Rozmowa z Katarzyną Serafin-Ciupek, fotograf, autorką projektu „Kobieta Stela” w Gazecie Ustrońskiej.
Jak ci się pracowało przy projekcie „Kobieta Stela”?
To była ciekawa przygoda i satysfakcjonująca praca. Z tego, co pamiętam, zamysł redakcji był taki, żeby zaprosić ustronianki do zabawy z własnym wizerunkiem, ośmielić je, by zaprezentowały się w niecodziennej odsłonie i przy okazji opowiedziały coś o sobie. Panie dostawały darmową sesję fotograficzną w zamian za publikację.
Ale nie tak łatwo namówić kobiety, żeby się odsłoniły.
No właśnie. Dlatego kiedy ja przejęłam cykl, zaczęłam od poszukiwań wśród znajomych kobiet. Oczywiście wiedziałam, że są to fajne babki, ale dopiero w czasie sesji, poznawałam je bliżej i nieraz zaskakiwały mnie swoją inną twarzą i też dowiadywałam się o nich nowych rzeczy. Zaskakiwały mnie swoimi pasjami i wciąż myślałam sobie, jacy fajni ludzie są koło mnie. Bo też chodziło o to, żeby zwrócić uwagę na to, że wokół nas żyją bardzo ciekawe osoby, a przez pośpiech, brak uwagi, nie zauważamy ich. Mamy określony wizerunek w głowie, spotykając je w pracy, na ulicy i czasem dopiero gdy ukażą nam się w specjalny sposób na zdjęciu, zaczynamy je dostrzegać. Na co dzień funkcjonuje inny rodzaj uwagi – śledzenie życia innych na Facebooku, Instagramie, wchodzenie z buciorami w czyjeś życie, komentowanie, plotkowanie, ale brak takiego prawdziwego zainteresowania.
Czy profesjonalny fotograf potrafi wydobyć z modelki coś, czym nawet ona jest zaskoczona?
Ja tego tak nie odczuwam, bo widzę daną osobę właśnie tak, jak ona potem wygląda na zdjęciu, ale odbiór samych kobiet jest właśnie taki. Słyszę, że udało mi się oddać emocje i wydobyć z nich coś, czego się nie spodziewały. Ostatnio jedna z klientek powiedziała mi: „O kurczę, to jestem prawdziwa ja”. Trudno o lepszy komplement dla fotografa. Świadczy to jednak o tym, że chowamy się przed światem, tworzymy taki obraz siebie, jaki sobie wymyśliliśmy, jaki chcemy pokazać ludziom i czasem zapominamy, że tak naprawdę jesteśmy inni.
Jak się robi dobre portrety?
W przyszłym roku będę miała 20-lecie pracy w zawodzie. To są lata doświadczeń, praktyki, podglądania najlepszych fotografów i przepatrywanie zdjęć z całego świata. Polska ma dobrych fotografów, ale ja najbardziej lubię zdjęcia zagranicznych twórców – z Wielkiej Brytanii, Stanów Zjednoczonych czy Australii, oni są 100 lat przed nami. Inspirują mnie i od nich czerpię pomysły na sesje. Jest to też praca z modelem, bo ja przed sesją, chcę wiedzieć o fotografowanej osobie wszystko, co się da. Musi też odrobić zadanie domowe, polegające na tym, że ma mi przysłać 5 dowolnych zdjęć z internetu, które jej się podobają. Muszę wiedzieć, co ona lubi, jak patrzy na świat. Nie o to chodzi, żebym ja realizowała własną wizję, nawymyślała, nakupowała gadżetów, bo potem może się okazać, że klientowi po prostu się to nie podoba. Ja się dzień w dzień bombarduje obrazami i mam je zapisane w głowie. Przy spotkaniu z klientem wyskakuje ten czy inny, jest modyfikowany, przepuszczany przez daną sytuację i mamy portret z jednej strony taki, jak chce klient, z drugiej mój. Idealna kompilacja.
Często się zdarza, że ludzie mówią o sobie, że są niefotogeniczni? Co to znaczy?
To nic nie znaczy i strasznie mnie denerwuje, jak ktoś od progu woła, że jest niefotogeniczny. Nasz mózg jest pokręcony i często patrzymy na siebie w sposób, który nie oddaje rzeczywistości. Widzimy w lustrze nasze przeżycia, emocje, troski, obawy, a nie swoją prawdziwą twarz. Dlatego płoszymy się, gdy ktoś powie nam komplement. Jak to? Ja? Ładnie wyglądam? Przecież tu mam krzywo, tam opuchnięte, a w ogóle to miałam ciężki tydzień. Ja nie siedzę w głowie swoich modeli i nie mam pojęcia, o tym wszystkim. Widzę ładne oczy czy uśmiech, ciekawego człowieka.
Wychodzi na to, że taka sesja z fotografem to jak z psychoterapeutą.
Trochę tak. Oczywiście zdarzają się osoby bardzo pewne siebie, które nie mają problemu z pozowaniem, ale najczęściej sytuacja sam na sam z obiektywem, onieśmiela. Mam wrażenie, że problem tkwi w samoocenie, w tym, że krępujemy się, gdy skupia się na nas cała uwaga. Ale może właśnie o to chodzi, żeby postawić się na chwilę w centrum? Moim sposobem na skrępowanie klientów jest humor. Pożartujemy trochę, pośmiejemy się, zrobimy kilka zdjęć, które idą do kosza, a potem naprawdę robimy już te prawdziwe. Ja mam już je w głowie, wiem jak mają wyglądać, więc pracujemy do skutku. Dużo wymagam od ludzi, ale jeszcze więcej od siebie. Na takiej sesji daję z siebie wszystko, to jest maksimum uwagi, skupienia na drugim człowieku. Po takiej sesji bywam wyczerpana do cna.
Masz jakieś fotograficzne marzenia?
Jeśli chodzi o ludzi, to marzy mi się męski akt. Nie chodzi mi o wymuskanych modeli, sześciopaki na brzuchu i ładne buźki, ale o takich codziennych, domowych chłopów, z jakimi mieszkamy, żyjemy na co dzień. Zapraszam do kontaktu, jeśli znalazł by się ktoś chętny. Uwielbiam akty z tzw. nagością zakrytą. Coś widać, ale więcej można się domyślać. I do tego zamczysko i wszystko w czerni i bieli… Gazeta Ustrońska takiego projektu nie opublikuje, ale jaki piękny byłby na przykład kalendarz z prawdziwymi facetami!
Mamy wakacje, a co z tym związane, pstrykać będziemy setki zdjęć z urlopów. Jak sprawić, żeby były wyjątkowe?
Przede wszystkim trzeba patrzeć. Rozejrzeć się wokół i zobaczyć, co warto na zdjęciu pokazać. A potem się ruszyć. Kucnąć czy nawet się położyć, wyciągnąć rękę, pójść za jakiś kwitnący krzak, który potem znajdzie się w kadrze. Warto robić ramki, ale nie za pomocą narzędzi w komórce, ale rzeczywiste. Może to być uliczka, budynek, żywopłot, szpaler drzew. W szkole fotografii często powtarzano nam, że musimy się nauczyć widzieć. Gdy będziemy uważni, to nie tylko uda nam się uniknąć na zdjęciu rozwieszonej bielizny czy brudnych naczyń, ale uchwycimy klimat miejsca i emocje na twarzach ludzi.
Dziękuję za rozmowę. Rozmawiała Monika Niemiec