Część III – Kościół Jakubowy niczym Świątynia Jerozolimska.
W zamierzeniu niniejszy cykl miał składać się z trzech części, jednak informacji jest tyle, iż powstanie jeszcze czwarta. W poprzednich odcinkach, w numerach 39 i 41, przedstawiliśmy pierwotny wygląd gmachu dawnej dyrekcji Huty „Klemensa” (dzisiejszego Muzeum Ustrońskiego), a także zdradziliśmy, iż budynek obecnego przedszkola na krzyżówce powstał jako arcyksiążęca leśniczówka. Dziś pochylimy się nad uwiecznionym na rysunku Świerkiewicza terenem Kościoła Ewangelicko-Augsburskiego. Jak już wspominaliśmy w pierwszej części, naszym zdaniem artysta przedstawił drogę do Ustronia tak, aby wzrok odbiorcy kierował się w pierwszej kolejności na nowy kościół Jakubowy, co było zapewne intencją jego budowniczego – pastora Karola Kotschego. Patrząc z perspektywy autora dzieła widzimy kościół Jakubowy na wschodzie Ustronia, czyli od strony budzącego się słońca. W architekturze świątyni odnajdujemy ponadto symbolikę wolnomularską, odnoszącą się do Salomonowej Świątyni w Jerozolimie, wzniesionej przez wielkiego mistrza Hirama Abiffa z Tyru. Mistrz ów (podobnie jak bracia Kohlhauptowie, wspomagający ewangelicki zbór, prowadzący w pierwszej połowie XIX w. w miejscu obecnej Donatówki Fabrykę Wyrobów Metalowych), był również odlewnikiem miedzi i brązu. Najbardziej ewidentną analogią są tutaj dwie kolumny – Jachin i Boaz oraz ich piramidalne zwieńczenie w formie tympanonu przy zachodnim wejściu (w miejscu obecnej wieży), a ponadto proporcje obu budynków, zgodnie z wymiarami świątyni podanymi w Septuagincie, są identyczne. Wejście do kościoła zorientowane jest tak, iż wkraczający do niego wierni kierują się na wschód, gdzie znajduje się ołtarz. Co więcej, założone przez ustrońskiego pastora ogrody kościelne okolone były ogrodzeniem wspartym na 77 słupach. W gematrii (z której obficie czerpali wolnomularze) liczba ta symbolizuje doskonałość, nieskończoność i bezpieczeństwo. Pamiętać tu należy, iż pierwszym znanym nam masonem w dziejach Ustronia był książę Albert Kazimierz Sasko-Cieszyński, inicjator miejscowego przemysłu oraz fundator Hotelu „Kuracyjnego” z łazienkami do kąpieli żużlowych. Pełnił on rolę protektora lóż wolnomularskich Świętego Cesarstwa Rzymskiego oraz był hojnym fundatorem lokalnych kościołów. Bogactwo symboliki masońskiej emanującej ze świątyni oraz fakt, iż pastor Kotschy był człowiekiem o szerokich horyzontach, świadczyć może o tym, iż również on sam przynależał do kręgów wolnomularskich. Pastor był człowiekiem znacznie wyprzedzającym swoją epokę, a na plebanii gościli liczni uczeni i intelektualiści, stymulujący go do nieustannego rozwoju. Na lewo od nowego kościoła widzimy Bethhaus, drewniany ewangelicki dom modlitwy, służący do czasu oddania obecnego murowanego obiektu w 1838 r. Za nim widoczna jest plebania z 1787 r. oraz murowana szkoła z 1827 r. Trudno dziś jednoznacznie orzec, jak długo przetrwała pierwsza drewniana świątynia. Świerkiewicz utrwalił ją na swym rysunku, jednakże Jan Wantuła optował za tym, iż rozebrano ją wcześniej. Z drugiej jednak strony dostrzegamy ją na mapie wykonanej w ramach III pomiaru wojskowego monarchii habsburskiej, co sugeruje, że mogła istnieć jeszcze w latach 60 XIX w.! Czyżby, ze względu na nabożny szacunek, trzymano kościółek tak długo, aż sam się rozpadł? Jeżeli by tak było, wspominałby o tym następca Kotschego pastor Jerzy Janik. Na obecnym etapie badań nie jesteśmy w stanie jednoznacznie odpowiedzieć na to pytanie. Warto jednak podkreślić, iż w bieżącym roku pamięć o drewnianej świątyni została odświeżona, a ustroniacy poznali miejsce, gdzie znajdował się Bethhaus, które uhonorowane zostało pomnikiem. Jak się okazuje, z jego wyposażenia zachowały się nie tylko cynowe świeczniki, naczynia liturgiczne czy obraz „Ostatnia wieczerza” nieznanego autora, ale także ambona, która została opisana jako rokokowa, pochodząca z przełomu XVIII i XIX w., z figurą anioła na baldachimie i Duchem Św. w podniebiu. Omawiając okolice placu kościelnego przy kościele ewangelickim warto jeszcze zwrócić uwagę na drewnianą dzwonnicę, wzniesioną tuż obok kościoła w 1857 r., rok po śmierci Kotschego. To na niej tymczasowo wisiały cztery dzwony, zanim trafiły na upragnioną wieżę kościelną, poświęconą w 1865 r. Dzwonnica nie zmieściła się już w zakresie czasowym powstawania omawianego przez nas rysunku, jednakże warto spróbować ustalić jej lokalizację, co będzie na pewno kolejnym wyzwaniem dla miejscowych pasjonatów. A w następnym odcinku przeanalizujemy dolną część Ustronia, widzianą oczami Świerkiewicza w połowie XIX w. Alicja Michałek, Mikołaj Haratyk, Kamil Podżorski
Część II cyklu – Rozwiązujemy zagadki rysunku Edwarda Świerkiewicza z 1855 r. znajduje się tutaj