Tego rodzaju wycieczka była zorganizowana po raz pierwszy w historii ZST- tygodniowy pobyt w Portugalii, którego główną atrakcją miał być mecz Ligi Mistrzów. Podczas wyjazdu wszystko „kręciło się” wokół wielkiego footbalu.
Mieszkaliśmy u ludzi zawodowo związanych z klubem Benfica Lizbona, dzięki którym mogliśmy zobaczyć i dowiedzieć się znacznie więcej niż przeciętny kibic piłki nożnej. Korzystaliśmy z ich gościnności, nocując w znakomitych warunkach i jedząc przepyszne posiłki. Transport w obrębie tzw. „Wielkiej Lizbony” nie stanowił problemu, gdyż organizatorzy przewozili naszą grupę busami w zależności od potrzeb i miejsca docelowego. Organizatorami pobytu byli państwo Aneta i Bartosz Kubica. W wycieczce wzięło udział 20-stu uczniów ZST. Opiekunami byli: Mateusz Żebrowski oraz Wojciech Nawrocki. Z Ustronia do Lizbony jest 3400 km w linii prostej. Część naszej grupy wylatywała z lotniska Warszawa – Modlin, druga część z lotniska Kraków – Balice. Spotkaliśmy się w Lizbonie. Zaraz po wylądowaniu, przewieziono nas ma mecz Olivais e Moscavide vs Sporting Lizbona. Niesamowita była atmosfera na stadionie. Widać, że dla ludzi z przedmieść footbal to odskocznia od trudów dnia codziennego. Miejscowi niezwykle żywiołowo kibicowali swojej drużynie.
Drugiego dnia skupiliśmy się na zwiedzaniu najstarszej dzielnicy Lizbony – Alfamy. Jest ona niezwykle urokliwa. Plątanina wąskich uliczek, niekiedy bardzo stromych. Od razu w oczy rzucała się bardzo specyficzna sieć tramwajowa. Zabytkowe pojazdy, mkną po Alfamie w górę i w dół, jakby zaprzeczając prawom fizyki. Przeszliśmy do handlowych dzielnic Baixa oraz Chiado, mających zupełnie odmienny charakter niż Alfama. Godzinę postaliśmy w kolejce do zabytkowej windy św. Justa. Widok z góry na miasto wynagrodził nam długie czekanie. Zdecydowaliśmy się na nocną przejażdżkę żółtym tramwajem po Alfamie. Warto było, choć mieliśmy niemałe problemy z” upchnięciem” naszej grupy do niewielkiego wagonika.
Ranek przywitał nas piękną pogodą. Zupełnie inaczej prezentowała się Portugalia w słońcu. Plaża położona niedaleko naszego pensjonatu, przypominała bałtyckie klimaty. Długa na kilkanaście kilometrów, szeroka, piaszczysta. Za to ocean budził respekt. Nie był specjalnie wzburzony, fale miały 2-3 metry wysokości. Od razu znaleźli się chętni do kąpieli. Woda również była „bałtycka”, miała jakieś 18-19o C. Pobyt na plaży urozmaiciliśmy sobie spacerem brzegiem oceanu oraz meczem piłki plażowej. W drugiej części dnia, zdecydowaliśmy się podjechać pod pomnik Chrystusa Zbawiciela. Sam pomnik jest wzorowany na Chrystusie z Rio de Janeiro, ma 110 metrów wysokości. Spod pomnika rozciąga się niezły widok na drugą wizytówkę Lizbony: Most 25 Kwietnia. Most łączy brzegi Tagu, tuż przy jego ujściu do oceanu. Liczy sobie 2,5 km długości, a swoją konstrukcją przypomina Golden Gate w San Francisco. Podjechaliśmy do przystani promowej, skąd niecodziennym środkiem komunikacji miejskiej-promem- przepłynęliśmy do zabytkowej dzielnicy Lizbony – Belem. Dzielnica Belem to przede wszystkim muzea i zabytki. Nas interesowały przede wszystkim: Pomnik odkrywców, wieża Belem oraz klasztor Hieronimitów. Nie obyło się też bez degustacji lokalnych specjałów – ciasteczek Pastéis de Belém.
