ul. Orzechowej, ul. Wspólnej (do ul. Sztwiertni), ul. Laskowej, wymianę kilkudziesięciu lamp na LED-owe, montaż progów zwalniających i wymianę balustrady na mostku na ul. Folwarcznej, projekt budowy kanalizacji na ul. Folwarcznej i projekt przebudowy ul. Folwarcznej od stacji paliw do mostku, utworzenie jednokierunkowej pętli na ul. Choinkowej, co poprawiło bezpieczeństwo pieszych i rowerzystów.
Muszę też zapytać, czego nie udało się zrobić?
Oczywiście są i takie sprawy. Budżet miasta to kompromis wszystkich radnych i interesów mieszkańców wszystkich dzielnic oraz interesu miasta ogółem. Planowana jest już budowa oświetlenia ulicznego na ul. Sosnowej. Mieszkańcy chcieliby zmiany organizacji ruchu i otworzenia dla pieszych przewiązki na DW 941 na wysokości Baru pod Lasem oraz przywrócenia przejścia dla pieszych w okolicy przystanków autobusowych w Kolonii. Ważna jest modernizacja kanalizacji na ul. Różanej oraz modernizacja słupów sieci energetycznej. Bardzo kosztowną, ale pożądaną inwestycja byłaby budowa wodociągu od Bładnicy w stronę Kozakowic.
Dziękuję za rozmowę. Rozmawiała: Monika Niemiec