Kolejny dzień to wyłącznie piłkarskie atrakcje. Po wielu perypetiach, związanych z fatalną pogodą, obejrzeliśmy mecz młodzieżowej Ligi Mistrzów, a późnym wieczorem zasiedliśmy na trybunach Estadio da luz, by podziwiać mecz Ligi Mistrzów: Benfica – Real Sociedad. To wielki spektakl muzyka, efekty świetlne, odśpiewanie hymnu Benfiki oraz hymnu Ligi Mistrzów i pierwszy gwizdek. Naprawdę robiło wrażenie. Cóż! Gospodarze nie mieli tego wieczoru „dnia” i grali poniżej oczekiwań kibiców. Mecz rozgrywali w głębokiej defensywie, w większości na swojej połowie. Z dobrej strony zaprezentował się Real Sociedad. Grając dynamicznie i z pomysłem, wygrał spotkanie 1: 0. Ku wielkiemu rozczarowaniu gospodarzy, Benfica praktycznie straciła jakiekolwiek szanse na wyjście z grupy. Pobyt na tego rodzaju imprezie był czymś naprawdę imponującym i bezwarunkowo godnym polecenia. W takim widowisku uczestniczyliśmy po raz pierwszy w życiu. Wrażenia są niezapomniane. Było warto.
Piątego dnia udaliśmy się do Porto. Pobudka o 5 rano. W pięknym Porto przywitała nas ulewa. Gdy dotarliśmy do mostu Ludwika I, byliśmy już kompletnie przemoczeni. Lało, wiało i nie za bardzo było wiadomo, co dalej robić. W przerwie między falami deszczu, próbowaliśmy pochodzić po starówce oraz brzegami rzeki Duero. Zdaniem wielu turystów, a także samych Portugalczyków, Porto to „perła w koronie” i nie ma osoby, której to miasto nie przypadłoby do gustu. Mamy więc powód, aby jeszcze tam wrócić.
Portugalia to nie tylko zabytkowe miasta, czy wielki football. Dla miłośników natury i niesamowitych widoków, ma również wiele do zaoferowania. Przylądek Roca ta najdalej na zachód wysunięty punkt Europy. Wysoki na 140 metrów, opada pionowym klifem do Oceanu Atlantyckiego. Najbliższy ląd stały oddalony jest o 5600 km. Udaliśmy się krawędzią klifu do położonej 1,5 km dalej plaży Praia da Ursa. Szlak wiódł wśród wzgórz porośniętych tylko karłowatą roślinnością, przez co widoki były rozległe. Samo zejście do plaży miało charakter górskiego szlaku, ale bez problemu daliśmy radę. Plaża zasłużenie uchodzi za najpiękniejszą w Portugalii. Ocean był wzburzony, niebo zachmurzone, co tylko dodawało „dramaturgii” otoczeniu.
Czas pożegnać się z Portugalią. Ostatniego dnia pobytu, pogodę mieliśmy zdecydowanie najlepszą. Do południa wylegiwaliśmy się na plaży, po obiedzie spacerowaliśmy po Lizbonie. Tydzień minął nie wiadomo kiedy. Nikt z nas w Portugalii wcześniej nie był. Każdy wyobrażał sobie ten kraj inaczej. Jedni przez pryzmat footbalu, inni poprzez wielką Lizbonę i jej zabytki, a niektórzy poprzez przyrodę czy krajobrazy. Jakkolwiek by nie patrzeć, ten stosunkowo niewielki kraj ma wiele do zaoferowania zwiedzającym. Dla nas priorytetem była piłka, widzieliśmy trzy mecze na najwyższym poziomie. Wrażenia jakie na nas wywarły, na długo pozostaną w pamięci. Pogoda – jak to nad oceanem, bywała kapryśna. Zwiedziliśmy spory kawałek Portugalii. W imieniu opiekunów dziękujemy grupie za zdyscyplinowanie i fajną atmosferę. Wojciech Nawrocki